Zabójca łucznik król i mag. Kilka słów o intrze Wiedźmina 2 - OsK - 22 stycznia 2013

Zabójca, łucznik, król i mag. Kilka słów o intrze Wiedźmina 2

Uruchomiłem drugą część Wiedźmina, nie po raz pierwszy w ogóle, ale po raz pierwszy w wersji rozszerzonej. Nie jest żadną tajemnicą, że gra zaczyna się od intra, które zostało dodane dopiero w tej edycji. Samą animację widziałem już przynajmniej kilka razy, ale dopiero teraz zrozumiałem, jak znakomicie została ona zaplanowana. Co prawda zachwyciła mnie już przy pierwszym oglądaniu, ale mimo tego zastanawiałem się, czy dodanie jej, jako intra do Wiedźmina 2, którego początek przecież nie pozostawiał nic do życzenia, jest w jakikolwiek sposób uzasadnione?

Tekst wolny od spoilerów z gry. Pominę też informacje o twórcach intra i innych animacjach tego studia/autora, bo każdy, kogo to interesuje, i tak już pewnie wszystko wie.

Omawiana animacja przedstawia pojedynczy epizod, który miał miejsce przed większością wydarzeń ukazanych w samej grze, ale nie o miejsce w fabule mi chodzi. Nie mam też zamiaru rozpisywać się o walorach wizualnych, wszystko co potrafiłbym napisać na ich temat, każdy może zobaczyć samemu. Absolutnie zachwyca natomiast dobór i sposób ukazania czterech postaci: łucznika, króla, maga i zabójcy.

Animację otwiera łucznik, więc od niego zacznę. Mamy ukazanego profesjonalnego strzelca, który zabawia króla prezentacją swoich umiejętności. W trakcie samej rozgrywki byłby on postacią dosyć nijaką – ot, po prostu „zwykły” zawodowiec. Warto zauważyć, że bardzo łatwo można było w animacji go ośmieszyć, np. poprzez ukazanie paniki, próby ucieczki lub bezradnego zastygnięcia w bezruchu w momencie, gdy statek zostaje zaatakowany.

Nic z tych rzeczy. Łucznik jest profesjonalistą, mimo tego, że pierwszą strzałą – najprawdopodobniej z powodu trzęsienia statkiem, co jest dosyć widoczne – w ogóle nie trafia w zabójcę, wciąż potrafi zachować absolutny i budzący podziw spokój, nawet w obliczu szarżującego w jego stronę Letho. Wie, co powinien robić, zdąży oddać jeszcze tylko jeden strzał, ale zna swoje umiejętności, więc może być pewny, że trafi. Nie wie tylko, kim jest przeciwnik. Zabójstwo łucznika jest jednym z etapów wzbogacających obraz Letho – przewaga wiedźmina nad żołnierzem, nawet najbardziej wyćwiczonym, jest widoczna jak na dłoni.

Zwyczajny łucznik, jakich w grach fantasy padają setki, został ukazany w naprawdę interesujący sposób. Tym samym gracz zostaje poinformowany, że rycerze, których będzie zabijał np. w trakcie otwierającego grę oblężenia to – mimo niezbyt inteligentnych tekstów – nie amatorzy walczący z jakimś tam wojownikiem, ale zawodowcy, tyle tylko, że wyjątkowi są wiedźmini.

Mag i król. Kim jest standardowy król z opowieści fantasy? Kim mógłby być w dziele zatytułowanym „Zabójcy królów”? Olbrzymie prawdopodobieństwo, że zostałby przedstawiony jako inteligentny i sprawiedliwy władca, albo potwór nękający podwładnych. Władza króla mało kiedy (choć nie można powiedzieć, żeby w ogóle) jest ukazana aż tak ośmieszająco – może za wyjątkiem sytuacji, gdy jest on dzieckiem, ale z drugiej strony – ilu zdziecinniałych/dziecięcych królów mieliśmy w grach?

Jaki jest Demawend w intrze? Można o nim powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że posiada „królewskie” cechy. Sprawia wrażenie idioty i prostaka, którego bawi nawet oglądanie pochodni przykładanej do tyłka. Co z władzą nad królestwem? Odpowiedź siedzi obok. Mag obserwuje wszystko z wyraźnym niesmakiem, bardzo szybko oglądający zdaje sobie sprawę z tego, że czarodziej jest postacią znacznie inteligentniejszą. Nawet jeżeli on osobiście nie jest szarą eminencją, a jedynie specyficznym strażnikiem, stanowi ikonę ludzi, którzy prawdopodobnie stoją także za królem. Tyle tylko, że akurat nie siedzą na statku.

Król umiera z godnością/honorem – do tego przyzwyczaiła nas zdumiewająca ilość popularnych utworów fantasy (a i pseudohistorycznych), także gier. Tymczasem w intrze, gdyby nie mag, Demawend zginąłby już w połowie. Podczas ataku Letho, skamieniały patrzy na śmierć swojego strażnika, po to tylko, by się ocknąć w momencie gdy zabójca obiera go za kolejny cel.

W tym momencie muzyka milknie. Ulatuje cały patos sytuacji. Rola głównego bohatera przechodzi z Letho na samą koronowaną głowę. Król komicznie podryguje i próbuje uciekać tylko po to, by chwilę później zostać zarżniętym (dobór słowa jak najbardziej celowy). Czy taki był Demawend w sadze? Lubił wypić i był tłusty, ale czy jednak nie powinien być nieco inteligentniejszy? Jednak nie chodzi tutaj o zgodność z książką jednej postaci, a o możliwie najlepsze przedstawienie klimatu całego utworu (zarówno gry, jak i sagi). Było to zapewne tym bardziej potrzebne, ze względu na nieco kontrastujący charakter następnych królów, których spotykamy w grze.

O czym myślimy słysząc pierwszy raz „zabójca królów”? (Pomijając może Lannistera…) Moje pierwsze skojarzenie było następujące: jakaś postać czająca się w mroku i dźgająca króla w plecy, gdy ten się niczego nie spodziewa, najlepiej, żeby owa postać miała jeszcze aparycję zbliżonej do goblina z Of Orcs and Men. Zresztą, drugie dokonane przez Letho zabójstwo, jakie oglądamy, nie odstaje zbytnio od tego obrazu. Tyle tylko, że odstaje od niego sam bohater. Krocząca „góra mięcha” (cytując Geralta), która wbrew swojemu wyglądowi, jest inteligentna i jednocześnie dosyć praktyczna, jeżeli chodzi o likwidacje celów. W nowym intrze zostaje nam przedstawiony ów „zabójca królów”, ale można bez najmniejszej przesady stwierdzić, że równie dobrze mógłby on być głównym (sterowanym przez gracza) bohaterem jakiejś innej produkcji w świecie wiedźmina. Sterowanie inteligentną górą mięśni, która zabija gnębiących lud królów? Jak na główną nić fabularną jakiejś gry brzmi nawet atrakcyjnie... naiwnie, ale atrakcyjnie.

W pierwszym odruchu, gdy uruchomił się filmik otwierający, prawie nacisnąłem przycisk, by go ominąć – przecież widziałem go nieraz i całkiem nieźle pamiętam, ale już pierwsze sceny mnie przed tym powstrzymały i, jak urzeczony, podziwiałem, jak sprawnie w jednym czterominutowym filmiku został oddany klimat całej dalszej gry. Zrozumiałem, że użycie tej animacji jako intra jest pomysłem całkowicie uzasadnione.

Wiem, że widziałem w życiu wiele świetnych intr, ale naprawdę niewiele miało w sobie na tyle charakterystyczne postacie, dość emocji i wystarczająco sprawnie wprowadzało w klimat gry, żeby pozostać w pamięci na dłużej. Chyba poprzednim, które zrobiło na mnie choć trochę porównywalne wrażenie, była animacja otwierająca pierwszego Soul Reavera (1999, zamieszczona poniżej - dla tych, którzy chcieliby sobie ją przypomnieć). Nawet znakomite filmy początkowe ze słynących m.in. z bardzo wysokiej jakości animacji gier Blizzarda pozostają w tyle.

OsK
22 stycznia 2013 - 18:56