Historia Serów Świata II odc.6 - fsm - 14 grudnia 2010

Historia Serów Świata II odc.6

Zima zła. Oj, jaka zła. Na szczęście można poczytać czyjeś wypociny i wyobrazić sobie miejsca, gdzie jest cieplej. Ewentualnie równie zimno, ale z lepszym odśnieżeniem wkoło. No, lub kosmos. Bo tam znajdujemy się dzisiaj. I poznamy nową, ważną postać.

Odcinek 6

- Uwaga, uwaga! Proszę zapiąć pasy i zgasić drogie cygara. Za pięć sekund wyjdziemy z atmosfery i włączymy hipernapęd. Pięć…cztery…trzy…dwa…jeden…już. Witamy w nadprzestrzeni.

Mały statek kosmiczny w kształcie czarnej zatyczki do długopisu wszedł właśnie w megaszybki tunel międzyplanetarny.

- Ale prędkość! – rzekł Camembert przyklejony do szklanej powierzchni okna. – Kiedyś jak mnie wyrzuciło z karuzeli to leciałem prawie tak szybko.

- No – przytaknęła Mozzarella. – Ale zaraz wrzucę drugi bieg! Ha! Tak szybko jeszcze nie leciałeś!

NAGLE! Łubu dubu, brzdęk, bum, cyk, cyk!

- O nie! Wszyscy zginiemy!

- Spokojnie Camembert! – uspokajał przyjaciela Gouda.

- Właśnie – przytaknął Bałtycki. – Co się stało Mozzarello?

- W coś łupnęliśmy!

- To słyszeliśmy, ale w co?

- Zdaje się, że w…W inny mały statek w kształcie czarnej zatyczki od długopisu.

- Och, nie! Próbują nas namierzyć!

- Co?

- Przesyłają się do nas!

- Co??

- Uwaga! Tam!

Na środku kabiny pilotów zaczęło mrygać małe światełko, które szybko się powiększyło. Z jego wnętrza wypadł starszy jegomość w powłóczystej szacie.

- Ja cię! Bałtycki! To przecież ty! To jest drugi ty! Ale ty jesteś tu, a tam to jesteś nie ty, więc ty to ty i on to nie tylko on ale też nie to ty! Ooo…

- Cóż... – powiedział ten drugi ktoś wyglądający jak Bałtycki. – To przez ten nadmiar mnie samego. Ale to nic, Camembert tylko zemdlał.

- To prawda – sprawdził tętno ten inny Bałtycki. – Zwykłe zasłabnięcie. Ale skąd wiedziałeś? I kim jesteś?

- Jam jest tobą. Tylko z przyszłości. Dokładnie tobą za cztery dni.

- Podróżujecie w czasie? – zainteresowała się Mozzarella.

- Na razie próbujemy. Ale nie mogę zdradzać przyszłości, bo to może zmienić moją czasoprzestrzeń. I uprzedzę twoje pytanie, droga Mozzarello. Tak, szukamy twego ojca. Przybyłem tu aby was ostrzec! Wybierzcie prawy korytarz. Pamiętajcie prawy. My wybraliśmy lewy, przez co z Camemberta został tylko mózg zatopiony w słoiku stearyny, a z Goudy hm…trudno to wytłumaczyć. No, ale pamiętajcie prawy korytarz!

- Czy to nie zmieni czasoprzestrzeni? – podrapał się po głowie Gouda.

- Pewnie, że zmieni, ale czy chcesz wyglądać jak hm…jak coś trudnego do opisania? Raczej nie. Znam cię o cztery dni dłużej, niż ty sam siebie znasz i wiem, że nie chcesz. Muszę już lecieć zanim skończy nam się zapas kryształów czasopodróżnych. Do zobaczenia w przyszłości.

I znikł.

*

- No, to teraz jesteśmy uratowani – powiedziała trudna do opisania masa, niegdyś będąca Goudą, która patrzyła jak statek w kształcie zatyczki znika w hipertunelu. – Dobra robota Bałtycki.

Mózg Camemberta w słoiku stearyny też zabulgotał z zadowoleniem.

- Nic innego w czasoprzestrzeni nie zmieniłeś, prawda? – spytała Mozzarella z mechanicznym chwytakiem zamiast lewej dłoni.

- Nie, nic. Tylko Camembert zemdlał.

- Czy go ocucili?

- Był nieprzytomny kiedy się teleportowałem.

- Niedobrze! Powinien być przytomny! Zapomniałeś? Powinieneś był go ocucić! Tylko wtedy zemdlony Camembert pobiegnie na tył statku zwymiotować, przez co zauważy wyciek z reaktora! Jeśli teraz tam nie poszedł to znaczy, że…

Mozzarella z chwytakiem zamiast lewej dłoni nie zdążyła dokończyć. Ich czasoprzestrzeń została zmieniona, tym samym oni sami znikli na zawsze. 

* * *

- Ale jaja! Podróże w czasie! – wysapał Mr Gouda.

- Wyglądałem całkiem nieźle – Bałtycki gładził dłonią swą siwą brodę. – Jak na nieumarłego, to się nieźle trzymam.

- Co z Camembertem? – pełen troski głos Mozarelli zabrzmiał w zatłoczonej kabinie.

- Przytomny?

- Eee…

- Prawie – Gouda kucnął przy przyjacielu. – Jak tam, stary? Za dużo wrażeń?

- Eee… będę rzygał.

- Nie! Nie w moim statku! Proszę… zróbcie coś!

Bałtycki wydobył z przepastnych czeluści swej szaty flakonik z zieloną substancją, odkorkował go i pewną ręką przytrzymując szczękę Camemberta wlał zawartość celując między zęby. Udało się. Zemdlony rycerz podskoczył gwałtownie, beknął siarczyście i zupełnie trzeźwym wzrokiem spojrzał na czarodzieja.

- Dzięki. Nawet niezłe.

- Nie ma za co. Teraz trzeba się skupić na tym, co mówiłem. To znaczy… na tym, co on mówił. On, ale ja. Tamten Bałtycki, w sensie. Lewy… to jest, prawy korytarz. Mozzarello?

- Zaraz skręcamy. W prawo.

- A gdybyśmy wybrali lewy korytarz? To co?

- Poza obietnicą Bałtyckiego, że z Camemberta zostałby mózg w słoiku, to dolecielibyśmy na drugą stronę planety. Do południowej części pierścienia.

- To ciekawe czemu nas ostrzegłem… czyli co się stało za 4 dni po drugiej stronie planety?

- Teraz już się nie dowiemy. Na szczęście – skwitował Gouda.

Pojazdem lekko zachybotało, gdy czarnowłosa pani pilot wygięła stery w odpowiednią stronę. Leżący na zapleczu ogłuszony osobnik bez rękawów przesunął się i wjechał twarzą w wycieki z reaktora. Byłby się obudził, ale był zbyt ogłuszony. Więc nasiąkał wyciekiem, a dzielna drużyna, nieświadoma niebezpieczeństwa, zbliżała się do rodzinnej planety Mozzarelli.

*

Elektroniczny wyświetlacz wiszącego na ścianie zegarka wskazywał 12: 57. Siódemka zamieniła się w ósemkę, a obserwujący procedurę dokowania w okołoplanetarnym pierścieniu strażnik ziewnął odsłaniając 2 plomby, złoty ząb i kilka ubytków. Rzadko odwiedzał dentystę. Miał uraz. Leniwy ruch przy pierścieniu co jakiś czas ożywiał przekraczający prędkość młokos w szpanerskim ślizgaczu ścigany przez jakiegoś zmarnowanego policjanta. Poza tym nuda, panie, nuda.

Wzrok strażnika padł na mały czarny statek w kształcie zatyczki do długopisu. Bez jakiegoś specjalnego powodu. Ot tak.

*

- Jaaa cię! Co to jest? To okrągłe dookoła planety? – Camembert oniemiałym wzrokiem spoglądał przez boczne okienko.

- Pierścień dokujący. Każda planeta o odpowiednim poziomie technologicznym musi taki mieć. Wasza nie ma, bo jesteście ciągle głęboko w lesie – ochoczo wyjaśniła Mozzarella.

- Ahaaaa… a teraz co się dzieje?

- Teraz podchodzimy do doku. Musimy zaczekać na potwierdzenie…

*

Obok strażnika pojawiła się pewna postać. Masywny, misiowaty jegomość o bujnym owłosieniu. Ubrany był w za duży, nieco pognieciony płaszcz, workowate spodnie i zniszczone wojskowe buty. Dokładnie przyglądał się dokującemu właśnie statkowi Mozzarelli.

- Tego statku nie wpuszczać – tubalny głos wyrwał strażnika z otępienia.

- Och! Miodo. Witaj… Nie wpuszczać? A dlaczego?

- Mają wyciek z reaktora. – oczy Mioda zmieniły kolor. – Widzę dokładnie. Jakem Miodo sam się nimi zajmę.

* * *

 

- Halo? Komórka nadzorcza pierścienia dokującego numer 7 do statku „Perła Tylżycka”. Odbiór. Halo? – odezwał się głos z głośniczka nad kontrolką pełną mrygających światełek.

 

- Halo. Tu statek „Perła Tylżycka”. Odbiór. Czy możemy podejść do dokowania? Halo? – Mozzarella odpowiedziała kończąc pytaniem strażnikowi z nadzoru.

 

- Halo. Nie. Nie dostaliście pozwolenia. – odezwał się ponownie głos z głośniczka, po czym dodał: – Przygotujcie dokumenty potwierdzające aktualny przegląd techniczny statku i otwórzcie zewnętrzną śluzę dla kontroli. Odbiór. Halo?

 

- Halo. Zrozumiałam. Śluza otwarta, czekamy. Halo, bez odbioru.

 

- Mogę o cos zapytać, Mozzarello? – spytał Camembert.

 

- Pewnie, wal.

 

- O co chodzi z tymi "halo"?

 

- To taki konwenans. Jakoś się przyjęło, że dokując do jakiejś planety trzeba znać odpowiedni sposób porozumiewania się. Na mojej planecie akurat słowem-kluczem jest „Halo”. Na innej na przykład jest to słowo „Onomatopeja” albo…

 

Mozzarella nie zdążyła dokończyć gdyż z kontrolki dobiegł świergotliwy dźwięk świadczący, iż do śluzy został podłączony trap.

 

- Co się dzieje? – zaciekawił się brzęczkiem Bałtycki. Mozzarella lekko zirytowana ciągłymi pytaniami nacisnęła jeden z licznych przycisków co wywołało wysunięcie się 21-calowego ekranu.

 

- Ten ekran – Mozzarella wskazała na szklany prostokąt zwisający z sufitu – ma podłączenie do najnowszej multimedialnej biblioteki galaktycznej. Co prawda to tylko wersja demo, taki niepełny, pokazowy program dołączany do gazety, ale musi wystarczyć. Dobra, słuchajcie. Szybko załatwię tą sprawę z przeglądem technicznym. Jak mnie nie będzie niczego nie dotykajcie! W razie kłopotów puknijcie trzy razy w monitor z encyklopedią a włączy się pomoc. No dobra, idę.

 

I wyszła. Dwóch rycerzy i jeden nieumarły mag zostali sami (we trójkę + ogłuszony) w kabinie pilotów.

 

KONIEC ODCINKA 6

 

poprzedni odcinek

fsm
14 grudnia 2010 - 22:39