Recenzja odświeżonej wersji Broken Sword - Czarny Wilk - 29 listopada 2013

Recenzja odświeżonej wersji Broken Sword

Czarny Wilk ocenia: Broken Sword: Shadow of the Templars - The Director's Cut
70

Jestem wielce rad z powszechnej ostatnimi czasy mody na odświeżanie klasycznych przygodówek. Nie ze względu na ładniejszą grafikę czy dodatkowe sceny. Chodzi o to, że w nowych wersjach regularnie implementuje się system podpowiedzi, który skutecznie eliminuje największą zmorę gatunku point&click – konieczność „obklikania” wszystkiego z wszystkim, żeby wpaść na bezsensowną kombinację pozwalającą pchnąć akcję do przodu. Kiedy nie trzeba spędzać godzin na próbach interpretacji, co autor miał na myśli bądź skakać nosem między oknem gry a solucją, przygodówki naprawdę wiele zyskują. Z czego skrzętnie korzystam, nadrabiając braki wywołane niechęcią do wspomnianych wcześniej cech szczególnych gatunku.

Fragment oficjalnej okładki oryginalnej edycji Broken Sworda

I tak, po zapoznaniu się z całkiem udanymi reedycjami pierwszych dwóch odsłon serii Monkey Island, przeglądając bibliotekę Steama, w moje oczy rzuciła się kolejna klasyczna produkcja kupiona w którymś z miliona indie bundli. Broken Sword: Shadow of the Templars – The Director’s Cut  na pewno nie grzeszy chwytliwym tytułem, ma też kilka mniejszych i większych wad, nie można mu jednak odmówić uroku i grywalności.

Nico to francuska dziennikarka będąca na tropie seryjnego mordercy, George jest amerykańskim turystą, którego wakacje brutalnie przerywa wysadzenie w powietrze paryskiej kafejki w której akurat przebywał. Los sprawia, że ich drogi się krzyżują i postanawiają wspólnie rozwikłać zagadkę morderstw. Sprawa szybko się komplikuje, okazuje się, że w intrygę wmieszani są najpotężniejsi tego świata, a wszystko ma związek z legendarnym zakonami Templariuszy oraz Asasynów. Na szczęście opowieść o wojnie tychże ugrupowań idzie w zupełnie innym kierunku niż wizja twórców Assassin’s Creed – obcych cywilizacji i odgrywania wspomnień tutaj nie uświadczymy. Będzie za to mała lekcja historii i kilka tajemnic sprzed wieków. Historii najbliżej do książek Dana Browna, chociaż twórcy Złamanego Miecza podeszli do tematu z większym wyczuciem i obudowali opowieść wokół faktów historycznych, w małym tylko stopniu naginając je do swoich potrzeb, unikając też treści ewidentnie mających na celu wywoływać kontrowersje. Wyszła z tego solidna opowieść kryminalna.

Źródło screena: Encyklopedia Gry-OnLine

Niestety (albo i stety, zależy kogo spytać), wersja reżyserska upraszcza legendarną już kozią zagadkę, która swego czasu była okrzyknięta jednym z najtrudniejszych wyzwań w grach komputerowych. W dużym skrócie, polegała ona na uporaniu się z blokującą wejście do zamku kozą, która uporczywie taranowała głównego bohatera. Rozwiązanie było na tyle nietypowe i odmienne od pozostałych zagadek, że wielu graczy spędzało całe dnie na bezskutecznych próbach rozwiązania zagadki. Tymczasem w Director’s Cut zagadka praktycznie przechodzi się sama. Szkoda. Więcej o kozie przeczytacie tutaj.

Mechanika rozgrywki to klasyczne point & click. Czas spędzamy więc na prowadzeniu dialogów, zbieraniu przedmiotów i kombinowaniu, w jaki sposób można by je wykorzystać. Do tego od czasu do czasu dochodzą zagadki logiczne. W większości nieskomplikowane, ale niektóre, jak rozszyfrowywanie listów, potrafią zmusić szare komórki do intensywnej pracy. Sporym plusem jest to, że większość wykonywanych czynności jest dość logicznych. Jeśli mamy otworzyć studzienkę kanalizacyjną, robimy to za pomocą przyrządu do otwierania studzienek, jeśli posążek ma być wykorzystany w charakterze klucza, to miejsce, w którym mamy go użyć, faktycznie będzie wyglądać tak, jakby miał do niego pasować. Nie ma tu abstrakcyjnych kombinacji na miarę słynnego już „małpiego klucza” z Monkey Island. Co najwyżej zachowanie głównych bohaterów bywa czasami dość wątpliwe moralnie – tyczy się to przede wszystkim najzwyklejszego w świecie okradania wszystkich dookoła z przedmiotów, które George bądź Nico uznają za użyteczne.

Wersja odnowiona w porównaniu do standardowej zawiera sporo ulepszeń. Przede wszystkim rozbudowano ją o dodatkowe sceny, w których kierujemy Nico i poznajemy nowe elementy układanki. Wprowadzony system podpowiedzi pozwala uniknąć klikania wszystkim na wszystko, gdy utkniemy, chociaż, jak już wspomniałem, w większości podejmowane przez nas akcje są dość logiczne i podpowiedzi wykorzystywałem sporadycznie.

Źródło screena: Encyklopedia Gry-OnLine

Odświeżona grafika wygląda nieźle, choć nie postarano się tak bardzo jak w przypadku nowych wersji Monkey Island. Animacje są nieskomplikowane, rażą sztucznością. Dobrze prezentują się narysowane przez Dave’a Gibbonsa (rysownika odpowiedzialnego za oprawę komiksu Watchmen) sylwetki postaci pojawiające się w trakcie dialogów. Słabo wypadają natomiast okazyjne sekwencje filmowe – masakrycznie skompresowane i do tego gnające naprzód tak szybko, że byle mrugnięcie w trakcie może sprawić, że przegapiliśmy ważny moment. Szkoda też, że remake nie pozwala „podejrzeć”, jak wyglądała gra kiedyś, co było jednym z fajniejszych patentów w Małpiej Wyspie.

O ile grafika wypada przeciętnie, tak w dźwięku się zakochałem. A ściślej – w voice actingu. W trakcie rozgrywki odwiedzimy między innymi Francję, Hiszpanię i Irlandię. Mieszkańcy każdego z tych krajów wprawdzie porozumiewają się po angielsku, ale zaciągają przy tym tak silnymi akcentami, że wysłuchiwanie ich to czysta przyjemność. Kawał naprawdę dobrej roboty!

Gra jak na swój gatunek okazała się niesamowicie długa – Steam jak byk wskazuje, że spędziłem przy niej dziesięć godzin. Było to przyjemne dziesięć godzin – Broken Sword mimo niedopracowanej oprawy i w gruncie rzeczy sztampowej historii potrafi wciągnąć i  zainteresować losami Nico i George’a. Fani przygodówek, którzy nie mieli jeszcze okazji zagrać w produkcję Revolution, powinni szybko nadrobić braki. Nie jest to może najwybitniejszy przedstawiciel gatunku, ale przyjemną rozrywkę spokojnie potrafi zapewnić.

Jeśli spodobał Ci się mój wpis, byłoby miło, gdybyś zalajkował/a moją stronę na FaceBooku. Pojawiają się tam informacje o moich tekstach nie tylko z GP, ale także prywatnego bloga oraz z GOLa. Za korektę odpowiada Polski Geek, zachęcam też do odwiedzenia jego serwisu.

Czarny Wilk
29 listopada 2013 - 19:51