Drive - recenzja nocnej jazdy po mieście - eJay - 16 września 2011

Drive - recenzja nocnej jazdy po mieście

Nicolas Winding Refn w ciągu 3 lat zrobił 2 filmy, które mógłbym ustawić na przeciwległych biegunach. Pierwszy z nich, Valhalla Rising - nudny, europejski do potęgi, grafomański fresk o wikingach płynących w łódce. Trwający półtorej godziny rzyg, który oglądałem na 4 raty i byłem bliski załamania nerwowego. Po drugiej stronie stoi zaś Drive - jankeskie kino sensacyjne, które czerpie z klasyki gatunku pełnymi garściami, hipnotyzuje widza i trzęsie nim od pierwszej do ostatniej sekundy seansu. Refnowi wycieczka za Ocean wyszła chyba na zdrowie, bo jego pierwszy film zrodzony z hollywoodzkiej ziemi to niemalże ideał.

Bohaterem Drive jest Kierowca. Kierowca pracuje na codzień jako kaskader samochodowy - wykonuje za kasę niebezpieczne ewolucje, bierze udział w pościgach etc. W wolnym czasie dorabia sobie jako mechanik samochodowy w warsztacie swojego podstarzałego przyjaciela Shannona. W nocy Kierowca zmienia się w szofera lokalnych przestępców rabujących sklepy, magazyny i mniej wysublimowane obiekty handlowe. Kieruje się przy tym kilkoma zasadami, którym jest wierny. Po pierwsze - daje rzezimieszkom jedynie 5 minut na załatwienie spraw. Co dzieje się przed i po, bohatera nie interesuje, tylko zwyczajnie wciska gaz do dechy i znika z miejsca przestępstwa. Po drugie, nie używa broni. To musi kryminalistom wystarczyć, w zamian otrzymują 100% pewność, że Kierowca wyciągnie ich z tarapatów i dowiezie do domu. Stary wyga Shannon ma pomysł, aby zdolnego chłopaka włączyć do ekipy walczącej w wyścigach samochodowych. Bierze w tym celu pożyczkę od mafiosa Berniego, kupuje wóz i...wtedy Kierowca poznaje swoją sąsiadkę, która wraz z synkiem delikatnie przewraca bohaterowi w głowie.

Drive reklamowane jest jako "love story na adrenalinie", z czym do końca nie mogę się zgodzić. Owszem wątek miłosny występuje, ale jest on poprowadzony bardzo mądrze i delikatnie. Refn doskonale wiedział, gdzie znajduje się granica między tanim romansidłem, a twardzielskim etosem, w którym główną rolę gra moralność, wybór, bezpieczeństwo i przyszłość. W rezultacie Duńczyk skonstruował niezwykle stylową opowieść o młodym mężczyźnie postawionym pod ścianą. Kierowca bowiem musi w pewnym momencie pomóc mężowi sąsiadki, gdyż ten wisi sporo kasy swoim kumplom z więzienia. Nieudany skok na lombard jeszcze bardziej komplikuje sytuację, bo z jednej strony bohater widzi związek bez przyszłości, a z drugiej żądnych krwi oraz kasy gangsterów.

Refn bardzo fajnie wymieszał realia XXI wieku z kiczem wyjętym z lat 80-tych. Już sam soundtrack wzorowany jest na takich hitach jak Scarface i To Live and Die in L.A. Dochodzi do tego świetna postać Kierowcy, trzymającego w ustach wykałaczkę, noszącego srebrną kurtkę z emblematem skorpiona na plecach i skórzane rękawiczki. Zawadiacki wzrok Ryana Goslinga połączony ze skrytością, nieśmiałością daje filmowi niesamowitego kopa. To hero, którego nie da się nie lubić. Partneruje mu Carey Mulligan o urodzie zwykłej dziewuchy z klatki obok. I taka też jest ona w Drive - prostolinijna, skromna, taka Matka-Amerykanka poszukująca oparcia. Duński reżyser świetnie poprowadził ten duet, nie przesładzając ani trochę. W filmie podoba mi się jeszcze jedna rzecz - przepiękne sekwencje samochodowe. Nie widziałem nigdzie lepszych. Byle przejażdżka nocą po Los Angeles najeżona jest tu takim klimatem, że klękajcie narody. Każde ujęcie, kadr, trik ze zmianą ostrości został precyzyjnie zaplanowany. Styl jaki obrał Refn pozwala skupić się na detalach i sekwencjach dalekich od efekciarskiej akcji. Drive to dzieło piękne, angażujące i co najlepsze - soczyste.

Jakość Drive nie jest dla mnie zaskoczeniem. Po nagrodzie w Cannes, kapitalnym zwiastunie i liście płac nie wierzyłem, że tak wielki potencjał można zmarnować. Nicolas Winding Refn może kroczyć po Sunset Boulevard z podniesioną głową, bo dostarczył towar najwyższej jakości. Kto wie, być może jest to już klasyka.

Bonusowo opinia mojego filmowego kamrata z Gameplay.pl - fsm'a:

Ojaje*ie. MOC. Wszystko w tym filmie było na miejscu, od tych powolnych początków po cios WPYSK (bez spacji, tak jestem podjarany). To jest film z lat 80-tych, nakręcony współcześnie z genialną pracą kamery i tak poprowadzoną historią, że w sumie nie wiadomo, co będzie dalej. Ma jedną wadę - że po wyjściu z kina było ciepło i słonecznie, więc nie mogłem pojechać nocą w miasto

OCENA 9,5/10*


*pół punktu odjąłem, bo nie mam pewności czy za 10 lat Drive będzie cooltem na miarę Vanishing Point.

eJay
16 września 2011 - 13:18