Project Christine od firmy Razer – innowacja czy kicz? - Qualltin - 13 stycznia 2014

Project Christine od firmy Razer – innowacja czy kicz?

Kiedyś firmy produkujące sprzęt komputerowy miały zdecydowanie łatwiej. Pamiętam czasy, kiedy miało się po 16MB RAMu i człowiek miał wrażenie, że jest to wartość niebotyczna. Twórcy sprzętu, który umieszczano w obudowach naszych komputerów stacjonarnych, przez ostatnie paręnaście lat mogli prześcigać się na najoczywistszej ścieżce rozwoju – wydajności i pojemności. Cały czas bowiem pojawiało się zapotrzebowanie na większą pojemność dysku, szybszy procesor czy większą ilość pamięci RAM na pokładzie naszego składaka. Obecnie przedsiębiorstwa próbują jednak szukać nisz, na polu których będą mogły się wykazać, a potem z udziałem sztabu marketingowców będą próbować wmówić nam, że ów rejon niszą nie jest, jest natomiast czymś w naszym życiu niezbędnym. Tak, według mnie, jest trochę ze smartfonami, tak jest z tabletami, tak jest często z komputerami all-in-one. Nie twierdzę, że nie są one w jakiejś dziedzinie bardziej od zwykłego sprzętu przydatne, jednak z pewnością w wielu dziedzinach się one nie sprawdzają, a mimo to firmy usiłują wcisnąć nam kit, że bez tego tracimy wiele. A jak jest z pomysłem od firmy RazorProjektem Christine?

Zacznijmy od określenia, czym wspomniany Project Christine jest. Razer nie lubi robić tego, co robią wszyscy. Często próbuje wykonać dodatkowy krok w ciemnię, w rejony, w których jeszcze nikogo nie było. Tym razem spotykamy się z nową opcją komputera modularnego (warto nadmienić, że normalny komputer stacjonarny też niejako jest komputerem modularnym, bo konkretnym modułem jest każdy z podzespołów, tutaj jednak słowo „modularny” idzie w parze z maksymalną uniwersalnością i prostotą montażu, a nie tylko samym faktem istnienia). Wspominany składak byłby niczym innym, jak odpowiednikiem wolnostojącej półki na płyty z trochę większymi otworami na poszczególne komponenty. My, klienci, mogli byśmy nabywać kolejne elementy tej układanki i korzystając z szeregu ułatwień za pomocą zwykłego „włożenia” danej części do gniazda rozszerzać specyfikację nabytej przez nasz maszyny modularnej. Każdy typ podzespołu, bez którego komputer istnieć nie może, czyli procesor, pamięć RAM, karta graficzna czy dysk, byłyby zamknięte w stylowej obudowie, która idealnie komponowałaby się z resztą. Na podstawie przedstawionych grafik koncepcyjnych można zauważyć, że każdy element wyglądałby prawie tak samo, z wyjątkiem sterującego panelu, a nasza „półka” tworzyłaby zgrany, harmoniczny pakiet.

Sam pomysł jest ciekawy, jednak byłby on niczym, gdyby nie parę szczegółów, które mają go od popularnej skrzynki odróżnić. Konstrukcja całkowicie wyparłaby walające się wszędzie kable i wyeliminowała problem z chłodzeniem i hałasem. Każdy z elementów byłby starannie przygotowany na największe wysiłki tak, aby nie zakłócał nam ciszy. Natrafiłem na informacje, że możliwe byłoby też chłodzenie cieczą. Co ważniejsze, a o czym na pewno wspomnieć trzeba, to fakt, że całość opierałaby się na PCI-E. Razer chciałby z pewnością wyeliminować problem kompatybilności sprzętu. Nie musielibyśmy się tutaj martwić o np. socket naszej płyty głównej czy inne aspekty, które teraz przy budowaniu własnej stacjonarki należy uwzględnić.

Niektórzy mówią, że to tylko zgrabne opakowanie tego, co mamy normalnie. Może i racja. Tutaj dostaniemy coś ładniejszego, zapewniającego nam całkowitą kompatybilność i ciszę. Co więcej, firma chce udostępnić możliwość „dzierżawy” sprzętu w formie abonamentu płaconego co miesiąc. My, szczęśliwi klienci nie liczący swoich pieniędzy w portfelu, co 30 dni płacilibyśmy określoną kwotę, a Razer w zamian wysyłałby nam kolejne elementy układanki. Gdy tylko przygotowano by nową kartę graficzną, kurier dostarczałby nam nową, a zabierał starą. My wkładalibyśmy nowy element do naszej „półki” i bez zbędnych ceregieli można by już korzystać z uaktualnionego zestawu. Pomysł jest świetny, bo zawsze mielibyśmy najnowszy sprzęt, przynajmniej przy założeniu, że Razer zawsze będzie z nowinkami rynku na bieżąco. Pytanie tylko, czy ów abonament nie wyjdzie zdecydowanie więcej, niż kosztowałoby nabycie jednego zestawu startowego i jego uaktualnianie na własną rękę? Czas pokaże.

Niemniej jednak sam pomysł jest bardzo ciekawy. Podoba mi się bardziej, niż Steam Machines, o których pisałem tutaj. Dostajemy bowiem pewną wartość dodaną w tym zestawie. A Wam jak się taki pomysł podoba? Oczywiście póki co można go rozpatrywać jedynie z perspektywy gadżetu..

Qualltin
13 stycznia 2014 - 16:29