Olimpijskie zmagania z portem - eJay - 14 sierpnia 2012

Olimpijskie zmagania z portem

eJay ocenia: London 2012: The Official Video Game of the Olympic Games
30

Jak wygrać i się nie spocić? Możliwości są dwie – zagrać w „Londyn 2012” albo zostać devem w siedzibie SEGI. W tym drugim przypadku przynajmniej nie odniesiesz osobistych porażek. Licencjonowana z użyciem olimpijskich kółek gra sportowa, przynajmniej w wersji PC, to perfidna zagrywka wycentrowana prosto w pieniądze naiwnego gracza. Boże, jak ja dawno nie grałem w taką żenułę.

Londyn 2012 jest fatalnym portem z konsol. Port portem oczywiście, ciężko aby 3 osoby pracujące nad tą grą opracowały na boku wersję specjalną dla Pecetowców, natomiast rzadkością jest przeniesienie hurtem wszystkiego z X360 bez żadnych modyfikacji i poprawek pod kątem posiadaczy klawiatur. Naprawdę, czułem się jakbym grał w jakiś testowy build, który ma iść dopiero do przeprogramowania.

Twórcy nie wysili się nawet, aby umożliwić zmianę klawiszy oraz wykorzystać tak znakomity wynalazek ludzkości jakim jest niewątpliwie myszka. A nie, jednak coś tam sklecili. W niektórych konkurencjach można kliknąć przyciskiem, aby postać wykonała jakąś akcję. Szkoda tylko, że odnosi się to również do tenisa stołowego, który swoją dynamiką i intuicyjnym sterowaniem rozwala gracza nawet na poziomie Easy. I nie dlatego, że AI podkręca piłeczki lepiej niż Chińczyk. Poruszanie zawodnikiem przy stole jest tak dramatycznie słabe, że za karę kazałbym autorom grać w ten tryb do usranej śmierci. Natomiast chyba największym absurdem sterowania jest – w zależności od konkurencji - zmienność klawiszy, które odnoszą się do pada z X360. W rezultacie raz przycisk A na urządzeniu Microsoftu to na klawiaturze D, a innym razem W lub S. Komedia.

Pozostałe dyscypliny to wiadomo – mashing na mashingu. Oczywiście łamanie spacji nie zawsze wywołuje konkretny efekt (bo trzeba zachować tempo), natomiast o dziwo w całym zestawie dyscyplin (a jest ich bite 30) najlepiej wypadają te, gdzie praktycznie nie używamy klawiszy – łucznictwo, strzelectwo oraz siatkówka pań (czy to jest feminizm czy może już seksizm?). Cała reszta jest zupełnie nijaka, bezbarwna i na dodatek przesadnie skomplikowana (skok wzwyż – proponuję jeszcze 15 różnych wskaźników). Nie muszę chyba wspominać, że replay value stoi na niskim poziomie, no chyba, że ktoś jest patriotą do przesady i będzie chciał tłuc wszystkich rywali na hard mode, wtedy może doliczyć do oceny +10. Ważne, że w przeciwieństwie do jeszcze gorszego Pekinu mamy polski, piękny hymn. W górę serca, otwierajmy szampana. Żeby nie było zbyt optymistycznie, Sega pojechała po bandzie włączając do naszej biało-czerwonej ekipy czarnoskórego skoczka w dal.

Gra ma ponadto koszmarnie wysokie wymagania. Ustawienie rozdzielczości powyżej 1280x720 skutkuje zmniejszeniem liczby klatek o jakąś połowę. Wizualnie jest całkiem w porządku, ale do cholery, wymuszenie DX 10 i 11 niech będzie czymś podyktowane, a nie tylko ładnymi tekturami zawodników (bo np. woda wygląda już słabiutko). Komuś chciało się kodować, ale wyłącznie menusy, bo o optymalizacji zapewne w Sega nie słyszeli.

Lądek 2012 nie ma w sobie iskry oraz prostoty Deluxe Ski Jump, nie wspominając o solidności. Port na PC jest niedopracowany, a czarę goryczy przelewa niekonsekwentne, schrzanione w kilku miejscach sterowanie. Ale wiecie co? Udało mi się dograć te Igrzyska do końca i zobaczyłem outro. Nie jest to jakość Blizzarda, ani pomysłowość Square Enix, ale i tak jest bardziej klimatyczne oraz lepiej wykonane od reszty.

eJay
14 sierpnia 2012 - 21:23