Recenzja Deathspank - Antares - 3 maja 2014

Recenzja Deathspank

Antares ocenia: DeathSpank
83

Gry cRPG od zarania dziejów rządzą się swoimi prawami, które każdy, kto choć przez krótki czas miał styczność z gatunkiem potrafi szybko rozpoznać. Studio HotHead podjęło się próby wyszydzenia owych prawideł w pozycji noszącej tytuł Deathspank. Wyszła z tego wielce wybuchowa mieszanka, którą bez najmniejszych wątpliwości mogę jednak zaliczyć do udanych.

Pozycja ta wywołuje uśmiech na twarzy już od pierwszych sekund z nią spędzonych; tytułowy bohater, czyli „Klaps Śmierci” od samego początku znany jest jako obrońca uciśnionych, tępiciel zła wszelkiego i „Bringer of Justice” jakkolwiek można by to próbować na język polski przetłumaczyć. W każdym razie prawo i sprawiedliwość, to jego dodatkowe imiona. Na początku rozgrywki nasz bohater może jedynie pochwalić się eksterminacją krwiożerczych kurczaków, lecz jego kwadratowa aparycja i pełen patosu sposób wypowiedzi zdradza, że mamy do czynienia z klasycznym madafaką, jakich w grach cRPG nie brakuje.

Fabuła kręci się wokół poszukiwań tajemniczego artefaktu, zwanego dumnie Artefaktem, który to dostaje się w ręce złego Lorda von Pronga. By ów niegodziwiec nie wykorzystał go do mrocznych celów przeszkodzić mu musi oczywiście Deathspank. Rozgrywka to typowy hack ‘n slash, czerpiący garściami z Diablo, niejednokrotnie je prześmiewając. Mamy tu więc ekwipunek o ograniczonej liczbie miejsca, potwory poruszające się grupami oraz mnóstwo różnorakich przedmiotów, które noszą tak dumne i jednoznaczne nazwy jak np. „Epicki Hełm Zajebistości”. Odniesień do innych gier jest tu dużo więcej, choć mnie osobiście najbardziej rozbawiło dwóch Orków, którzy narzekali, że World of Warcraft był niegdyś dużo lepszy, lecz wszystko zepsuło wprowadzenie dodatków.

Dialogi najeżone są śmiesznymi tekstami i idiotycznymi odpowiedziami, dlatego naturalnym pozdrowieniem przez Deathspanka napotykanych osób będzie „witaj, o niegrywalna postaci”, na co możemy spodziewać się odpowiedzi typu „oh, witaj protagonisto”. Palce w tej pozycji maczał Ron Gilbert, czyli twórca Secret of Monkey Island, dlatego wysokie stężenie zawartych w grze śmiesznych, choć nie zawsze wysublimowanych żartów i gagów nie powinno nikogo dziwić. Oprawa audiowizualna stoi na bardzo dobrym poziomie, choć muzyka poza dobrze spełnioną ilustracyjną rolą, nie chwyta specjalnie za serce.

Grafika za to została zrealizowana rewelacyjnie, gdyż poruszamy się w trójwymiarowym świecie, w którym jednak wiele elementów wydaje się być wyciętych z kartonu. Ten śmieszny zabieg idealnie pasuje do kreskówkowego klimatu, który przywodzi na myśl produkcje Tatarkovsky’ego, zwłaszcza gdy zobaczymy rysunkowe przerywniki filmowe. Gra do najtańszych niestety nie należy i jest dostępna wyłącznie na PSN i Xbox Live, gdzie trzeba za nią zapłacić odpowiednio 47 zł lub 1200 punktów MS. Uważam jednak, że warto za Deathspanka zapłacić taką cenę tym bardziej, że rozgrywka oscyluje w okolicach 10 godzin, a więc więcej niż niejedna gra pudełkowa.

Deathspank posiada także uproszczony, choć wciągający tryb lokalnej kooperacji, który można uruchomić w dowolnym momencie. Pojawia się wtedy tajemniczy mag, który w rękach sprawnego gracza potrafi, być bardzo pomocny.

Antares
3 maja 2014 - 23:27