Ballada o tym jak próbowałem ukończyć Afterfall: InSanity - fsm - 19 marca 2014

Ballada o tym, jak próbowałem ukończyć Afterfall: InSanity

Tytuł to spoiler - gry nie ukończyłem. Ostatnią godzinę obejrzałem na YouTube, z tego też powodu nie traktuję/nie traktujcie tego wpisu jako standardowej recenzji. To raczej luźny zestaw przemyśleń na temat gry, której największym osiągnięciem była sprytna kampania reklamowa przed premierą. Bo Afterfall: InSanity na papierze to bardzo solidny tytuł, który teoretycznie posiada wszystko niezbędne, do zjednania sobie graczy. Owo "wszystko" to: grafika (gra ją posiada, nie da się ukryć), muzyka (również), interaktywność (można chodzić i robić rzeczy) oraz bardziej subiektywne - niezłe okoliczności przyrody (czytaj: setting) oraz całkiem solidną fabułę. Niestety - plan zjednania sobie graczy (w tym mnie) nie został zrealizowany. Balladę zacząć czas.

Gra naprawdę nie jest taka ładna - przyklad "ramboizacji" grafiki [obrazek z oficjalnej strony]

Siedzi Tokaj, sypia mało
Myśli często: co się stało?
Kłopoty czuje, drży mu powieka
Będzie gnój, śmierć człowieka!

Świat kanciasty, ale swojski
Klimat post-apo, nie kowbojski
"Ludzie wariują" rzecze szef
"Sprawdź czy to nie blef".

Idzie Tokaj, w ręku pała
Każda pokraka wnet się posrała
Niby lekarz, a sprawny jak dzik
zadaną misję wykona w mig!

Monotonna to przygoda
Twórcom podeszła na horror moda
A tu nawet nie ma strasznego trupa,
zaś od siedzenia przed kompem rozboli dupa.

No dobra. Ballady zwykle są dłuższe i dużo, dużo lepiej napisane (pomijając brak charakterystycznych dla gatunku elementów w tym czymś powyżej), więc zakończę ten fragment mej radosnej twórczości i przejdę do bardziej tradycyjnego opisu, który - uwaga - będzie pełen spoilerów.

[obrazek z oficjalnej strony]

Afterfall: InSanity to, za przeproszeniem, polski Dead Space. Mamy podobną pracę kamery, bohatera z kolorowym wskaźnikiem zdrowia na ubranku, namiastkę pomysłowego interface'u z gry studia Visceral, zamknięte pomieszczenia, walkę z dziwnymi stworami i horrorowaty klimat. Różnica jest taka, ze wszystko jest dużo gorsze. Najwięcej w Afterfallu się walczy i jest do dosyć męczące, a frajda z wymachiwania siekierą kończy się po kilku minutach (pomijam nikłą różnorodność przeciwników, co może i zmienia się pod koniec, ale jestem pewien, że niewielu do tego momentu dotrwało). Poza tym wciskamy guziki, hackujemy zamki (prosta mini-gierka), okazjonalnie musimy coś jakoś przestawić, mamy też okazję przejechać się małym, zdalnie sterowanym robocikiem. Teoretycznie jest ok, bo liniowe gry akcji potrafią dawać mnóstwo frajdy.

Ale ok niestety nie jest - wszystko jest jakieś takie pokraczne, dosyć często pojawiające się przerywniki filmowe na silniku gry prezentują kuriozalnie animowanych bohaterów, a angielski dubbing z wstawionymi w dialogi polskimi nazwiskami jest niskich lotów i strasznie mi zgrzytał w uszach (grałem w kopię z CD-Action, nie ocenię więc pracy Michała Żebrowskiego, który ubarwił swą osobą polską wersję językową). Dołóżmy do tego średnią grafikę z szalejącą głębią ostrości i wszechobecny brak jakichkolwiek emocji, a efekt końcowy okaże się raczej wątły.

O. Tak to wygląda. Jest nawet Ikarus! [obrazek z purepc.pl]

Są jednak mocniejsze strony - polska post-apokalipsa z różnymi smaczkami w rodzaju husarii, klona Piłsudskiego czy napisami ZUS na koszach na śmieci robi za bardzo fajną otoczkę. Podobać się może też fabuła, bo była jedynym trzymającym mnie tak długo przy grze elementem. Szkoda jednak, że sposób jej przedstawienia nie był wyrazistszy, mocniejszy, bardziej filmowy. Motyw pt. mam narąbane w głowie i robię źle, choć wydaje mi się, że robię dobrze, był milion razy lepiej pokazany np. w Spec Ops: The Line. Zabrakło mi też lepszego wykorzystania świetnego motywu z podziemnym, oszukanym miastem, do którego trafia bohater. Szkoda.

Mogło być dobrze. Niestety, bogowie gamingu zdecydowali inaczej i nie zesłali na deweloperów kreatywnej iskry. Afterfall: InSanity to produkt z niezłymi pomysłami, za który zabrała się niespecjalnie zdolna ekipa. I dlatego też po walce z gladiatorem (swoją drogą, wyjątkowo irytującej) zdecydowałem, że dosyć męki. W końcu nie jest to tekst na zlecenie, po co więc tracić czas? 4 youtube'owe filmiki później poznałem finał historii i utwierdziłem sie w przekonaniu, że pierwsze wrażenie było słuszne. Ktoś wie, czy wersja rozszerzona, poprawiona i połatana rzeczywiście jest lepsza?

fsm
19 marca 2014 - 16:15