Recenzja Samurai Shodown Anthology – sześciopak z Japonii - Brucevsky - 16 lutego 2017

Recenzja Samurai Shodown Anthology – sześciopak z Japonii

Brucevsky ocenia: Samurai Shodown Anthology
73

Sześć w wielu kręgach kultowych bijatyk w jednej paczce. Przekrój produkcji wydanych od 1993 do 2005 roku. Samurai Shodown Anthology to na pewno kuszący zestaw dla wszystkich fanów gatunku i miłośników kanapowego multiplayera. Nie każdy będzie nim jednak w równym stopniu zachwycony, bo to cykl zupełnie inny od takiego na przykład Street Fightera.

Zacznijmy od tego, że Samurai Shodown to seria specyficzna, dużo mniej przystępna od popularniejszych i bardziej mainstreamowych cyklów Namco czy Capcom, ze Street Fighterem i Tekkenem na czele. Tutaj ataki specjalne wymagają nie lada zręczności i wklepywania skomplikowanych sekwencji przycisków w ultra krótkim czasie, a systemu trzeba się nauczyć, by myśleć o sukcesach. Przekonałem się o tym dobitnie jako stawiający dopiero pierwsze kroki w świecie samurajów amator. Kilka minut treningu i parę pojedynków na rozgrzewkę nie wystarczy tutaj nawet, by ukończyć tryb arcade na najniższych poziomach trudnościach, co może zaskoczyć każdego przyzwyczajonego do prostoty wielu konkurencyjnych bijatyk. Mistrzowie masherki i osoby brzydzące się blokowaniem w każdej z tworzącej Anthology części skazani są na łomot i regularne klęski z kierowanymi przez konsolę przeciwnikami. 

Mając już to wyjaśnione, możemy przejść do samej zawartości zestawu. Pod względem przygotowania Anthology nie można mieć do SNK żadnych zastrzeżeń. W testowanej przeze mnie edycji na Wii pomiędzy poszczególnymi odsłonami można przełączać się łatwo za pomocą dedykowanego menu. Pojedynki i konkretne moduły ładują się błyskawicznie, więc w ciągu kilku minut można przejść od sparowania w SS II do trybu treningu w czwórce. Wszystkie odsłony działają płynnie, nie ma mowy o żadnych niedopuszczalnych w bijatykach zwolnieniach animacji. Wizualnie to kawał historii wirtualnej rozrywki. Ciekawie jest sprawdzić, jak Samurai Shodown ewoluował w latach dziewięćdziesiątych XX wieku i do jakiego etapu dotarł w ciągu ponad dekady istnienia. Nawet pierwsze części nie wyglądają dzisiaj najgorzej, w czym zasługa przede wszystkim ładnie animowanych sprite’ów postaci i teł 2D. Wydana najpóźniej szóstka to już naprawdę cieszące oko projekty plansz i bohaterów oraz wywołujące dobre wrażenie animacje ataków.

Skoro już wspomniałem o szóstce - nawet jako indywidualna produkcja broniłaby się ona wystarczająco dobrze, więc nawet niechętni do podróży w czasie mają powód, by Anthology się zainteresować. Kilkadziesiąt zróżnicowanych postaci, od wzbudzających respekt samurajów, przez dziwolągi w rodzaju robota-lalki, po psy i małpy, daje wystarczające pole wyboru graczowi. Do tego są jeszcze rozmaite style, które zmieniają sposób kierowania każdą postacią. Znalezienie herosa właściwego do swoich predyspozycji i upodobań jest w SSVI proste, choć może być czasochłonne. Niestety nadal tryb arcade nie kusi żadnymi efektownymi animacjami i ciekawymi historiami poszczególnych postaci, więc i tę odsłonę wypada potraktować przede wszystkim jako zabawkę dla fanów multiplayera. Z tego co zdążyłem już wybadać, największy zarzut w stosunku do gry od fanów serii to… brak krwi i brutalnych wykończeń oponenta. Szkoda, że SNK z nich zrezygnowało, bo to charakterystyczny element serii, jak fatality w Mortal Kombat

Wypada wspomnieć, że wersja na Wii doczekała się mini-gry wykorzystującej kontroler ruchowy. Klon bazarowych jajeczek, w której wybranym zwierzakiem łapiemy jedzenie i omijamy noże czy inne przedmioty. Zabawka na kilka chwil. 

Fani serii i osoby lubiące styl obrany przez SNK będą Anthology zachwycone. Dostrzegą oni te wszystkie niuanse odróżniające poszczególne części i czerpać będą satysfakcję ze szkolenia się w perfekcyjnym opanowaniu ulubionych postaci. Inaczej odbierać zestaw mogą laicy, których zachęci wizja posiadania sześciu gier w cenie jednej. Dla nich dostępne odsłony będą do siebie bliźniaczo podobne. Dostrzegą powtarzające się animacje, niewiele zmieniającą się stawkę bohaterów, brak intrygującego tła fabularnego i zachęcających do zabawy prezentów np. po ukończeniu arcade. Takie założenia w stosunku do tej serii przyjęło SNK i trudno z tego powodu ich krytykować. Ja bawiłem się nieźle i ze swojej perspektywy, samotnika, który czasami ma okazję powalczyć z innymi graczami daję 73. Wiem jednak, że weterani serii będą spędzać na arenach długie godziny i dla nich to gra na dziewięćdziesiąt kilka punktów. 

Brucevsky
16 lutego 2017 - 20:39