Długie creditsy to złe creditsy - RazielGP - 17 września 2014

Długie creditsy to złe creditsy

Still Alive wiecznie żywe!

Napisy końcowe, znane również pod nazwą credits, tudzież lista płac - pojawiają się nie tylko w przypadku kinematografii, lecz i w popularnej od co najmniej trzech dekad elektronicznej rozrywce. I to właśnie tej drugiej przyjrzałem się nieco bliżej. Głównie z tego względu, iż bardziej pasjonuje się grami, niż filmami.

Nim przejdę do sedna tematu, warto zwrócić uwagę na to, iż najstarsze gry w ogóle nie oferowały napisów końcowych. Głównie z powodu braku możłiwości zakończenia rozgrywki. W czasach takich hitów jak Pong oraz Tetris- można było się bawić bez końca oraz pobijać wszelkie rekordy punktowe. Inna kwestia, że takie tytuły zazwyczaj zostały tworzone przez jedną, góra dwie osoby, a nie całe studio mające na zapleczu kilkadziesiąt osób.

Z czasem jednak elektroniczne produkty stawały się coraz bardziej rozbudowane, a niektóre z nich miały swój fabularny koniec. Wystarczy choćby wspomnieć o Super Mario Bros, Doom, czy The Neverhood. Wtedy wówczas przy liczbie twórców wynoszącej od kilku do kilkunastu programistów pojawił się sens dodania listy płac, które można było przejrzeć dosłownie w jednej chwili z menu gry, bądź po ukończeniu całych zmagań. Oczywiście w zależności od danej produkcji.

Lata mijały, a liczba twórców drastycznie wzrastała. Olbrzymie korporacje zaczęły wchłaniać mniejsze studia, przez co creditsy stawały się coraz dłuższe. Osobiście nie mam nic przeciwko kilkuminutowym napisom końcowym. Szczególnie gdy towarzyszy im przyjemny utwór muzyczny jak chociażby w przypadku Max Payne 2: The Fall of Max Payne - Late Goodbye zespołu Poets of the Fall. Ewentualnie gdy widzę interesujące tło jak w przypadku serii Grand Theft Autood trzeciej części wzwyż. Jeśli jednak muzyka zdąży mi się już znużyć i pojawia się czarne tło z napisami, to mogę je oglądać co najwyżej przez jakis czas. Konkretniej przez maksymalnie 10 minut.

Najgorsze są jednak te, których nie da się w żaden sposób pominąć. Co prawda ja i tak bym tego nie zrobił, bo oglądając i nudząc się przy bardzo długich creditsach - wyczekuję jakiegoś ukrytego przekazu, wiadomości dotyczącej fabuły, czy zwyczajnego easter egg-a. Jednakże zdaję sobie sprawę z tego, iż sporo ludzi nie ma takiej cierpliwości i zwyczajnie je pomija. Najbardziej jednak irytujące w tym wszystkim bywa to, że oprócz wymiany nazwisk ludzi odpowiedzialnych za stworzenie gry (czyt. studia), wydawca usilnie przedstawia każdego pracownika, wymieniając (chwaląc się?) wszystkimi producentami należącymi do niego. Dlatego też nie lubię kończyć gier od EA, Ubisoftu czy Take Two. Bo oni najwyraźniej mają bzika na tym punkcie.

A oprócz podania wszystkich dostępnych (których są setki, jeśli nie tysiące) pracowników, wydawcy męczą nasze oczy wymieniając wszystkich wykonawców oraz tytuły piosenek, wszelkie licencje z nimi związane i inne informacje, których nie czytamy, ani tym bardziej nie zdołamy zapamiętać. Czasem zastanawiam się jaki jest sens oferowania listy płac trwającej w okolicach kilkunastu/kilkudziesięciu minut? Czyżby to był jakiś specjalny rodzaj kary? A jeśli tak, to za co? Za to, że kupiliśmy ich produkt? Cóż, wypadałoby o to zapytać samych twórców.

Przy okazji zapraszam do podobnego tematu, również  przeze mnie napisanego, poświęconemu napisom końcowym od nieco innej strony: Nasze ulubione Creditsy z gier, a także do wzięcia udziału w ankiecie.

RazielGP
17 września 2014 - 21:26