Każdy gracz to „no-life” (wg TV) - K. Skuza - 9 maja 2012

Każdy gracz to „no-life” (wg TV)

Włączam na oślep TV tuż po powrocie z pracy i co? „Rozmowy w toku”. A w nich kto? „Gracz”, który poza rozwijaniem swojej postaci w MMORPGu świata nie widzi. Narzeczonej również, dlatego ta, „spontanicznie” (wszystko w telewizji jest tak „spontaniczne” jak śmiech z sitcomowej puszki) zagroziła mu separacją (do tej pory myślałem, że to określenie tyczy się małżeństw). Szanowna pani Drzyzga oczywiście wyskoczyła na chłopaka z gębą, że ten zaniedbuje swoją lubą. A przy okazji dostało się grom, że to marnotrawstwo czasu, wysiłku, zachodu. Jasne...

Z rozmowy można było wywnioskować, że rozchodzi się o Lineage II, bo gość w studio przytoczył nazwę waluty „Adena” i opowiedział ile mniej-więcej milionów kosztuje dobra broń w grze. Młody chłopak nie wyglądał na „typowego” (w cudzysłowie, żeby nikogo nie obrazić) „nerda”, „geeka”, czy „no-life'a”. Po prostu, zwykły, prawdopodobnie jeszcze nastoletni gość, który lubi sobie pograć w MMORPGa. Padła nawet „zatrważająca” ilość godzin, którą chłopak non-stop spędza online. UWAGA! Od dwóch do trzech godzin! OMGLOLWTF?!!!1 I o to ta cała gadka? Drodzy „dziennikarze”, słynni „researcherzy”, wspaniali „redaktorzy”. Jeśli chcecie być obiektywni, a taki jest wasz obowiązek, to włóżcie więcej serca i rozumu w to, co robicie. Bo nawet gdy chcecie ukazać coś lub kogoś w złym świetle, to nie potraficie uzbierać dobrych powodów i dowodów, żebyśmy zaczęli w nie wierzyć. A to i tak gryzie się z dziennikarską etyką i sumieniem człowieka. Gość był całkowicie normalny, tzn. na chłopski rozum tłumaczył o co chodzi w Lineage'u, na czym w ogóle polegają gry MMORPG. OK, jeśli dwie-trzy godziny gry to za dużo (jednak wciąż nie wiadomo, czy dziennie, czy bez przerwy nawet na WC), to faktycznie można to ograniczyć, o godzinkę, lub o połowę. Ale bez przesady! Bohater odcinka nie miał podkrążonych oczu, nie garbił się i nie opowiadał o „aksach i ruszczkach” jak niektórzy entuzjaści Tibii (w tym miejscu również proszę się nie obrażać, sam kiedyś w to grałem). Ponoć gość nie miał pracy i nic nie robił w domu – są i tacy, ale nie zwalajmy tego na gry. Nie tłumaczmy w końcu wszystkich nieszczęść grami wideo, bo to śmieszne nawet w biblijnej perspektywie, a co dopiero w przyrastającej, jakże odmiennej od tych teorii rzeczywistości.

Wybaczcie tak krótki wpis, ale najpierw się roześmiałem, a później zdenerwowałem, dlatego musiałem się z wami podzielić tymi obserwacjami i refleksjami. A jak tylko złapię screena, na którym pod chłopakiem widnieje napis: „po trzech godzinach grania, narzeczona bije go łopatką w potylicę”, od razu wrzucę. Pozdrawiam wszystkich „no-life'ów”!

K. Skuza
9 maja 2012 - 17:39