Nietykalni/The Intouchables – jak nakręcić wielką przyjaźń - Cascad - 2 czerwca 2013

Nietykalni/The Intouchables – jak nakręcić wielką przyjaźń

The Intouchables to gigantyczny sukces francuskiego kina, a także świetna reklamówka Starego Kontynentu pokazująca, że w Europie powstają nie tylko ciężkie, zaangażowane społecznie filmy, które oglądają śmiesznie obcięci chłopcy w koszulach w kratę.

Amerykanie wydają się mocno zagubieni w krzykliwej konwencji, którą wymuszają ich pełne one-linerów komedie, „u nas” na szczęście jeszcze tak nie jest. Historia Drissa i Philippe’a to poruszający i zabawny obraz pełen klasy, polegający przede wszystkim na łamaniu stereotypów. Czy najlepszym towarzystwem dla obrzydliwie bogatego kaleki może okazać się Senegalczyk z dzielnic biedoty? Może.


Philippe mieszka w zabytkowej dzielnicy Paryża, otoczony sztuką, służbą i luksusem. Od wielu lat jest sparaliżowany od szyi w dół co nie sprzyja jego mentalnej kondycji. Kolejni pielęgniarze/opiekunowie wytrzymują z nim coraz mniej czasu, jest dla nich złośliwy, niemiły, nie chce ich widzieć… któregoś dnia zgłasza się do niego wysoki, silny murzyn w wielkiej kurtce i sportowych butach, chcący odfajkować kwitek, który dostał na bezrobociu. Przewrotność losu sprawia jednak, że dostaje szansę na pracę z kaleką z wyższych sfer – i to że się do niej praktycznie nie nadaje jest jego największym atutem.


Między panami szybko rodzi się przyjaźń – nie jest to szczególnie zaskakujące, jednak nie miało być. Siła tego scenariusza polega na oryginalności w przewracaniu do góry nogami wielu stereotypów jakich moglibyśmy się spodziewać po tak zaprojektowanym filmie. Omar Sy grający twardego, prostego opiekuna momentalnie kradnie widowisko, grając z ogromnym przekonaniem do tego co robi. Jego oczy, uśmiech, śmiech oraz oburzenie dodają sił Philippe’owi, który niczego nie potrzebował tak bardzo jak męskiego kompana, który nie będzie cały czas wokół niego skakał, który przeniesie go z bezpiecznego vana w sportowe auto, namówi na to, by w końcu spotkać się z piękną nieznajomą, poda mu papierosa, rozkręci imprezę, ustawi chłopaka jego córki i bez wahania poczęstuje jointem podczas nocnego spaceru ulicami Paryża.  To, że Driss często zapomina o tym, że opiekuje się kimś kto nie może ruszyć palcem okazuje się być najlepszą możliwą metodą na walkę z niepełnosprawnością i daje możliwość odzyskania radości życia, w chwili gdy wydaje się, że jest to już niemożliwe. Banalnie brzmiąca lecznicza siła przyjaźni rozwija się tu przed nami w pełnej krasie, bez żenujących czy ckliwych momentów. Zamiast tego pokazano sprytnie zaobserwowaną prawdę.  


 


The Intouchables pełne jest niespodzianek i unika jak ognia wesołkowatości w chwilach gdy bohaterów zaczyna dopadać przeszłość, gdy  dochodzi do zmierzenia się z prawdziwymi problemami. Postawiono tu przede wszystkim na kunszt aktorów i niesamowitą zabawę słowem, której wtóruje wzorowy montaż i praca kamery będąca niezauważalnym przekaźnikiem emocji. Naturalność bijąca z tego filmu potrafi nawet zmienić się na kilka chwil w bajkę dzięki niesamowitej ścieżce dźwiękowej.  Od dawna nie widziałem obrazu, w którym tak wiele elementów tak dobrze do siebie pasowało.

Obejrzyjcie ten film sami, z rodziną, z kimś bliskim, z kimkolwiek, kiedykolwiek… ale to zróbcie. Zawsze sądziłem, że zrobienie filmu „dla każdego” (aj, nienawidzę tego określenia) i z klasą jest niemożliwe, tu jednak się to udało. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłem równie przejęty jakąś historią, przy okazji śmiejąc się na cały głos podczas tak wielu scen.



PS Na koniec dodam, że całość oparta jest na prawdziwej historii i panowie, których przyjaźń nakręcono byli w kontakcie z autorami "Nietykalnych". 

Cascad
2 czerwca 2013 - 12:13