Rome: Total War - DżejGame #2 - JDabrowsky - 27 marca 2012

Rome: Total War - DżejGame #2

DżejGame to cykl artykułów w którym opisuje swoje rozgrywki z różnych gier oraz moje odczucie do nich . Poczynając od starych, kończąc na nowych.

Rome: Total War to już niestety nie typowy RTS ekonomiczny jak Age of Empires 2, czy StarCraft, aczkolwiek według mnie była pewnym przełomem w serii Total War, który pokazał że tego typu rozgrywka także zbiera wielu fanów i może bawić. Mimo że pochodzi z 2004 roku, dalej miło mi do niej wrócić i rozegrać partyjkę z kumplem czy bratem.

Na początku chciałbym pozdrowić i podziękować wszystkim którzy wyrazili swoje opinie o moich artykułach (szczególnie wyróżnię tutaj użytkownika sekret_mnicha) oraz Patrykowi Rojewskiemu, człowiekowi który stał się moją inspiracją i to wlaśnie dzięki niemu zacząłem rozwijać się bardziej "medialnie".

                Moja miłość do tej gry odżyła podczas ostatniego wyjazdu do Małopolski. Siedząc u kuzyna w mieszkaniu, szukaliśmy gry która nada się do gry wieloosobowej i będzie potrafiła nas rozbawić. Niestety biblioteczka mojego kuzyna ogranicza się do jedno osobowych RPGów typu Gothic. Na szczęście znaleźliśmy jedyną, uchowaną jeszcze strategię, która była pokryta dużą warstwą kurzu – mowa tutaj o grze Rome: Total War.

Zainstalowaliśmy ją na dwóch komputerach, a następnie ustawialiśmy odpowiednio antywirusy do gry, by nie blokowały możliwości gry przez sieć LAN. Wszystko? Raczej nie. Trzeba zaopatrzyć się jeszcze w coś do picia – nie mówię tutaj o napojach odurzających, a o normalnej herbatce z czajnika. Gotowe? Tak.

               Jako że mój kuzyn nie jest mistrzem strategii, gdyż nie dysponuje cierpliwością, opiszę wam starcie z moim bratem.

screen shot z gry Rome: Total War

Gra założona, mapa wybrana, limit denarów ustawiony – czekam na przeciwnika. Po paru sekundach brat wszedł do pokoju gry i zaczęliśmy wybierać nacje. Mimo że preferuje długie włócznie i dobrą armię Hannibala, czyli Kartaginę, wybrałem Rzymian – zróżnicowane typy jednostek piechotnych, wyborni łucznicy, którzy mają długi zasięg ostrzału, no i nie naganna kawaleria. Brat wybrał Senat. Zaczynając z nim grę, nie mogłem lekceważyć jego umiejętności z gier typu Total War. Muszę przyznać że potrafi w tego typu gatunkach doszczętnie mnie zniszczyć nie tracąc praktycznie w ogóle żołnierzy. Trzeba się przyłożyć? Jasne. Umiejętności z gier Age of Empires II i StarCraft nie pomogą mi go pokonać.

Wybór jednostek. Podczas startu wyboru jednostek uświadomiłem sobie że tak naprawdę z Total Warami nie przebywałem już kawał czasu, nie mówiąc już o tym że kiedyś, jak grałem w tą strategię, nie potrafiłem walczyć na wyższym poziomie niż Łatwy. Weteran vs. Początkujący? Jeden plus – oglądałem gry brata, słuchałem jego porad i wiem jak mniej więcej atakować niektórymi jednostkami… aczkolwiek nigdy nie sprawdzałem tego w praktyce. Po mnie.

Starałem się dobierać jednostki adekwatnie do moich możliwości oraz do jak najłatwiejszego poziomu obrony – nie umiesz atakować? Trzymaj pozycję i czekaj na dobry moment. Nie umiesz się bronić? Co ty tutaj robisz!? Tak czy siak, liczy się zabawa, w końcu to gry. Nie pamiętam dokładnie jednostek jakie brałem, ale wydaje mi się że mniej więcej zabrałem: 6 oddziałów kawalerii – jeden z tych oddziałów mianowałem na dowódcę, 3 lub 4 jednostki łuczników, reszta piechota różnego rodzaju: Hastiati itp. Co zabrał mój brat? Nie wiem.

Rozkład jednostek. Po lewej las, po prawej czysty teren, ja znajduję się na lekkich pagórkach. Jaką strategię przybierze oponent? To nie komputer który ustawi się naprzeciwko moich jednostek, na samym środku. Wszystko jest możliwe. Mimo wszystko swoją armię rozstawiłem na małej wyżynie, ustawiając oddziały w kształcie grotu od łuku, by utrudnić kawalerii wroga, wjechanie w moje plecy. Jednostki z broniami dystansowymi ustawiłem na samym przedzie by jak najszybciej rozpocząć ostrzał wroga. Po lewej ustawiłem dwie jednostki z jednym oddziałem łuczników by bronił wejścia do lasu. W razie niebezpieczeństwa, oraz rozstawienia jednostek przez senat właśnie w regionie porośniętym roślinnością, byłem gotów szybko przestawić jednostki przy czym blokować przemieszczanie się wroga trzema oddziałami, wymienionymi przed chwilą. Dowódca, wraz z jednym oddziałem konnicy stali z tyłu by budować morale żołnierzy – oj nie wolno go stracić, bo runie wszystko. Dwa oddziały kawalerii po prawej na skrzydłach, a dwa kolejne po lewej… też na skrzydłach. Ostatnie sprawdzenie rozstawienia, ostatnie spojrzenie na jednostki oraz dopasowywanie ich do danych numerów. Gotowe? Pora zacząć bitwę.

Mniej więcej tak wyglądało rozstawienie moich jednostek

Start. Sprawdzam pozycje senatu. Rozstawił się tak jak komputer - w centralnym punkcie naprzeciwko mnie. Lasy czyste. Cofnąć jednostki, które stały po lewej? Szybka decyzja – nie. W przyszłości mogą mi się przydać jako element zaskoczenia. Oczekuję na ruch przeciwnika, czekam na błąd, oddziały stoją w napięciu. Co chwile spoglądam na mini mapę, sprawdzając czy senat potajemnie nie wysyła kawalerie skrzydłami by zaatakować od tyłu. Nic. Cisza. Nagle ruszył kawałek do przodu swoimi żołnierzami, idąc lekko skrzywionym w prawą stronę. Postanowiłem odwrócić łuczników bardziej w prawym kierunku by wszystkie jednostki miały doskonały zasięg do ostrzału – dobra decyzja. Gdybym tak nie postąpił artyleria senatu atakowała by tylko w jeden oddział łuczników i Ci z pewnością nie mieli by szans na równą walkę. To był właśnie mój pierwszy błąd – zanim moi łucznicy byli gotowi by zacząć ostrzał w jednostki mojego brata, już prawie byli nieżywi. Lekkie zejście w prawą flankę, dało senatowi dużą przewagę. Co mam zrobić? Ostatnie jednostki łuczników, z trudem wytrzymują kolejne ataki wroga. Trzeba coś zrobić – nie wolno czekać, jeszcze chwila i inne jednostki będą pokryte gradem strzał oponenta. Ale co? Pozostała jedna taktyka, taktyka która niszczy największych, taktyka która wprowadza przeciwnika w chaos – Huzia na Józia! Po chwili wszystkie jednostki ruszyły w stronę senackiej potęgi. Kawaleria skrzydłami gnała nie zauważona, oby jej nie widział… oby nie patrzył na mini mapę. Łucznicy wroga wycofali się za piechotę. Z całej siły moje wytrwałe legiony wleciały na pole bitwy i tłukły po kolei żołnierzy senatu. Łatwo poszło? Tak. Dlaczego? Brat przez chwile miał problem, gdyż zaznaczył mu się jeden oddział więcej i jednostki nie były posłuszne i zamiast przyjmować pozycję obronne na nadbiegające legiony rzymskie, Ci spokojnie kroczkiem, szli do przodu – oczywiście udało mu się opanować sytuację po chwili, gdy moje oddziały były już przy jego potężnej armii. Jego błąd, nie tyle oddziaływał na to że piechota Rzymska zręcznie atakowała jego żołnierzy, ale także na spokojny podjazd za plecy mojej kawalerii – chaos był ogromny, począwszy od mojego nagłego ataku, którego senat się nie spodziewał, kończąc na błędnym zaznaczeniu jednostek przez mojego brata. Dowódca? Z tyłu, byle by nie zginął i ciągle dodawał morale swą obecnością. Jednostki walczą. Kawaleria Rzymian nagle wbija się od tyłu z dwóch skrzydeł w piechotę senatu. Stosowałem tutaj taktykę podjazdową – atak, cofnięcie jednostek, atak, cofnięcie jednostek – i starałem się atakować w plecy przeciwnika. Długo to nie trwało. Senat w końcu pokazał moc swojej konnicy i moja kawaleria runęła. Dużo trupów. Ilość wojsk równa – ale to się zmieni. Być może wygrywałem z piechotą senatu, ale po woli nie ogarniałem pleców moich żołnierzy. Kawaleria senatu krążyła w kółko, niczym sęp i oczekiwała, aż popełnię błąd i nie odwrócę się w dobrej chwili. Dowódca próbował wspierać moje jednostki i odganiać konnice wroga – na próżno. Po chwili na polu bitwy, było pełno trupów - Rzymian i senatu. Po mnie zostały jeszcze uciekające jednostki, a po moim bracie cztery/pięć wyczerpanych i zdziesiątkowanych oddziałów żołnierzy. Kolejna porażka.

"I nawet przegrany może być po części zwycięzcą, jeśli wyciągnie z konfrontacji odpowiednie wnioski." ~Steven

                Pod względem taktyki i strategii – gra wyśmienita… mimo wszystko brakuje mi tutaj bardziej doskonałego wątku ekonomicznego i budowania miast tak jak w Cezarze, Kleopatrze, AoE2 czy SC. Kolejna gra, która ma swoje lata i warto do niej wrócić od czasu do czasu i pograć dla rozluźnienia. 

Pozdrawiam i dziękuje za przeczytanie
JDabrowsky

P.S Jeśli podobają Ci się moje artykuły, zapraszam do subskrybcji mnie na, Facebooku: http://www.facebook.com/JDabrowsky

JDabrowsky
27 marca 2012 - 15:46