Raven, dla przyjaciół Rei, to główny bohater pisanej przeze mnie książki. Osoba ta często wpada w kłopoty, ale ma zapał do wymyślnych sztuk walki. Zamierza dzięki temu nie tylko stać się znanym i wybitnym wojownikiem, ale i przemierzyć dalekie zakątki świata, znajdujące się po drugiej stronie czerwonej bariery - demonicznego miejsca, z którego prawie nikt nie wraca żywy.
Poniżej zamieszczam skromny jej fragment, coby nie zdradzić wam zbyt dużo z ogólnego zarysu fabuły. Oceniajcie, pytajcie, krytykujcie, poprawiajcie i doradzajcie. Będę wam wszystkim za to wdzięczny. Może kogoś zaintrygują losy Ravena i pomoże mi w wyeliminowaniu wielu błędów, które z całą pewnością popełniłem.
- Nie mam do ciebie sił! Już ja się postaram, aby w końcu wywalili cię z naszej świątyni! - powiedziała rozdrażniona nauczycielka i tym samym wychowawczyni mojej grupy. - Jeszcze ci nie dość kłopotów? Zaraz się będziesz tłumaczył naszemu mistrzowi! I zobaczymy czy nadal będziesz taki twardy! - Słuchałem tych słów z takim zaciekawieniem, z jakim leniwiec interesuje się tym, co się dookoła niego dzieje.
Idąc przez długi, kamienisty i szary niczym papier toaletowy korytarz, zauważyłem dziwny cień. Dziwny, ponieważ nie byłem w stanie zlokalizować osoby, rzeczy, która byłaby w stanie go rzucać. W pewnym momencie poczułem uścisk na swym ramieniu. Odwróciłem się i zauważyłem wściekły grymas wychowawczyni, która nadal wytykała moje błędy, plując tym samym na moją twarz.
Hah! Musiałem jej dać nieźle w kość. Szkoda tylko, że za rozbicie jej ukochanej srebrzystej kuli odpowiada inna osoba, a nie ja... zresztą kto by się przejmował jakąś zwykłą kulką, którą można nabyć w pierwszym lepszym sklepie? Tak, czy inaczej długo będę wspominał ten nielegalny, wieczorny wypad z koleżanką z grupy po jej cuchnącym biurze w celu odnalezienia kluczy potrzebnych nam, aby dostać się do łodzi i tym samym popłynąć z nią przy zachodzie słońca po okolicznym jeziorze.
- Hej Rei - zachichotały dwie piękne dziewczyny. Obie brunetki, ale o całkiem innym typie urody. Lena miała duże brązowe i w gruncie rzeczy radosne oczy. Mila zaś zielone, nieco zadziorne, ale i zarazem hipnotyzujące. Także jej buzia charakteryzowała się ostrzejszymi rysami niż u jej przyjaciółki. Jeśli zaś chodzi o włosy, to w obu przypadkach sięgały one za ramiona, z tą różnicą, że Leny były proste, a Mili kręcone. - Hej dziewczyny - odpowiedziałem i puściłem do nich oczko. W następnej chwili poczułem uścisk na obu ramionach, a przed moimi oczami ukazała się okropna twarz wychowawczyni. - Spróbuj na nie choć raz jeszcze spojrzeć, a obiecuję ci, że będzie to ostatnia rzecz jaką zrobisz w swoim życiu!
- Czy to oznacza, że woli pani, abym oglądał się za chłopakami? - W tej chwili dostałem liścia w twarz.
Nie przejmowałem się konsekwencjami swoich czynów i dumnie kroczyłem ku wielkim, drewnianym drzwiom, za którymi znajdował się nasz wielki mistrz. Jedyna osoba jaką darzyłem swoistym szacunkiem. Jednak nie zawsze tak było. Gdy ujrzałem go po raz pierwszy, zacząłem się zastanawiać, czego taki stary pryk może mnie nauczyć? Zmieniłem zdanie, gdy ujrzałem go w akcji. Stało się to mniej więcej cztery lata temu, gdy naszą świątynię zaatakował jeden z najgroźniejszych przestępców; Lejzar McMorthy, należący do stowarzyszenia Pękniętej Czaszki. Złej organizacji zajmującej się morderstwami na zlecenie. Do dziś nie wiadomo z czyjego polecenia zjawił się tutaj, ale jedno było pewne. Zamierzał on zabić naszego mistrza.
W końcu doszliśmy do celu, a wredna wychowawczyni zapukała triumfalnie w drzwi. Z daleka rozległ się głos, aby wejść. I tak też uczyniliśmy - O Raven! Co ześ znowu naskrobał młodzieńcze? - zapytał donośnym, chrapliwym głosem. - Ten zwyrodnialec - odpowiedziała za mnie wychowawczyni - rozbił moją jedyną w swoim rodzaju srebrzystą kulę! - Naprawdę? - zapytał i nagle spoważniał. - No tak, przyznaję się, to moja wina. - odparłem, aby zataić fakty i zwalić winę na siebie.
- Czyżby? Nie wydaje mi się, aby tak było. Coś przed nami ukrywasz Ravenie...
- Nie, naprawdę nie. Wszedłem do środka, aby wykraść klucze do szopki, w której ukryte są łódki.
- I mam ci uwierzyć, że zamierzałeś popływać sobie w samotności?
- Eee, no tak.
Mistrz wstał, podszedł do mnie i powiedział - Doceniam twoje talenty i zaangażowanie w nauce, ale twoja beztroska nie może trwać wiecznie. Jeżeli się nie ustosunkujesz do naszego regulaminu, będę zmuszony cię stąd wyrzucić. Chyba byś nie chciał zawalić tego, nad czym pracowałeś niemal pięć lat?
- Oczywiście, że nie. Zamierzam zostać najlepszym wojownikiem, jedynym, któremu uda się przejść na drugą stronę czerwonej bariery!
- W takim razie weź się w garść chłopcze i przestań stwarzać problemy, zrozumiano?
- Tak, zrozumiałem. I... i przepraszam za kłopot.
- Dobrze więc, możesz stąd wyjść, ale nie myśl sobie, że tym razem obejdzie się bez kary - spojrzał na mnie surowym okiem i nakazał wychowawczyni, aby ta zastosowała według siebie odpowiednią karę dla mnie. Wiedziałem, że nie będzie to nic miłego...
Polub, zaćwierkaj lub wykop Raziela oraz jego wpisy, jeśli przypadły ci do gustu. Z góry dziękuję za klik.