Recenzja: Ao no Exorcist #1 - #5 - Froszti - 28 maja 2020

Recenzja: Ao no Exorcist #1 - #5

Ao no Exorcist – tytuł, który znacząca większość miłośników japońskiej popkultury, kojarzy jako całkiem dobre anime. Należy jednak pamiętać o tym, że serial nie miałby prawa powstać, gdyby nie mangowy pierwowzór, który cały czas w regularnych odstępach czasu zapewnia rozrywkę solidnej grupie fanów. Pora więc sprawdzić, czy komiks pomimo kilku lat na karku, nadal jest godny uwagi i czy może konkurować z nowszymi pozycjami.

Rin Okumura to nastolatek, który wiecznie wdaje się w jakieś problemy. Jego głowę nie zaprząta chęć dalszej nauki, tylko kolejne wstrzymanie bójek. Jego kompletnym przeciwieństwem jest jego brat bliźniak Yukio, niebywale ułożony młodzieniec, który pragnie zostać lekarzem. Oboje mieszkają w kościele prowadzonym przez księdza Shiro Fujimoto, który opiekuje się nimi od wczesnego dzieciństwa. Z pozoru zwykły żywot Rina ulega całkowitej przemianie pewnego dnia kiedy, zostaje zaatakowany przez grupę chuliganów na czele której stoi dziwnie wyglądający chłopak. Okazuje się, że otaczający go świat jest o wiele bardziej skomplikowany, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Od niepamiętanych lat trwa nieustanna wojna dobra i zła, w której po przeciwnych stronach stoją egzorcyści (w tym ksiądz Shiro) i piekielne demony. Jakby tego było mało okazuje się, że Rin jest potomkiem samego szatana, który zrobi wszystko, aby ściągnąć go na swoją stronę. Ksiądz Fujimoto stając do nierównej wali z groźnym przeciwnikiem w celu ratowania „syna”, poświęca swoje życie. Wydarzenie to staje się bodźcem dla chłopaka, który postanawia zostać największym z egzorcystów i pokonać szatana. Drogą do celu okazuje się nauczanie w Akademii Prawdziwego Krzyża (kształcącej egzorcystów), w której jednym z wykładowców jest Yukio (mała niespodzianka). Nastolatek posiadający naprawdę potężne i mocno niebezpieczne moce chce jak najszybciej walczyć, musi się jednak nauczyć się z nich korzystać, co niestety pociąga za sobą konieczność mozolnej nauki (której szczerze nienawidzi). Właśnie na tym aspekcie skupia się fabuła pierwszych pięciu tomów serii, będąca swoistego rodzaju preludium do mocniejszej i jeszcze bardziej widowiskowej opowieści.

Jak doskonale widać po powyższym opisie, historia nie jest tutaj nadmiernie skomplikowana i nie ma się tutaj co spodziewać prawdziwych scenariuszowych fajerwerków. Na rynku od dłuższego czasu jest cała masa lepszych lub gorszych mang, w których kościół walczy z piekielnymi pomiotami. Nie oznacza to jednak, że autorka Kazue Kato poszła po najmniejszej linii oporu i nie dodała do scenariusza pokaźnej dawki autorskiej treści. Wyraźnie od samego początku ma ona swoją własną wizję fabuły, którą stopniowo z wielkim pietyzmem prezentuje w kolejnych publikowanych rozdziałach.

Najbardziej rzucającym się w oczy elementem mangi jest ukazany tutaj wątek walki dobra i zła. Nie ma co ukrywać, że stanowi on podstawę widowiskowej akcji, która przyciąga do tytułu spore grono czytelnicze. Za dynamicznymi scenami skrywa się jednak pewna dosyć intrygująca tajemnica, która powoli wyjaśnia się z każdą kolejną przeczytaną stroną. Pod tym względem jest dobrze, ale na pewno nie znajdziemy tutaj niczego odkrywczego.

Zdecydowanie najciekawszym i najlepszym elementem mangi są jej bohaterowie. Na pierwszy plan wysuwają się bliźniaki Rin i Yukio, którzy z początku są jak ogień i woda. Ich relacje z każdym kolejnym rozdziałem i kolejnymi wydarzeniami ewoluują. Muszą oni zrozumieć, że tak naprawdę są do siebie bardzo podobni i ich zachowanie ma wymierny wpływ na całe otoczenie. Nie można tutaj również zapomnieć o całej grupie pozostałych postaci (szczególnie kolegach Rina z klasy „egzorcystów”), o których zdecydowanie nie można powiedzieć drugoplanowe. Każda ma inny charakter, inaczej postrzega świat, łączy je jednak niezbyt przyjemna przeszłość i plany pokonania sił „piekielnych”.

„Niebieski egzorcysta” to nie tylko widowiskowe walki i skomplikowane relacje pomiędzy postaciami. Znajdziemy tutaj również całkiem udane elementy humorystyczne, które co prawda do najbardziej ambitnych nie należą, ale zdecydowanie potrafią wywołać mimowolny uśmiech na twarzy czytelnika. Podstawą warstwy komediowej jest oczywiście Rin, którego zachowanie często prowadzi do iście slapstickowych sytuacji. Znajdziemy tutaj elementy humoru z „podtekstem”, którego najbardziej jaskrawym przedstawicielem jest mająca pewien deficyt ubraniowy Shura Kirigakure.

Jeśli chodzi o warstwę artystyczną dzieła, to pod pewnymi względami jest ona prosta, ale utrzymuje całkiem dobry poziom jakościowy. Postacie nakreślone są dobrze, w większości przypadków nie ma problemu z rozróżnieniem konkretnych bohaterów (z wyłączeniem kilku fragmentów) jedyne, do czego można się tutaj przeczepić to dosyć wąski zasób mimiki twarzy. Tła o ile się pojawiają, to są narysowane z dbałością o mniejsze detale i doskonale uzupełniają konkretne kadry. Sceny walk prezentują się naprawdę świetnie, wyraźnie autorka i jej asystenci skupili się najbardziej na tym elemencie komiksu.

Nie ma zbytnio o czym się rozpisywać, jeśli chodzi o rodzime wydanie, które jest dokładnie takie jak powinno być. Dobre tłumaczenie, bardzo dobra jakość druku, kolorowe obwoluty przykuwające wzrok potencjalnego nabywcy i mały często humorystyczny dodatek skrywający się pod nimi.

Ao no Exorcist był, jest i pewnie jeszcze przez pewien czas będzie całkiem udanym shounenem, który całą swoją demoniczną otoczką potrafi przykuć uwagę miłośników tego gatunku. Seria pomimo dziesięciu lat na karku i pojawienia się całej masy innych tytułów, nadal stanowi pozycję, która potrafi zapewnić sporo doskonałej zabawy. Zdecydowanie warto się nią zainteresować, jeśli jeszcze ktoś tego nie zrobił.

Mocna akcja i dobry humor - podstawą udanego tytułu.

Radosław Frosztęga


Egzemplarz do recenzji dostarczyło wydawnictwo Waneko.

 


Froszti
28 maja 2020 - 09:40