Moje ulubione GTA - RazielGP - 22 kwietnia 2012

Moje ulubione GTA

Grand Theft Auto jest z nami od 15 lat! Przez ten czas twórcy, czyli Rockstar Games wydali kilka większych jak i mniejszych produkcji sygnowanych tą kontrowersyjną marką. Ja zajmę się jedynie pecetowymi wydaniami z tego względu, iż tylko je miałem okazję ukończyć, bądź odpowiednio się z nimi zapoznać. Powodem takiego stanu rzeczy jest brak innych platform do gier. Mimo to nie mam co narzekać, ponieważ na pececie ukazały się najważniejsze odsłony tej serii. Poniżej przedstawię te, które osobiście poznałem, a na koniec niniejszego artykułu wybiorę ulubione przygody w otwartym i niezwykle krwawym świecie przestępczym. Jesteście na to gotowi? Ja tak!

Zacznijmy od początku. Na przełomie lat 1997-1998 zawitała przełomowa w dziejach elektronicznej rozrywki jedynka. Kusiła ona ogromną swobodą działania jak i wieloma kontrowersjami z nią związanymi. Wtedy wówczas była to pozycja obowiązkowa dla każdego szanującego się gracza. Niestety jak to zwykle bywa, także i ją ugryzł ząb czasu i z biegiem lat wielu ludzi o niej zapomniało. Nawet mnie, fana starych produkcji ciężko jest ukończyć omawianego klasyka. W końcu trójwymiarowe odcinki GTA miażdżą swojego starszego brata jak tylko się da. Są wygodniejsze, grywalniejsze, klimatyczniejsze oraz bardziej emocjonujące.

Usytuowana na górze kamera nie daje mi satysfakcji oraz odpowiedniej widoczności, przez co często mnie irytuje. Zresztą ten sam problem mają wydane do jedynki dodatki: London 1969 i London 1961, a także druga część z 1999 roku. Mimo to wiem, że po jakimś czasie dałbym radę się przyzwyczaić, ale jest coś, co denerwuje mnie jeszcze bardziej. A jest to niewątpliwie system zapisu. Jest to główna przyczyna, przez którą nie zdołałem przejść wymienionych wyżej gier. W jedynce trzeba ukończyć odpowiednią ilość misji, czy dokładniej mówiąc uciułać odpowiednią ilość kasy aby przejść do następnego etapu rozgrywki. W dwójce co prawda poprawiono to i owo, ale nie wiedzieć czemu, twórcy postanowili powiązać punkt zapisowy z ekonomicznym wątkiem. Na dodatek mało korzystnym, bo aby opłacało się "zasejwować" nasze postępy należy uprzednio wykonać kilka misji pod rząd, kierując się zasadą im więcej, tym lepiej. W moim mniemaniu ten pomysł nie spisuje się za dobrze, ponieważ w razie zawalenia misji sporo tracimy. Nie możemy ginąć nieskończoną ilość razy, więc albo przyjdzie nam całkowity koniec gry, albo ponowne powtarzanie kolejny raz tych samych zadań. Dodam też, że zanim do nich przystąpimy, musimy najpierw udobruchać mafię, dla której zamierzamy aktualnie pracować. W przeciwnym razie odpowiednio płatne questy będą dla nas niedostępne.

Trochę sobie ponarzekałem, cóż w końcu to moja domena, prawda? Nie no żart. Przejdę zatem do moich ulubieńców. Mój pierwszy kontakt z trójką był bardzo emocjonujący, ponieważ nie wiedziałem czego się do końca spodziewać. Dopiero co zakupiłem nowy sprzęt i jedyne GTA jakie znałem to właśnie dwójka. Na dodatek internet nie był w tamtych czasach na tyle dostępny i opłacalny, aby być zawsze na topie, a że moja przygoda z komputerem dopiero raczkowała (wcześniej miałem starego złoma od kuzyna na którym uczyłem się obsługi), więc nie orientowałem się w nowościach. Znałem jedynie starsze gry, dokładniej do roku 2000, ponieważ tylko w takie dzieła miałem okazję zagrać u znajomych. A swój nowy sprzęt nabyłem na początku 2003, także w elektronicznym świecie byłem mocno zacofany. Wracając do sedna. Grand Theft Auto III totalnie mnie zmiażdżyło. To miasto, klimat, zadania, przemyślane atrakcje oraz miodność, sprawiły że nie mogłem się od niej oderwać. Do dziś lubię sobie powracać do trójeczki, która nadal bawi. Owszem swobodne, bezcelowe przejażdżki oraz rozwalanie aut nie przynosi już takiej zabawy jak kiedyś, z tego względu, iż system uszkodzeń w czwartej odsłonie jest o niebo lepszy. Mimo to misje jak i bardziej jajcarskie podejście nadal cieszą moją twarz.

Vice City jest niejako rozwinięciem swego poprzednika, tyle że dodano w nim sporo nowych bajerów. Mało tego, klimat szalonych lat 80s zapiera dech w piersiach, zaś główne postacie urzekają swoim rozmachem. To wszystko można podsumować jednym, dosadnym słowem - baja! Przechodząc grę poznawałem historię Tommy'ego Vercettiego (Tony Vinczeti? :D) i całkowicie zżyłem się z głównym protagonistą. Czułem się cząstką jego, a cała przygoda była moją przygodą. Brzmi banalnie, ale wystarczy samemu zanurzyć się w realia jakie zaserował nam Rockstar aby poczuć to na własnej skórze. San Andreas również wywołało we mnie ogromny entuzjazm, a to dlatego, że jest to najbardziej rozbudowana część tej znakomitej serii. Mimo, iż ziomalska atmosfera nie jest mi bliska, potrafiłem czerpać z niej niespotykane dotąd pokłady przyjemności. Możliwości było od groma i prawdę mówiąc, czwórka przy swoim poprzedniku wypada pod tym względem dość biednie. Jedno jest jednak pewne. Era GTA 3 była dla mnie najlepsza, dlatego dziś darzę ją ogromnym sentymentem. Pamiętam czasy gdy rajcowałem się tą marką jak żadną inną. Fakt, że byłem wówczas gimnazjalistą, a jak wiadomo w takim wieku odbiera się świat nieco inaczej, to jednak jestem pewien tego, że gdybym w tamtym okresie czasu miał tyle lat co w chwili obecnej, z całą pewnością moje odczucia względem tych gier byłyby tak samo pozytywne.

Czy to oznacza, że czwarta odsłona wypada gorzej od swych poprzedników? Oczywiście, że nie! Po prostu jest inna, smutniejsza, z ciekawszą historią, ale i zarazem mniejszym poczuciem humoru. Zmiany były jednak konieczne, w końcu ileż można pykać w jedno i to samo, prawda? Najważniejsze, że historia Niko Bellica wciąga i bawi nas od początku, aż do samego końca. Nie brakuje również wielu nawiązań do serii, co również zaliczam na plus. Całe zmagania wspominam znakomicie i jestem w pełni zadowolony ze studia Rockstar Games. No może poza optymalizacją, ale to już inna para kaloszy. To co jeszcze zwraca moją uwagę i budzi uznanie, to wydanie dwóch wypasionych dodatków: The Lost and Damned oraz The Ballad of Gay Tony. Oferują one zaskakująco sporą liczbę godzin zabawy na najwyższym poziomie oraz uzupełniają dzieje z podstawki. Czego chcieć więcej? W chwili obecnej z wypiekami na twarzy wyczekuję Grand Theft Auto V, co jest o tyle zaskujące, że tak stara marka nadal potrafi przyciągnąć moją uwagę, podczas gdy inne już dawno wyszły mi bokiem. To chyba o czymś świadczy, prawda? Oczywiście nie każdy odbiera to w taki sposób jak ja, ponieważ jest to zależne od indywidualnych preferencji.

Jeśli ktoś zapytałby mnie, która odsłona GTA jest dla mnie numerem 1, odpowiedziałbym że nie wiem. Każdą trójwymiarową, wydaną również na komputerach osobistych odsłonę zaliczam do grona swoich ulubionych gier i naprawdę ciężko jest mi wybrać najlepszą z nich. Czwórka urzeka fabułą, Vice City klimatem, San Andreas rozmachem, a trójka skrywającym wiele sekretów miastem.


Polub Raziela jeśli podoba ci się niniejszy tekst. Z góry dziękuję za klik.

RazielGP
22 kwietnia 2012 - 19:07