Recenzja 21 Jump Street - fuck yeah! - fsm - 16 lipca 2012

Recenzja 21 Jump Street - fuck yeah!

Użycie w tytule tekstu wykrzyknika oraz popularnego zagranicznego przekleństwa (w pozytywnym sensie) od razu powinno dać wszystkim zainteresowanym do zrozumienia, że 21 Jump Street to zajebista komedia. I to słowo na "z" idealnie tutaj pasuje, bo film panów o nazwiskach Lord i Miller (mimo tego, że jest to ich pierwsze aktorskie przedsięwzięcie - na koncie mają tylko bardzo solidne Klopsiki i inne zjawiska pogodowe), to kawał wulgarnej, dynamicznej i potwornie zabawnej produkcji. Polecam już na starcie, a potem polecę jeszcze raz na samym końcu.

21 Jump Street to serial z lat 80-tych, w którym pierwsze kroki na drodze do gwiazdorstwa stawiał Johnny Depp. Historia tam przedstawiona to kryminalno-sensacyjne sprawy, do rozwiązania których potrzeba wyjątkowo młodo wyglądających policjantów (dzięki temu mogą uchodzić za uczniów bądź studentów i skutecznie rozwalać wszelkie zbrodnicze organizacje, które czyhają na bądź angażują uczniów maści wszelakiej). Kinowe 21 Jump Street bazuje na tym samym pomyśle - młodzi gliniarze infiltrują ogólniak jako uczniowie celem dotarcia do twórcy groźnego nowego narkotyku - ale intrygę i sensacyjność zamienia na torpedowanie widza gagami lepszej i gorszej jakosci. 21 Jump Street A.D. 2012 to doskonały przedstawiciel współczesnej, wulgarnej, głupawej, momentami mocno absurdalnej, ale dającej mnóstwo radochy, amerykańskiej komedii.

Siedząc w kinowym fotelu poznajemy Schmidta (Hill) i Jenko (Tatum) - pierwszy jest nieśmiałym, grubawym mózgowcem, drugi to duży, silny, przystojny głupol (jeden z wielu bezpośrednio zaadresowanych w filmie stereotypów, które idealnie się sprawdzają i tylko dokładają do komediowego ciągu). Panowie właśnie zostali policjantami, ale praca okazuje się mało ekscytująca. Do czasu - Jenko i Schmidt szybko trafiają do specjalnego oddziału policji mieszczącego się na ulicy Jump pod numerem 21, a ich zadaniem staje się opisana w poprzednim akapicie sprawa. Sprawa, która nieźle napędza film i daje mnóstwo okazji do śmiechu, choć - jak się domyślacie - nie jest to intryga najwyższych lotów i raczej nie usatysfakcjonuje koneserów gatunku police-drama. Dodać trzeba też dosyć przewidywalne zagrywki w rodzaju "byliśmy kumplami, ale znowu musimy się przez chwilkę nie lubić".

Wkurzony czarny kapitan? Obecny!

Na szczęście to nie jest ważne. Tatum i Hill to doskonały komediowy duet (Hill jest też współautorem scenariusza) odpowiedzialny za 80% żartów. Naprawdę udanych, muszę to mocno podkreślić. Komedia ma śmieszyć, a 21 Jump Street spełnia to z nawiązką. Dlaczego? Z bardzo prostego powodu: jedna sekwencja doprowadziła mnie do łez i niekontrolowanego telepania się w fotelu, a to już coś. Ma się rozumieć - nie przez cały czas udaje się utrzymać tak wysoki poziom. Pierwsza połowa filmu jest lepsza, świeższa i zabawniejsza od drugiej (choć i tam nie brakuje rechotu), a większość gagów i tekstów zapomina się po kilku minutach od wyjścia z sali, ale sam fakt, że się popłakałem ze śmiechu, pozostanie ze mną na długo i za to wielki plus dla wszystkich zaangażowanych w powstanie tego filmu.

Doskonale sobie zdaję sprawę, że ocenianie komedii w dużej mierze zależy od tego, co danego widza śmieszy. Pozwólcie więc, że ułatwię Wam odbiór mojej opinii. Po pierwsze: jeśli uważacie zwiastuny 21 Jump Street za zabawne, gwarantuję, że film będzie się Wam podobał - zapowiedzi to tylko garstka żartów z bardzo pojemnego worka. Po drugie: poza niedoścignionym Monty Pythonem bardzo bawią mnie produkcje w rodzaju czegokolwiek, co zrobi(ł) Kevin Smith,  filmów z Willem Ferrellem (z wielkim podkreśleniem geniuszu, jakim jest Anchorman/Legenda telewizji) oraz  i dokonań ekipy zgromadzonej wokół Judda Apatowa (Jonah Hill, Seth Rogen, James Franco, Paul Rudd, Jason Segel, Leslie Mann - tutaj mogę wymienić w zasadzie wszystko od serialu Freaks and Geeks przez 40-letniego prawiczka i Supersamca po Druhny). Miłośnicy dużej ilości przekleństw, przemocy i umownego gloryfikowania narkotyków (mimo ogólnego przesłania, że są złe i zabijają) poczują się jak w domu.

Dwa słowa na koniec: wiem, że 21 Jump Street pojawiło się w polskich kinach z opóźnieniem i od pewnego czasu wujek Internet posiada w swej ofercie solidne kopie. Chciałbym jednak tym tekstem skłonić Was do pójścia do kina, jest to bowiem przykład względnie przytomnego posunięcia dystrybutora (względnie, bo 4 miesiące obsuwy to nie w  kij dmuchał) posunięcia, gdy naprawdę dobra komedia nie trafia od razu na DVD. Niby nic, a jednak dla mnie rzecz ważna, bo jeśli widzów nie zabraknie, to w przyszłości możemy się spodziewać większej ilości komedii w kinach. Aby pokazać, jak dużo już straciliśmy, teraz małą czcionką wymienię garść dobrych lub bardzo dobrych śmiesznych filmów z USA, które ominęły nasze kina: Black Dynamite, Pół na pół (50/50), MacGruber, Paul, Ricky Bobby - demon prędkości, Legenda telewizji (Anchorman), Scott Pilgrim kontra świat (największy nieobecny ostatnich lat!), Fanboys, Było sobie kłamstwo, Kelnerzy (Waiting), Slammin Salmon, Funny People, Observe and Report.

Czyli raz jeszcze: POLECAM!

PS Tak, w filmie jest cameo, na które wielu liczyło i dziękuję specom od marketingu, że nie zepsuli go wielką czcionką na plakacie.


A tu jest całkiem zabawny wywiad, z którego dowiecie się w zasadzie zero o produkcji filmu :)

fsm
16 lipca 2012 - 10:39