Recenzja: Escape Quest. Za garść neodolarów. - Froszti - 17 czerwca 2020

Recenzja: Escape Quest. Za garść neodolarów.

„Za garść neodolarów” to druga pozycja z serii Escape Quest (połączenia książki, gry i elementów Escape Roomów), która pojawiła się niedawno nakładem wydawnictwa Egmont. Tym razem czytelnik/gracz nie będzie miał jednak okazji poszukiwania zaginionych skarbów. Przeniesie się on w niedaleką przyszłość, gdzie rządzą wielkie korporacje, dla których życie ludzkie kompletnie nic nie znaczy.

Na temat ogólnej koncepcji serii Escape Quest, pisałem już przy okazji recenzji tytułu „Poszukiwacze zaginionego skarbu”. Nie chcąc się w pewnych kwestiach powtarzać, zachęcam do zapoznania się z tym tekstem każdego, kto nie wie czym jest ta seria.

Na samym wstępie należy napisać kilka słów na temat jakości wydania dzieła, które może zachęcić potencjalnych odbiorców do wydania zasobów swoich cyfrowych kont. Mocno uwagę przykuwa grafika na okładce, która jasno określa z czym będzie się miało do czynienia wewnątrz. Kolorowe neony, latające pojazdy i „specyficznie” ubrane postacie, to wielki ukłon w stronę miłośników cyberpunkowych klimatów. Świetnie prezentuje się również wewnętrzna oprawa graficzna, która stanowi tutaj pewien dosyć istotny element tytułu (zarówno pod względem budowania klimatu, jak i samej rozgrywki). Christophe Swal (odpowiedzialny za rysunki) łączy w swoich pracach elementy zapożyczone z wielu innych pozycji, tworząc coś, co naprawdę przykuwa uwagę.

Jeśli chodzi o warstwę fabularną, to tak jak zostało to już wspomniane we wstępie, czytelnik/gracz zostaje przeniesiony do roku 2062. Świat jaki znamy, przestał istnieć w wyniku wielkiej wojny nuklearnej. Na gruzach cywilizacji powstały nowe skupiska ludzkie, gdzie rządy objęły wielkie megakorporacje. Garstka wybrańców może cieszyć się wielkimi przywilejami i czerpać z życia pełnymi garściami. Większość społeczeństwa żyje jednak w wielkim ubóstwie, gdzie głód i przemoc jest czymś zupełnie normalnym. Ludzie pragnąć, zapomnieć o swoim podłym losie uciekają w wirtualny świat, gdzie mogą stać się każdym. Gdzieś tam istnieje jednak grupa „sprawiedliwych” (tajemna organizacja hakerów), która nie ma zamiary się poddać i będzie walczyć z dyktaturą, aby wyzwolić ludzi z tego piekła.

Czyżby twórcza inspiracja Ghost in the Shell?

Być może brzmi to wszystko dosyć intrygująco, jest jednak bardzo dalekiej od ideału. Gracz wciela się tutaj w rolę hakera, który zostaje złapany na gorącym uczynku kradzieży „klawiatury” ze sklepu internetowego. Jego czyn zostaje dostrzeżony przez wspomnianą grupę hakerów, która wyznacza mu ważne zadanie do wykonania (kara za odmowę, jaka go czeka jest naprawdę „sroga”). Już w przypadku recenzowanego wcześniej tytułu („Poszukiwacze zaginionego skarbu”), fabuła nie stanowiła czegoś mocno nadzwyczajnego, jednak warstwa „awanturniczo-przygodowa” jeszcze się pod pewnymi względami broniła. Tutaj jednak mamy do czynienia z kliszą innych bardziej znanych tytułów (najbardziej wyczuwalne będą tutaj nawiązania do Matrixa), bez większego autorskiego polotu. Całość jest bardzo sztampowa i pod pewnymi względami przewidywalna, stając się tytułem dosyć przeciętnym (pod względem fabuły), który może zapewnić chwilę relaksu tylko pod warunkiem, że nie będzie się od niego oczekiwać się niczego nadzwyczajnego (raczej pozycja dedukowana wąskiej grupie wielkich miłośników cyberpunku). Pozostawiający wiele do życzenia poziom literacki tytułu, może zaskakiwać, szczególnie biorąc pod uwagę samych autorów, którzy siedzą w „nowych technologiach” (najwyraźniej jednak znajomość zagadnień technicznych i praca jako dziennikarze nie zawsze przekłada się na zdolności fabularyzowania swoich tekstów).

Z odmętów pewnej „miałkości” pozycję wyrywają pojawiające się tutaj zagadki. O ile w przypadku poprzedniego recenzowanego tytułu, można było pisać o „średnim” poziomie trudności, tutaj idzie on troszkę w górę i w pewnych fragmentach stanowi naprawdę solidne wyzwanie. Pojawiające się zagadki są dosyć różnorodne, niekiedy nawiązując swoją konstrukcją i stylistyką do popularnych znanych dzieł (np. łamigłówka nawiązująca do Pac-Mana). Nadal jednak pojawia się tutaj problem nie zawsze logicznie opisanych zadań, co niekiedy znacząco utrudnia odnalezienie odpowiedzi. Opisując aspekt „zagadek”, nie można nie wspomnieć o samej rozgrywce, która prezentuje się całkiem dobrze i kolejny raz wykorzystuje całą publikację (zarówno sama książka, jak i wycinane elementy z jej okładki). Zabawa trwa tutaj troszkę ponad 3 przewidziane godziny, jednak wszystko będzie tutaj zależne od samego gracza i jego spostrzegawczości i umiejętności logicznego myślenia.

„Za garść neodolarów” pod pewnymi względami zdecydowanie nie zachwyca, z odmętów pogłębiającej się przeciętności tytuł ratuje tylko dobre zagadki. Naprawdę wielcy fani cyberpunku pewnie znajdą tutaj coś interesującego, co zapewni im chwilę rozrywki. Jeśli jednak ktoś chce sprawdzić tylko czym jest nowa seria od Egmontu, to zdecydowanie polecam lepsze „Poszukiwacze zaginionego skarbu”.

Pozycja pozostawia wiele do życzenia, ale i tak pewna grupa "graczy" powinna się przy niej doskonale bawić.

Radosław Frosztęga


Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Froszti
17 czerwca 2020 - 10:41