Esencja gier typu 'sandbox' na przykładzie DayZ. - Qualltin - 25 grudnia 2013

Esencja gier typu "sandbox" na przykładzie DayZ.

Nie wyobrażam sobie świata gier, w którym wszystko byłoby dostarczane nam jako produkt gotowy i zamknięty, bez szansy na wpływ odbiorców na jego finalną postać. Nie umiałbym funkcjonować w obszarze gier oskryptowanych, niedostępnych w inny sposób niż tylko wąski korytarz prowadzący nas przez całość ułożonej i starannie zaprogramowanej niby-fabuły. Na szczęście sytuacja w rzeczywistości przedstawia się troszkę lepiej.

Sandbox to specyficzny typ gier, który ma na całym świecie tak wielu fanów, jak i przeciwników. Trzeba umieć docenić to, co przynosi nam otwarty świat ulokowany najczęściej w wieloosobowym trybie rozgrywki. Cechująca go nieprzewidywalność sprawia, że żadna minuta spędzona w grze nie ma praktycznie szansy na swoją wierną kopię gdzieś w przyszłości. Do całości należy także doliczyć fakt, iż to społeczeństwo jest ostatnim punktem łańcucha developerskiego, tak przynajmniej można to określić, bowiem to gracze mają decydujący wpływ na to, jak zagospodarowany zostanie wykreowany przez producentów świat. Oni dostarczają tylko podwaliny po to, co wytworzy się na przestrzeni „multiplayerowych dziejów”.

Ostatnio głośno jest o DayZ Standalone i wczesnym dostępie do jego wersji pre-alfa. Pomimo świątecznej wyprzedaży gra potrafi okupować pierwszą piątkę najlepiej sprzedających się tytułów. Na temat jej rzekomego sukcesu mam odmienne zdanie, z którym możecie zapoznać się w jednym z moich poprzednich wpisów zatytułowanym „DayZ Standalone – od modyfikacji do... no właśnie, do czego?”. Niemniej jednak przyznać trzeba, że sprzedaje się dobrze, choć bardziej na to wpływ mógł mieć wykreowany na przestrzeni wielu miesięcy hype, aniżeli przekonanie o wartości samego produktu w obecnej fazie. DayZ jest jednak niewątpliwie dobrym przykładem gry, w której ostateczny wpływ na świat ma gracz. To od nas, korzystających z dobrodziejstwa zzombifikowanej Czarnorusi, zależy to, jak będziemy się w grze czuć. To my bowiem decydujemy o zasadach, jakimi kierować będą się wszyscy ci, którzy trafią w objęcia ogromnej mapy.

Esencją tego wszystkiego może być filmik, 40-sekundowy fragment, który może w najlepszy sposób wyjaśnić co pięknego kryje się w sandboxie i jego nieprzewidywalności.

Materiał nie wymaga według mnie komentarza. Każdy, kto choć raz trafił do Czarnorusi powinien z uśmiechem na ustach przyjąć prawdę płynącą z tej sytuacji uwiecznionej przez użytkownika 1TimeGames.

Jestem zdecydowanym fanem gier z otwartym światem. Uwielbiam czuć, że to moje granie, zachowanie, decyzje wpływają na grę w taki sposób, że nie ma na świecie osoby, która poprowadziłaby rozgrywkę w sposób identyczny. To przekonanie sprawia, że nie czuję się jak odtwórca gry-filmu, trzymający tylko klawisz „W” aby postać przechodziła przez kolejne utarte ścieżki, a jestem jakby twórcą tego, jak ta gra w ostateczności wygląda.
A Wy jakie macie śmieszne bądź warte wymienienia wspomnienia z gier tego typu?

Przeczytaj też mój poprzedni wpis: "O Content-ID na Youtube, czyli syrena z GTA IV = utwór jazzowy?"

Qualltin
25 grudnia 2013 - 13:32