Marvel Puzzle Quest: Dark Reign – przekleństwo gier free2play - Czarny Wilk - 19 stycznia 2014

Marvel Puzzle Quest: Dark Reign – przekleństwo gier free2play

Czarny Wilk ocenia: Marvel Puzzle Quest: Dark Reign
50

Nienawidzę mody na gry free to play. Teoretycznie darmowe produkcje, w rzeczywistości skonstruowane tak, że albo płacisz, albo wkurzasz się na widok tego jak mozolne są twoje postępy. Bywa, że obchodzisz się smakiem na widok funkcji, które dostępne są tylko za wydaniem wcale nie tak małej kasy. Moda ta dosięga też dużych, znanych marek i stąd kolejne ich odsłony oferujące mniej niż poprzednie produkcje, za to teoretycznie darmowe. Czasem mają też dodatkowe funkcje, które w takiej formie irytują, a w zwykłej wersji mogłyby okazać się bardzo wartościowym dodatkiem do serii. A nawet nie to jest w tym wszystkim najgorsze. Niee, najgorsze jest to, że mimo uproszczeń, mimo wyciągania na każdym kroku pieniędzy, mimo oparcia głównie na powolnym grindzie – te gry potrafią wciągnąć na amen.

I dokładnie z takim przypadkiem mamy do czynienia w Marvel Puzzle Quest – gry mocno uproszczonej w stosunku do poprzednich odsłon, stawiającej niemal wyłącznie na mozolny grind, irytującej ciągłymi informacjami o płatnych ułatwieniach. A mimo to wciągającej jak bagno – 57 przegranych godzin zanim w końcu zdecydowałem się rzucić to cholerstwo w trzy diabły chyba o czymś świadczy.

Mroczne rządy

Seria Puzzle Quest lata świetności ma już raczej za sobą. Pierwsza część okazała się oszałamiającym sukcesem i praktycznie stworzyła własny podgatunek, doczekując się całej gamy średnio udanych naśladowców. Jej kontynuacje już tak dobre nie były – Galactrix okazał się przekombinowany i niewygodny, a „dwójka” najzwyczajniej w świecie nudna. Postanowiono pójść więc w inną stronę. Wrócono do korzeni, zrezygnowano z nieudanych pomysłów, a całość oparto na popularnej, lubianej i dającej olbrzymie pole do popisu franszyzie – superbohaterach Marvela.

Trzon rozgrywki nie zmienił się prawie wcale.

Sedno rozgrywki pozostało bez zmian – to nadal krzyżówka  RPGa z grą logiczną typu „match 3”. Wybrana przez nas drużyna toczy walki z przeciwnikami na polach wypełnionych różnokolorowymi kulkami, które musimy przesuwać w taki sposób, by tworzyć rząd minimum trzech takich samych kulek obok siebie. Gdy nam się udaje, zadajemy obrażeniami wrogowi, a gdy zbierzemy dość kulek jednego koloru, możemy odpalić któryś ze specjalnych ataków naszych bohaterów, zadając mu bezpośrednie obrażenia, paraliżując go bądź robiąc zamieszanie na polu walki. Za doświadczenie zdobyte w trakcie walk zwiększamy doświadczenie naszych herosów, co przekłada się na silniejsze ataki.

Większość zadań dostępna jest tylko przez ściśle określony czas.

Fabuła została luźno oparta na okresie w komiksach Marvela, w trakcie którego Norman Osborn (znany również jako Green Osborn) zdołał przekonać opinię publiczną do powierzenia mu władzy nad światowym bezpieczeństwem.  S.H.I.E.L.D. przerobił na H.A.M.M.E.R., zaczął polować na bohaterów, którzy nie chcieli mu się podporządkować, stworzył też swoją własną grupę Dark Avengers, w których złoczyńcy jak Venom czy Bullseye udawali herosów. Oczywiście ci dobrzy nie poddali się i prowadzili wojnę partyzancką, jednocześnie nadal ratując świat czy ściągając kotki z drzew. Słowem – wymarzony setting na grę. W Marvel Puzzle Quest wstęp historii poznajemy w stale dostępnym Prologu, kolejne epizody zaś dostępne są wyłącznie przez określony czas, jeśli więc przegapimy któryś, to nie możemy do niego wrócić. Chociaż dużej straty nie ma – prolog wyjaśnia o co biega, a reszta historii… cóż, po prostu jest, raczej nikogo toto nie wciągnie, niespecjalnie widać, by do czegoś konkretnego to zmierzało poza wprowadzaniem do gry kolejnych postaci.

Złap ich wszystkich

Clue zabawy stanowi zbieranie kart herosów. Każda karta to odblokowanie danego herosa oraz jeden poziom umiejętności dla niego, żeby więc mieć go w pełni „funkcjonalnego”, potrzebujemy tylu kart, ile ma on zdolności – najczęściej trzy, czasem dwie. Duble zwiększają level danego skilla oraz podnoszą ogólny maksymalny poziom postaci, na jaki możemy go podnieść. W sumie, żeby wymaksować danego bogatera, potrzeba najczęściej trzynastu kart. Samo podbijanie poziomów odbywa się za pomocą waluty zdobywanej w trakcie walk, możemy więc expić zupełnie innymi postaciami niż te, które rozwijamy. I to jest okej. Mniej okej jest to, że mamy ograniczoną liczbę dostępnych herosów, a zwiększenie limitu jest pieruńsko drogie. Stąd zdobywamy kupę kart, ale większości nie możemy od razu wykorzystać dopóki nie uzbieramy na miejsce dla nich, a trwa to długo i sporo kosztuje. Co gorsza, jeśli w ciągu siedmiu dni od zdobycia karty nie umieścimy jej w slocie albo jej nie sprzedamy, ta przepada. Jesteśmy więc zmuszeni do ciągłego grania, by nie marnować kart, co z kolei prowadzi do tego, że mamy ich jeszcze więcej. Zamknięte, irytujące koło. No chyba, że zapłacimy za trochę złota…

Postaci jest sporo. Co stanowi jednocześnie największy atut jak i przekleństwo gry.

Samych postaci jest całkiem sporo, dochodzą też nowe. Oprócz związanych z tytułowymi Mrocznymi Rządami bohaterami oraz Dark Avengersami, jest też kilku bardziej znanych superprzestępców, mutantów i wariacje na temat postaci – Storm na przykład występuje w wersji nowoczesnej oraz dzisiejszej, każda ma inne umiejętności i liczy się jako oddzielna postać.

Niektórzy bohaterowie występują w kilku wersjach - tutaj dzisiejszy Hawkeye.

Karty zbieramy wykonując akurat dostępne zadania fabularne, bawiąc się w dramatycznie proste i niezbalansowane PVP albo biorąc udział w rozgrywane co jakiś czas turnieje – też proste i niezbalansowane. Generalnie, jest co robić, ale wszystko koniec końców i tak sprowadza się do grindu. Same starcia są nawet przyjemne, postacie mają dość różnorodne skille i zależnie od przeciwników trzeba dobierać odpowiednią taktykę i główkować, ale koniec końców wszystko i tak jest dość monotonne.

Przekleństwo free to play

Gra została robiona przede wszystkim pod urządzenia przenośne i wyraźnie widać to po oprawie graficznej – sylwetki bohaterów rażą niewielką liczbą szczegółów i mało efektownymi atakami. Dźwięk też jest marny – kilka przeciętnych melodyjek w tle oraz przeciętne odgłosy ataków. O dubbingu kwestii dialogowych zapomnijcie.

Animacje ataków do efektownych to nie należą.

Koniec końców, jest to najmniej rozbudowana odsłona serii Puzzle Quest. Tak naprawdę broni się tylko wykorzystaniem Marvelowej licencji… i tym, że jakimś sposobem, mimo wszystko, wciąga jak diabli. Granie w to jest męczące, człowiek nie może pozbyć się wrażenia, że marnuje tylko cenny czas i mógłby w tym czasie wypróbować ambitniejszy tytuł… a mimo to gra się dalej. Czyste „guilty pleasure”. Prawie sześćdziesiąt godzin spędzone przy tym tytule nie pozwala mi wystawić mu negatywnej oceny. Będzie więc piątka – symbolizująca typowego średniaka. Dla fanów Marvela pozycja warta wypróbowania, o ile mają dużo wolnego czasu do zmarnowania albo zasobny portfel. Wspominałem już, że nienawidzę mody na free to play?

  Jeśli spodobał Ci się mój wpis, byłoby miło, gdybyś zalajkował/a moją stronę na FaceBooku. Pojawia się tam sporo zawartości, która Jaskinię omija.

Czarny Wilk
19 stycznia 2014 - 18:51