Od Jerozolimy do Florencji od Altaira do Ezia - recenzja Assassin's Creed II - Materdea - 23 sierpnia 2012

Od Jerozolimy do Florencji, od Altaira do Ezia - recenzja Assassin's Creed II

Materdea ocenia: Assassin's Creed II
90

Pierwsza część Assassin’s Creed była – moim zdaniem – mocno niedopracowana. Głównie mam na myśli zawartość, a nie techniczne aspekty. Bądź co bądź, po intrygującym początku przychodziła pora na nudne, jak flaki o olejem, mordowanie, przesłuchiwanie i kradzież. Monotonia była podstawowym grzeszkiem „jedynki”. Ubisoft tworząc kontynuację ustrzegł się wszystkich – mniejszych oraz większych – błędów widzianych w poprzednicze, wykańczając, niemal z półrocznym opóźnieniem wersję pecetową, dzieło kompletne.

Mamy bowiem tutaj wszystko to, czego można by oczekiwać i od serii o Asasynach, i od otwartego świata. Jest mnóstwo skakania po dachach, cichego zabijania, nie mniej otwartej walki, dużo urozmaiceń (szczególnie w kwestii uzbrojenia). Deweloperzy pozbyli się mało wciągających – w dużej mierze przymusowych – zadań pobocznych na rzecz niekonieczności ich wykonywania. Samo to podniosło ocenę produkcji o cały punkt. Jednak najważniejszym plusem jest to, że producenci mimo pozostawienia tych sub-questów i praktycznie takich samych, jak poprzednio, zadań głównych, potrafili wprowadzić strawną otoczkę fabularną, która nadawałaby temu wszystkiemu sens!

Tym razem kierujemy poczynaniami włoskiego przodka Desmonda, Ezio Auditore da Firenze. Przenosimy się o ok. 300 lat od wydarzeń mających miejsce w Masjafie, a miejsca, jakie przyjdzie nam zwiedzić to m.in. Florencja oraz Wenecja – wierne historycznym faktom. Każde miasto różni się od siebie: architekturą, stylem budynków, ale również klimatem i pogodą. Florencja, słoneczne, rozpogodzone miejsce, w wyniku pewnych zdarzeń staje się ciemną, szaroburą metropolią, gdzie na ulicach trwają starcia pomiędzy żołnierzami reprezentującymi dwie armie. Na ulicach pali się księgi i obrazy, lud jest uciskany i ciemiężony. W podobnej konwencji utrzymane jest Forli, lecz z kolei tam panuje ogólna bieda wśród mieszkańców. Wokół fortu brak jest specjalnych zabudować, wolno stoją wyłącznie domki jednorodzinne, podtapiane przez zalegającą wodę.

Wśród wymyślonych przez projektantów konstrukcji, deweloperzy postawili także prawdziwe, historyczne budowle. Naturalnie na każdy możemy się wspiąć i podziwiać rozciągającą się panoramę miasta przy zachodzie słońca. Choć w AC II nie występuję tradycyjny cykl dobowy, to przy niektórych misjach pora dnia sama zmienia się na np. noc. Muszę przyznać, że wieczory  nie wyglądały tak rewelacyjnie jak w tym tytule. Wenecja spowita ciemnym płaszczem mroku prezentuje się wyjątkowo zacnie, oj, zacnie.

W odróżnieniu do głównego bohatera pierwszej odsłony Assassin’s Creed, drugi z rodzeństwa Auditore może zmieniać wdzianka. U kowala (nowość –  o tym później) za odpowiednią sumę pieniędzy kupujemy kolejne części pancerza, a uszkodzone – naprawiamy. Naturalnie im lepszy, dający więcej ochrony, tym droższy. Na początku brakuje florenów, jednak wraz z postępami poczynionymi w grze, zdobywamy ich coraz więcej, a pod koniec mamy już taki nadmiar, że brakuje pomysłów na co je przeznaczyć.

Zakłady rzemieślnicze pomocne bohaterowi stoją dosyć gęsto i nie sprawiają trudności w ich odszukaniu. Kiedy pilnie potrzebujemy naprawy, wystarczy włączyć mapę i zaznaczyć sobie najbliższego kowala, lub po prostu biec przed siebie. Tego drugiego kroku nie sposób wykonać, jeśli nie mamy dokładnego podglądu lokacji. Konieczne jest wspięcie się na punkt widokowy, jak to robiliśmy w „jedynce”, i wtenczas odsłania nam się dany kawałek mapy.

Wspomniałem tylko o rozbudowanym uzbrojeniu Ezia – to prawda. Podobnie jak z pieniędzmi, oręża nie mamy zbyt dużo na początku, jednak z czasem Leonardo ze znajdowanych kart kodeksu (tych „fabularnie”, bowiem resztę sami musimy na własną rękę odszukać) potrafi zbudować nam różne cudeńka. Z czasem do standardowego ukrytego ostrza dochodzi drugie, na lewej ręce, trucizna, bomby dymne i pistolet. Sam Da Vinci pełni jednak zdecydowanie większą rolę w tej intrydze.

Ciekawym pomysłem jest jedno ze źródeł przychodu mamony – willa wuja Mario. Zniszczona przez czas i niesprzyjające warunki budowla położona w Moteriggioni, w łatwy sposób daje się przekształcić w jeden z czołowych ośrodków renesansowych Włoch. Luksusowy dom przynosi całkiem sporo zarobków – im więcej pieniędzy zainwestujemy w odrestaurowanie poszczególnych warsztatów (m.in. krawca, lekarza, lecz także burdelu czy cechu złodziei), tym coraz więcej uzyskamy przychodów. Na popularność tego miejsca działa również składowanie kolejnych stronic kodeksu, pieczęci Asasynów (zdobycie wszystkich sześciu skutkuje uzyskaniem dostępu do zbroi Altaira) oraz piór (klasyczne znajdźki).

Co prawda motyw na rozgrywkę nie zmienił się zbytnio od poprzedniego Assassin’s Creeda, jednak podano go w bardziej przystępnej formie. Ezio – pałający rządzą zemsty siedemnastolatek – pragnie odszukać odpowiedzialnych za śmierć swoich bliskich. Trup po trupie, jak po szczeblach drabiny, odnajduje ludzi, którzy stali za tym występkiem. W menu jest nawet specjalne drzewko, w graficzny sposób przedstawiające cele bohatera. Wszystko ładnie, pięknie, ale…

No właśnie – nie ma rzeczy doskonałych. Mimo bardzo pozytywnej oceny, w tej beczce miodu znajdzie się łyżka dziegciu. Średnio podobało mi się obłożenie klawiszy na klawiaturze. Czas potrzebny na przeniesienie gry z konsol na PC to niespełna pół roku: niestety, w przeciągu 6 miesięcy producenci nie zdążyli dobrze dopasować przycisków z padów na klawiatury. W wyniku tego często spadałem, skakałem i leciałem nie tam, gdzie bym sobie życzył. Liczne pomyłki w powtarzanym ileś tam razy zadaniu potrafią solidnie zirytować.

Zdarzają się także kłopoty z rozpoznawaniem ścieżek przez towarzyszy. Eskortowanie dopiero co uratowanych wojaków i przeprowadzenie ich bezpiecznie do punktu zbiórki nie jest wcale takie proste, na jakie się wydaje. Komputer miewa problemy szczególnie przy chodzeniu z grupą przez dachy – niekiedy na siłę szuka zupełnie pokręconej drogi i kołuje, lawiruje wręcz taki najemnik między ścianami sąsiadujących budowli.

Przy okazji zdybię też AI przeciwników. W tej materii było o wiele więcej problemów, choć większość na naszą korzyść. Najbardziej groteskową sytuacją było, kiedy oponenci po prostu spadali z dachu, prosto u „stóp” stogu siana, w którym się skryłem. Ułożyła się z nich całkiem spora kupka. Zdarzało się, że uciekający cel zastygł nagle w miejscu, zaczął biec w moją stronę, kręcił się w kółko.

I najważniejsze: czemu, do cholery, nikt z projektantów nie pomyślał, żeby obdarzyć postać takim samym tempem chodu jak innych NPC-ów?! Trochę to absurdalne, ale tak denerwowało mnie, gdy jeden z bohaterów niezależnych prosi o przejście się, w międzyczasie opowiadając wciągającą historię, a my podczas zwykłego marszu nie możemy się go utrzymać, tylko trzeba ciągle zwalniać, by nie oddalić się zbytnio od niego. O ile Altair poruszał się dosyć wolno (nie biegnąc) to w tej materii Ezio jest o wiele szybszy.

Nie raz i nie dwa pojawiały się głosy, jakoby Assassin’s Creed 2 był najlepszą (lub zajmującą pozycję na podium) grą 2009 roku („blaszkowa” edycja pojawiła się wiosną 2010). W przypadku pierwszej części musiałem się porządnie zastanowić nad – osobiście rozczarowującą – oceną, to przy „dwójce” nie mam najmniejszych wątpliwości – produkcja warta polecenia i zagrania. Od początku do końca.

Plusy:

  • Wypełniona po brzegi zadaniami "piaskownica"
  • Postać Ezia - Desmonda, wyraziści bohaterowie drugoplanowi
  • Brak monotoni w porówaniu do części pierwszej
  • Absorbująca fabuła
  • Dużo akcji
  • Nieskrępowana swoboda
  • Piękne miasta, panoramy, cykl dobowy
  • Historyczne odniesienia
  • Rozbudowane uzbrojenie
  • Willa w Monteriggioni jako sposób na zarabianie pieniędzy

Minusy:

  • Słabe sterowanie na klawiaturze
  • Zbyt szybki chód Włocha
  • Problemy z rozpoznawaniem ścieżek przez kompanów
  • Okazyjne kłopoty z AI przeciwników
Materdea
23 sierpnia 2012 - 21:59