O pierwszym sezonie Zakazanego Imperium - eJay - 18 grudnia 2010

O pierwszym sezonie Zakazanego Imperium

Pierwszy sezon Zakazanego Imperium (ang. Boardwalk Empire) dobiegł końca. Jeśli miałbym go ocenić jednym słowem, bez wahania użyłbym sformułowania "wypasiony". Od wszystkich produkcji HBO wymagam zazwyczaj więcej niż od typowego, serialowego tasiemca zrobionego na zamówienie. Stacja stawia raczej na wysmakowaną rozrywkę, wypełnioną po brzegi odważną treścią, zachowując przy tym pełen realizm rozgrywanych wydarzeń i zachowań postaci. Z tego względu seriale HBO są dla mnie prawdziwym wybawieniem w dzisiejszych czasach. Dodam, iż Zakazane Imperium oczywiście wpisuję się w tę ideologię perfekcyjnie.

Siła Boardwalk Empire tkwi w pełnej świadomości całej ekipy realizacyjnej z jakim materiałem ma do czynienia. Zgodnie z regułą "stawiania sprawy na ostrzu noża" reżyserzy wraz ze scenarzystami skonstruowali niezmiernie ciekawą, utkaną z losów pojedynczych ludzi intrygę, która jak najbardziej mogłaby się wydarzyć, w którą łatwiej uwierzyć niż w kolejny ślub Ridża Forestera. Historia jest tu oczywiście na pierwszym miejscu, ale nie mogę uciec od wrażenia, iż w BE dominuje konsekwentny indywidualizm każdej postaci.

Czy oglądamy właśnie kolejne wały Nucky'ego Thompsona, próbę stworzenia rodziny przez Jima Darmody'ego lub prywatne obsesje agenta van Aldena - wszystkie te wątki rozgrywają się jakby osobnym torem, by w końcu spleść się w najmniej spodziewanym momencie. Z tego względu każdy odcinek ogląda się na krawędzi fotela, cały ten organizm Atlantic City 1920 roku autentycznie fascynuje i budzi emocje. Jednak dla mnie absolutnym majstersztykiem jest postawienie znaku równości między światkiem przestępczym, a władzą polityczną. Nie ma w Boardwalk Empire politykiera, który nie byłby umoczony w ciemne interesy. Nie od dziś wiadomo, iż w czasie prohibicji to władza chodzi pijana. Z tym tematem HBO pojechało niemalże po bandzie. Wielkie brawa należą się również scenarzystom za wplecenie kilku zaskakujących smaczków, jak choćby postaci początkującego gangstera o imieniu Al Capone ;)

Dzięki fantastycznej reżyserii, umiejętnie prowadzonej linii fabularnej i solidnej realizacji (HBO nie szczędziło kasy na scenografię) serial wpisuje się na moją prywatną listę TOP, choć liczę, iż w sezonie drugim twórcy przeskoczą samych siebie i zgodnie z tradycją dowalą do pieca genialnymi bohaterami i wciągającą fabułą. Moje nadzieje mają się szansę urzeczywistnić, gdyż pomysłodawcą serialu jest Terrence Winter, który Rodziną Soprano udowodnił, iż posiada talent do kreowania gangsterskich realiów na ekranach telewizorów.

eJay
18 grudnia 2010 - 22:22