Recenzja mangi Requiem Króla Róż #6-#10 - Froszti - 27 kwietnia 2021

Recenzja mangi Requiem Króla Róż #6-#10

Intrygi, plotki, konszachty z wrogami, dworskie spiski, eliminacja rywali – czyli codzienność życia angielskiej szlachty w mandze Requiem Króla Róż. Do tego dochodzi jeszcze cała masa różnorakich emocji, gdzie przoduje oczywiście miłość i nienawiść.

Jeśli po przeczytaniu początkowych tomów serii ktoś był pewien, że już nic nie będzie mogło go tutaj zaskoczyć i jest on gotowy na wszelkie zawiłości fabularne, to część szósta dosłownie wgniecie go w fotel. Na czytelnika czeka tutaj bowiem jeszcze większa dawka intryg, szalonych emocji, szybkich zwrotów akcji i masy niejednoznacznej fabuły, która wymusi na odbiorcy chwilę głębszej refleksji. Autorka w tomiku tym sporo uwagi skupia na polityce i zawiłościach sprawowania władzy, co prowadzi często do dość widowiskowej „akcji”. Na odrobinę dalszy plan schodzą mocne eksponowane do tej pory wewnętrzne rozterki bohaterów i ich emocjonalność. Nie oznacza to jednak, że całkowicie ona rezygnuje z tego elementu tytułu. Jest on tutaj nadal wyczuwalny, dotykając różnych aspektów życia (min. zakazana miłość), stając się przyjemnym w odbiorze tłem dla bardziej wymagającej treści, która prowadzi do genialnego dramatycznego finału.

Poprzednia część serii zakończyła się w takim momencie, że czytelnik momentalnie chciał sięgnąć po następny tomik, aby zaspokoić swoją ciekawość. Nie powinno to dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że coraz bliżej jest wielki i potencjalnie mocno krwawy finał wojny pomiędzy rodami Yorków i Lancasterów. Autorka w kreśleniu swojej historii często jest bezpardonowa i dzięki temu tak dobrze potrafi ona zaskoczyć czytelnika. Doskonałym tego przykładem może być tutaj próba podjęcia próby samobójczej przez Ryszarda, który nie może się pogodzić z faktem, kim tak naprawdę jest jego ukochany Henryk. Jakby tego było mało, otrzymuje on od Edwarda IV polecenie ostatecznego pozbycia się odnogi rodu Lancasterów, co oznacza konieczność zabicia jednego z najważniejszych dla jego serca ludzi. Najprościej jest więc tutaj napisać, że album ten wypełnia wartka historia, która wywołuje u czytelnika całą masę różnorodnych emocji. Sama fabuła potrafi być również dość zaskakują, ale tylko pod warunkiem, że ktoś nie zna historycznego finału Wojny Dwóch Róż (autorka troszkę nagina tu historyczne realia do własnych potrzeb, ale trudno nazwać to błędem, kiedy tak dobrze się to sprawdza w całej zaserwowanej u historii).

Fabuła tomiku ósmego dzieje się dziesięć lat po wydarzeniach ukazanych w poprzedniej części serii. Wszyscy zainteresowani zapomnieli już o minionych tragediach i śmierci Henryka, zajmując się całą masą nowych intryg i problemów. Aya Kanno na pewno pozwoli swoim bohaterom na beztroskie życie i czerpanie radości z posiadanej władzy. Na scenie pojawiają się nowe postacie, które mocno namieszają i ponownie wprowadzą spore zagrożenie wybuchu kolejnej krwawej wojny. Obok tego wszystkie nie mogło tutaj zabraknąć różnorakich emocji, które są już przecież znakiem rozpoznawczym serii. Autorka nie boi się również zaserwować kilku „pikantnych” scen, które wykraczają poza pewne „standardy” fantasy i niekoniecznie każdemu przypadną go gustu. Nie zmienia to jednak faktu, że mamy tu do czynienia z kolejną naprawdę niezłą odsłoną serii, która ciągle zapewnia czytelnikowi masę doskonałej rozrywki.

Motywem przewodnim dziewiątej części serii jest wielka rozpusta króla, który nie może opanować swoich żądzy (z winy wiedźmy Jane) oraz postępujący konflikt braci, który kończy się uwięzieniem Jerzego przez Ryszarda. Obok tego sporą część tomiku wypełnia treść poświęcona wewnętrznym rozterkom występujących tutaj postaci (szczególnie Ryszarda). Pierwszy raz autorka nie zaskakuje zbytnio czytelnika, sięgając po sprawdzone (ale mocno już wyświechtane) tematy, chociażby problemy Ryszarda z określeniem samego siebie. Na pewno nie można powiedzieć, że manga staje przez to nudna. Fabuła jest tutaj odrobinę zbyt pomieszana, niekoniecznie zaskakując, ale nadal na swój sposób satysfakcjonująca.

W części dziesiątej słowo „wojna” ponownie będzie odmieniane przez wszystkie możliwe przypadki. Na datek Ryszard po wielu latach nareszcie przyznaje się do tego, co tłumił w sobie od bardzo dawna – czyli chęć założenia na głowę królewskiej korony. Nie ma ku temu lepszej okazji niż pogrążony w całkowitym chaosie dwór. Przeszkodą do realizacji planu może być jednak tajemnica jego „ciała”, która w momencie, kiedy wypłynie na światło dziennie, może wiele zmienić. Oznacza to tylko jedno kolejne intrygi, spiski, zdrady, morderstwa, knowania i wszelkiej maści inne kombinacje, które pokazują dwulicowość szlachty. Tam, gdzie pojawia się krew i walka, zawsze również towarzyszą temu różnorodne emocje, których zdecydowanie nie mogło tutaj zabraknąć.

W kwestiach graficznych poszczególne recenzowane tomiki prezentują się znakomicie. Rysunki doskonale uzupełniają wciągającą i szaloną treść, wpływając na jakość oferowanej historii, przez nietuzinkowe oddanie klimatu fantastyki i Szekspirowej historii. Świetne projekty postaci nadal są najlepszym elementem rysunków, nie wiele można jednak zarzucić również dynamiczne scen akcji czy prezentowanym tłom.

Manga Requiem Króla Róż to naprawdę solidny i warty uwagi tytuł, który warto przeczytać, szczególnie jeśli lubi się mroczniejsze fantasy z mocno wyeksponowanymi iście teatralnymi bohaterami.

Wciągający średniowieczny Szekspirowski dramat z masą emocji i świetnie wykreowanymi bohaterami.

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarzy do recenzji.

Froszti
27 kwietnia 2021 - 11:30