Miejskie legendy: Syndrom Lavender Town- czyli mroczna strona pokemonów - Antares - 20 sierpnia 2011

Miejskie legendy: Syndrom Lavender Town- czyli mroczna strona pokemonów

Jeśli Twoje dziecko grało w demoniczne gry komputerowe takie jak „Pokemony Kieszonkowe Potwory” to wiedz, że coś się dzieje... Parafraza wypowiedzi księdza Natanka, czyli jednej z najnowszych gwiazd polskiego Internetu, idealnie oddaje paranoję, która swojego czasu wybuchła wokół marki Pokemon. Psychologowie bili na alarm twierdząc, że sympatyczne pokemony wystawiane przez bohaterów do pojedynków, uczyły dzieci agresji wobec zwierząt. Oskarżenia te bledną jednak przy miejskiej legendzie, która niegdyś wyrosła wokół pierwszej edycji gry Pokemon Green wydanej w 1996 roku na kultową przenośną konsolkę Game Boy. Jeden z zawartych w grze utworów muzycznych pojawiający się podczas podróży po lokacji Lavender Town miał być bowiem przyczyną samobójczej śmierci blisko setki japońskich dzieci.

Często lubimy snuć teorie spiskowe pomimo, że zaprzeczają porządkowi ustalonemu na świecie. W dobie powszechnego dostępu do informacji pozwalają one na tłumaczenie sytuacji niejasnych, lub trudnych do zaakceptowania. Od lat czerpią z nich autorzy książek, muzycy, producenci filmowi, a nawet autorzy gier wideo. Jednym z najciekawszych pokrewnych zjawisk spotykanych w sieci jest tzw. „creepypasta”, czyli mroczna opowieść krążąca po forach dyskusyjnych i stronach internetowych, często zahaczająca o tematykę komputerów. Do tego gatunku zalicza się historia nazwana „Syndromem Lavender Town”, o której przypomniałem sobie po przeczytaniu bardzo interesującego wpisu Endera, poświęconego legendzie tajemniczej zmodyfikowanej wersji Pokemon Red.

Po japońskiej premierze dwóch pierwszych wersji Pokemona, czyli Red i Green tytuł ten bił rekordy popularności. W kraju zapanowała swoista „pokemania” objawiająca się tym, że młodzież grała na swoich konsolkach praktycznie wszędzie, po kilkanaście godzin dziennie. Z tymi zdarzeniami wiąże się legenda, według której kilkadziesiąt japońskich dzieci popełniło samobójstwo. Wszystkie ofiary regularnie grały w Pokemon Green, miały od 7 do 12 lat i zabiły się w skutek powieszenia lub skoku z dużej wysokości. Podczas śledztwa odkryto dziwną zależność – choć dzieci poświęciły pokemonom tak dużo czasu,  że wbudowany w grę zegar osiągnął górny limit, żadne z nich nie opuściło lokacji Lavender Town usytuowanej mniej-więcej w połowie rozgrywki.

Powyższy filmik prezentuje ponoć oryginalną wersję utworu z Lavender Town.

Przyczyną tragedii miał  być utwór, który towarzyszy eksploracji miasteczka. Umieszczono w nim bowiem dźwięki o bardzo wysokich częstotliwościach, które choć były nieszkodliwe i prawie niesłyszalne dla dorosłych, dla dzieci poniżej 12 roku życia okazały się katastrofalne w skutkach. Legenda głosi również, że wypadki nie były złowrogim zamysłem wydawcy gry, czyli Nintendo. W Lavender Town, jako mieście z którym wiąże się smutna historia niespokojnego ducha pokemona zabitego przez przestępców z grupy Team Rocket, miała przygrywać dołującą i nieprzyjemna dla ucha muzyka. Z racji tego, że grę testowali jedynie ludzie pełnoletni, rzekomy incydent był niedopatrzeniem i wypadkiem. Co więcej, utwór był groźny jedynie dla dzieci grających ze stereofonicznymi słuchawkami na uszach, ponieważ monofoniczny głośniczek Game Boya nie był w stanie oddać całego spektrum brzmień. Wyłączając grupę samobójców, odnotowano również wiele przypadków obniżonego samopoczucia, bólów głowy i krwawienia z nosa. Nintendo poczyniło ponoć szybko odpowiednie kroki, wycofując ze sklepów pozostałe egzemplarze wersji Green zastępując je kopiami zawierającymi zremasterowaną wersję utworu.

Fragment rozgrywki z wersji angielskojęzycznej Blue, w którym można usłyszeć zremasterowaną wersję utworu z Lavender Town.

Legenda ta ma pewne podstawy w rzeczywistości, ponieważ w zachodnich wydaniach gry melodia z Lavender Town została nieznacznie zmieniona. Nie wiadomo jednak, czy ma to związek ze szkodzącą marce historią, faktycznymi doniesieniami na temat złego samopoczucia młodych graczy czy tym, że ze względu na różne kodowanie znaków japońskich i zachodnich, gra musiała zostać zaprogramowana praktycznie od zera przed premierą w języku angielskim. Niemniej jednak, jest to jedyny trop mogący sugerować, że syndrom Lavender Town istniał naprawdę. Mimo to, historia samobójstw japońskich dzieci rozprzestrzeniła się błyskawicznie i dotarła nawet do Polski- sam pamiętam, jak wyczytałem ją na którejś ze stron przeglądanych jeszcze dzięki dobrodziejstwu numeru 0 202122.

Antares
20 sierpnia 2011 - 22:02