Medal of Honor - nie taki diabeł straszny... - Rock - 19 października 2010

Medal of Honor - nie taki diabeł straszny...

 

Na Medal of Honor narzekano już wielokrotnie i nie bez powodów. Gdyby jednak odłożyć wszelkie oczekiwania na bok, zapomnieć na chwilę o Call of Duty: Modern Warfare 2 i Battlefield:Bad Company 2, to najnowsza produkcja Electronic Arts nie jest wcale taka zła. No może wybitna też nie jest, ale po kolei.

Zamierzam zwrócić Waszą uwagę głównie na kwestie multiplayera w grze, bo ten aspekt zabawy interesuje mnie najbardziej. Jak zapowiadano, MoH miał być połączeniem wymienionych wyżej gier. Krótko mówiąc miał brać, to co najlepsze z obu tytułów. Niestety, jak na moje, mniej lub bardziej, spostrzegawcze oko, zdecydowanie brakuje tu nawiązań do Battlefielda, a to niestety moja ulubiona sieciowa strzelanina. 

Co nie gra? Parę rzeczy. Przede wszystkim rozmiary map są przeraźliwie małe, czasami na obu końcach przesiadują snajperzy i sieją zniszczenie. Układ map skłania do wyszukiwania punktów, w których można się zaczaić i bezpiecznie ostrzeliwać przeciwników. Często wręcz 90% graczy stoi zwyczajnie w miejscu, czekając na okazję do strzału. 

 

Oczywiście trafiają się mniej lub bardziej dynamiczne mapy, ale i tak za każdym razem ich rozmiar jest nieprzyjemnie mały. Szczególnie dla graczy przyzwyczajonych do Battlefielda, a przecież wśród fanów DICE, odpowiedzialnego za multi w MoH, tacy właśnie przeważają. Stąd też pewnie liczne głosy krytyki (70% metascore to naprawdę malutko, przy tak ważnej produkcji).

Jak to jednak bywa w sieciowych strzelaninach, do wszystkiego trzeba i można się przyzwyczaić. Kiedy już poznamy mapy, to wszystko dostarcza znacznie przyjemniejszych wrażeń. Wtedy można też zwrócić uwagę na te dobre strony gry, a między innymi świetnie oddane bronie. Wrażenia podczas strzelania są naprawdę doskonałe. Człowiek czuje, że trzyma w rękach jakieś narzędzie zagłady, które dudni przyjemnie dla ucha i kładzie przeciwników pokotem. W grze nie brakuje niewątpliwie bardzo fajnych rozwiązań. Używanie artylerii, czy ostrzału rakietowego jako nagrody za dobre wyniki w walce, to bardzo przyjemny pomysł, granaty dymne wreszcie spełniają swoją rolę, a  granatniki, czy nawet granaty nie są nawet w połowie tak efektywne jak w innych grach. Dzięki temu używa się ich rzadziej i kiedy jest ku temu wyjątkowa okazja, nie stanowią one więc podstawowej broni, co zdarzało się czasami we wspomnianym chociażby Bad Company 2.

Krótko mówiąc z biegiem czasu gra mi się coraz przyjemniej, mimo kiepskiego pierwszego wrażenia. Oczywiście pewnych rzeczy zdecydowanie brakuje. Punkt pierwszy - nie ma dużych map, których jestem gorącym zwolennikiem. Punkt drugi - nie znajdziecie tu medyków i jednostek wsparcia. Mamy w praktyce tylko klasyczne jednostki bojowe, co oznacza, że poza strzelaniem, niewiele jest w grze do robienia. Ja rozumiem, że niekończące się przenośne skrzynki z amunicją, czy "ożywianie" sprzymierzeńców na polu walki, to nie jest ukłon w stronę realizmu, ale za to urozmaica rozgrywkę. Przede wszystkim jednak skłania do współpracy w grupach, czego w Medalu zdecydowanie brakuje. Każdy gania sam, bez koordynacji i jakichkolwiek oznak współdziałania.

 

Czy dużo pogram w Medal of Honor? Pewnie tak, ale tylko do czasu Battlefield: Bad Company 2 - Vietnam, tudzież Battlefield 3. Kusi mnie również Call of Duty: Black Ops, ale jakoś nie jestem przekonany do tej serii, szczególnie jeśli chodzi o multi. Wygląda na to, że jak ktoś pokochał Battlefielda, to te miejskie strzelaniny, nie robią już większego wrażenia.

Na koniec jeszcze słów kilka na temat kampanii. Nie lubię tych modnych ostatnio oskryptowanych korytarzy, które udają pole walki. Medal of Honor wpisuje się niestety w ten trend. Przez całą grę miałem wrażenie podróżowania wyjątkowo wąskim tunelem, ale przyznam, że bawiłem się przy tym nieźle. Gra posiada doskonały klimat, a fabuła rozwija się w odpowiednim tempie. Zabawie towarzyszy autentyczna atmosfera zagrożenia. Nie oszukujmy się, nie mam pojęcia jak jest na wojnie i mam nadzieję, że nigdy się nie dowiem, ale klimat jaki udało się wytworzyć twórcom gry, robi naprawdę solidne wrażenie. Pamiętam, że ostatni raz bawiłem się równie dobrze przechodząc misję snajpera w pierwszej części Modern Warefare.

Rock
19 października 2010 - 10:09