Popkulturowe wypalenie - Improbite - 5 czerwca 2021

Popkulturowe wypalenie

Długo zastanawiałem się, czy napisać ten tekst, bo ciągle mam wrażenie, że czegoś w nim będzie brakować. Jednak nie mogę odkładać tego w nieskończoność. 

Świat na przestrzeni ostatnich 2-3 lat bardzo się zmienił, a my musieliśmy dostosować się do czegoś takiego, jak pandemia oraz wszechobecne ograniczenia z nią związane. Idealnym tego przykładem jest oczywiście lockdown, który to sprawił, że wielu z nas siedziało przez długi czas w domu. 

Prawda jest taka, że od zawsze wolałem zacisze swojego pokoju, gdzie to oczywiście są gry, książki i komiksy oraz Netflix. Niemniej jednak i mnie to, że ciągle musiałem siedzieć w domu (chociaż kupki wstydu wyższe ode mnie), sprawiało, że wiele rzeczy najprościej pisząc, przejadło mi się. 

Człowiek ma wrażenie, że już wszystko wie i widział.

Nie potrafiłem przysiąść do lektury żadnej książki, bo nie mogłem się na niej skupić, czy też wysiedzieć na seansie jakiegoś filmu. Najbardziej doskwierało mi, to gdy mowa było o horrorach. W końcu im więcej się ich obejrzy, tym mniej cię w nich przeraża. Oczywiście to jest tylko jeden przykład przypadku, kiedy coś takiego mnie łapało. 

Kiedyś mogłem pochłaniać książki w bardzo krótkim czasie, ponieważ, gdy była motywacja, to pozycję mającą 300-400 stron, kończyłem po 2 lub 4 dniach w zależności od ilości innych obowiązków. 

 Inaczej było (i dalej jest) w przypadku komiksów. Tutaj sterta mojego wstydu była najmniejsza, więc powinna szybko być już przeszłością. Nie do końca wyglądało to tak, jak bym chciał, ponieważ ta forma wchodziła mi najciężej. 

Nic nie przykuwało uwagi… 

W wolnych chwilach nadrabiam wiadomości z interesujących mnie kanałów social media, a są one naprawdę różnorodne, a każdy, kto, by je zobaczył, powiedziałby, że jest to naprawdę mieszanka wybuchowa.

Z faktu tego, że człowiek pochłonął wszystko to, co go interesowało, w bardzo krótkim czasie, nie było niczego, chciałbym obejrzeć lub przeczytać. Byłe w kropce i to dość sporej, bo czułem się tak, jakbym był naprawdę wypalony. 

Znalazłem jednak rozwiązanie, które chwilowo działa. 

Z faktu, że jestem człowiekiem lubiącym listy, przejrzałem je wszystkie i wykasowałem wszystko to, czego wiedziałem, że na pewno nie ruszę. To był pierwszy krok. Drugim było zaplanowanie sobie, co i kiedy zostaje przeczytane lub obejrzane. Możecie powiedzieć, że takie planowanie średnio zdaje egzamin, ale u mnie zadziałało i skończyło się tym, że mam świetny nawyk. 

Teraz podchodzę do tego inaczej. 

W każdym miesiącu ustalam sobie 2-3 tytuły z różnej gałęzi popkultury i staram się wpleść je w swój plan na tydzień. Tu komiks, tam książka, a gdzieś jeszcze podcast między serialem lub filmem, czy inną animacją. 

Mniej, ale z jakąś regularnością, jednocześnie pamiętając o tym, by było różnorodnie, gdy mowa o gatunku pochłanianego dzieła. 

Jednak dopiero za jakiś czas będę w stanie powiedzieć, czy metody, które sobie sam opracowałem, zdaję egzamin, zwłaszcza po dłuższym okresie czasowym. 

Pewnie za jakiś czas ponownie się wypalę. 

Nie mówię, że stanie się to od razu, bo jednak dziś inaczej konsumujemy to, co nas otacza, gdy mówimy o popkulturze. Pochłaniamy tego więcej, platformy inaczej to dystrybuują i co chwilę będą pojawiać się nowe książki komiksy oraz filmy i seriale. Dodatkowo nie możemy zapomnieć tutaj o tym, że z faktu pandemii wiele naszego życia przeniosło się do sieci, a tam przepływ wszystkiego jest natychmiastowy, a to jest świetnym powodem na to, by ponownie się w tym wszystkim zatracić. 

Improbite
5 czerwca 2021 - 18:58