Stephen King oraz ekranizacje jego dzieł - CHRISTINE - RazielGP - 4 października 2013

Stephen King oraz ekranizacje jego dzieł - CHRISTINE

Stephen King na stałe zapisał się w dziejach literatury grozy, strasząc czytelników na każdym kroku. Z całą pewnością należy on do pisarzy, których się kocha, albo nienawidzi. Ja osobiście należę do pierwszej z wymienionych przeze mnie grup, ponieważ zwyczajnie uwielbiam czytać jego książki. Przede wszystkim nie jest to człowiek, obok którego przechodzi się obojętnie. Zdecydowanie nie, o czym świadczyć może ogromna liczba ekranizacji jego dzieł. Mimo tego większość z nich uznawana jest za gnioty, w związku z czym postanowiłem bliżej im się przyjrzeć. Na pierwszy rzut leci Christine, do której pałam ogromnym sentymentem.

Jak ogólnie wiadomo mistrz horrorów wydał ogromną liczbę powieści oraz opowiadań. Oznacza to, że do tej pory nie zdołałem się ze wszystkimi jeszcze zapoznać. Jednakże uważam, iż mam na to sporo czasu. Wszakże kilka z nich znam na wylot, dzięki czemu bez wahania jestem w stanie porównać książkowy oryginał z ekranizacją. Dziś chciałbym omówić Christine, która w obu przypadkach zadebiutowała w 1983 roku.

Bez wstydu przyznaję, iż Christine okazała się być nie tylko pierwszą przeczytaną książką omawianego autora, lecz również pierwszym obejrzanym przeze mnie filmem. Niestety dzieło reżysera, Johna Carpentera zobaczyłem, nim zacząłem interesować się literaturą, co może w pewien sposób zaburzyć moją ocenę. Wszakże należę do osób sentymentalnych, zaś historia samochodu-widmo z miejsca przypadła mi do gustu. Po części dlatego, że ujęła mnie znakomitym klimatem, a po części przez wzgląd na moje zamiłowanie do motoryzacji.

Warto również odnotować fenomenalny soundtrack towarzyszący podczas całego seansu. Budził on we mnie uczucie grozy oraz podniecenia połączonego z nutką dreszczyku pojawiającą się od czasu do czasu na moim ciele. Pierwszy raz zobaczyłem Christine mając raptem kilka lat. Podobnie zresztą było w moim przypadku z Terminatorem. Do dziś pamiętam senne koszmary o zabójczych cyborgach stworzonych przez Jamesa Camerona, czy też jadących w moim kierunku równie morderczych samochodach. W ciągu upływu lat silne przerażenie przerodziło się w miłość od pierwszego wejrzenia.

Prawdopodobnie dlatego książka poświęcona zmaganiom Arniego Cunninghama oraz jego demonicznego auta jest przeze mnie uważana za najlepszą z dotychczas przeczytanych przeze mnie powieści Kinga. No i prawdę mówiąc sam nie wiem, czy sięgnąłbym po dzieła tego autora gdybym wpierw nie zaznajomił się z omawianą ekranizacją. Jednakże porównując książkę z filmem, raczej nikogo nie zaskoczę twierdząc, iż oryginał okazuje się zdecydowanie lepszy. W moim mniemaniu pisana wersja oferuje jeszcze lepszą i bardziej tajemniczą atmosferę, niż jej kinowy odpowiednik, jak i lepiej poprowadzoną akcję. Cóż, trudno się w tym względzie dziwić, ponieważ reżyser kręcił sceny swojego hitu w trakcie pisania przez Kinga powieści.

Poza tym pomimo pewnych odstępstw (przykładowo dewastacja Plymouth Fury w garażu, zamiast na parkingu koło lotniska) jak i wielu zmian, osobiście uważam, że Carpenterowi udało się osiągnać zamierzony efekt, dzięki czemu jego twórczość ogląda się niezwykle przyjemnie nawet dziś. Efekty specjalne zestarzały się w godny sposób i co ciekawsze, nie sprawiają wrażenia sztucznych, co w przypadku wielu filmów z tamtego okresu, czy też współczesnych graniczy z cudem. Ponadto uważam, że bardzo dobrze dobrano tutaj aktorów, co dodatkowo potęguje w moich oczach pozytywne wrażenie. Z tego też względu ekranizację uznaję za godną uwagi, pod warunkiem, że nie oczekujemy od niej wiernego odzwierciedlenia książki.

Polub, zaćwierkaj lub wykop Raziela oraz jego wpisy, jeśli przypadły ci do gustu. Z góry dziękuję za klik.

RazielGP
4 października 2013 - 20:08