Recenzja płyty Puscifer - Existential Reckoning. Coś na trudne czasy - fsm - 13 listopada 2020

Recenzja płyty Puscifer - Existential Reckoning. Coś na trudne czasy

Nowa płyta grupy Puscifer miała pojawić się w przyszłym roku, ale pandemia sprzyja siedzeniu na tyłku i tworzeniu, więc Maynard James Keenan, Carina Round i Mat Mitchell zakasali rękawy i wypuścili na świat czwarty album grupy, która zaczęła swój żywot trochę jako żart, a ostatecznie przerodziła się w najciekawszy projekt sygnowany nazwiskiem Keenan. Tool wrócił po latach i nie przyniósł żadnych niespodzianek, A Perfect Circle wróciło po latach i lekko zaskoczyło, zaś Puscifer średnio co 4-5 lat daje światu nowy album. Existential Reckoning to najpoważniejsza płyta w dorobku zespołu i taka, która miała szansę być najlepszą.

Po dwóch tygodniach spędzonych z "egzystencjalnym rozliczeniem" Puscifera już wiem, że sztuka nagrania najlepszego albumu się nie udała, choć to nadal kawał zacnego materiału do wielokrotnego odsłuchu. Ale tak naprawdę ostateczna ocena zależy od nastawienia. Puscifer stonował humor, postawił na całkiem poważne teksty o kondycji świata, okładka po raz pierwszy jest naprawdę ładna, a muzycznie wszystko jest w średnim tempie. Więc miłośnicy dźwiękowego galopu i wygłupów będą zawiedzeni. Odbiorca szukający czegoś do analizowania, wręcz przeciwnie.

Moje pierwsze zderzenie z albumem było naznaczone myślą "tu się za dużo dzieje, nie ogarniam, muszę na spokojnie podejść do każdego utworu". Potem obejrzałem koncert, jaki Puscifer nagrał w Arizonie i udostępnił fanom za ok.80 zł, gdzie premierowy materiał pokazał się z ciekawszej strony. Bo muzyka na żywo niemal zawsze zyskuje. I Existential Reckoning zyskało. Te wszystkie warstwy, dwugłos Maynarda i Cariny, nieoczywista konstrukcja utworów. Fajnie jest!

Apocalyptical i The Underwheling to dwa single promujące płytę i dwie z trzech najbardziej "rockujących" piosenek, które nie do końca oddają klimat reszty albumu, wypełnionego elektronicznymi rytmami, basowymi pomrukami i małą ilością riffów. Ale to nie problem, bo są tu takie cudeńka jak Grey Area z fajnym gitarowym akcentem schowanym gdzieś z tyłu, nieco toolowe (pod kątem wokalu) Bullet Train to Iowa czy nowy singiel - Theorem - gdzie hałasu jest wyraźnie więcej w drugiej połowie utworu. Ta na dobrą sprawę na Existential Reckoning nie ma słabego utworu. Nawet Fake Affront, będący cieniem rewelacyjnego The Remedy, może się podobać, bo jest skoczny i mówi prawdę. A na deser, na sam koniec tej podróży po różnego rodzaju ludzkich ułomnościach zanurzonych w sosie z "buraczanego archiwum x" mamy spotkanie z pijaczkiem i wariatem, który twierdzi z całym przekonaniem, że wszystko jednak będzie dobrze. W 2020 to musi wystarczyć.

Existential Reckoning wpisuje się trochę w estetykę ostatniego albumu Toola - ciężko przysiąść do odsłuchu tej płyty ot tak, bez skupienia. Wtedy nie wyciągniemy z tego spotkania niczego - to jest w sumie największa wada tego albumu, że to średnie tempo usypia czujność - a jest tu sporo smaczków. Po prostu zarówno Conditions of my Parole, jak i Money Shot były bardziej różnorodne i nieco łatwiejsze do przyswojenia, więc pewnie dlatego wydają mi się lepsze. Ale jeśli poszukujesz, drogi czytelniku, czegoś wielce ciekawego, to zapraszam. Puscifer Cię nie zawiedzie.

fsm
13 listopada 2020 - 17:06