Enslaved: Odyssey to the West - recenzja gry o dwóch takich co... - fsm - 3 października 2014

Enslaved: Odyssey to the West - recenzja gry o dwóch takich, co...

fsm ocenia: Enslaved: Odyssey to the West
75

...Co się poznali, zakolegowali i razem pojechali na Zachód, a w międzyczasie rozwalili wiele robotów i zwiedzili kawał post-apokaliptycznych Stanów Zjednoczonych. Enslaved to taki typ gry, o której się słyszy, że była super, ale niewiele osób w nią grało. Trochę jak z Beyond Good & Evil, choć chyba sława produkcji Ninja Theory jest mniejsza niż gry Ubisoftu. Odyssey to the West ma już 4 lata na karku, bowiem na PlayStation 3 i Xboksie 360 tytuł zadebiutował jesienią 2010 roku. Twórcy trzy lata później nacisnęli guzik "konwersjonuj" ("konwertnij?" :P) i w październiku minionego roku pojawiła się edycja pecetowa, od razu jako wersja premium, z wbudowanym DLC. No i nareszcie w Enslaved zagrałem.

Ona i on, razem, choć osobno.

Enslaved to trzecioosobowa gra akcji, która dużo większy nacisk kładzie na postacie, otoczenie, emocje i klimat, niż samą grę. Chcę przez to powiedzieć, że mając do dyspozycji tych samych bohaterów, to samo uniwersum i podobne założenia, można było z całości wycisnąć nieco więcej. Bo Enslaved na samym początku oczarowuje, by w toku trwania zabawy zacząć nieco nużyć. Nie na tyle, bo grę zostawić, ale tak naprawdę historię poznałem do samego końca właśnie ze względu na... historię. Już wyjaśniam.

Monkey musi iść przodem, że oczyścić teren. Ewentualnie rzucić koleżanką na drugą stronę przepaści. Takie tam zwyczaje mają.

Oto USA daleko w przyszłości. Świat został zniszczony dawno temu i teraz ruiny miast zarosły po same czubki drapaczy chmur, stare maszyny rdzewieją, a nowe maszyny - wredne mechy - napadają i zniewalają resztki ludzkiej rasy. Dwójka bohaterów - ładna, delikatna i piekielnie mądra Trip oraz niechętny (początkowo) towarzysz Monkey są więźniami na wielkim statku z niewolnikami. Bum, statek sie rozbija, Trip zapewnia sobie władzę nad kolegą za pomocą niewolniczej opaski, kolega musi zatem iść tam, gdzie ona chce i jednocześnie bronić ją przed łobuzami, bo jej śmierć oznacza jego śmierć. Gracze sterują panem małpą, biegają, skaczą, biją się i pomagają Trip. I tak przez jakieś 8 godzin bez specjalnych zmian. Początkowo jest super. Potem już jakby mniej.

Walki są ładnie animowane ze szczególnym uwzględnieniem efektownych "finiszerów".

Zabawa polega na nawigowaniu po ślicznych, ale bardzo liniowych mapach, efektownego, ale w gruncie rzeczy bardzo nieskomplikowanego rozwalania robotów, podążania tam, gdzie wskaże Trip, przełączenia jakiejś dźwigni i tyle. Urozmaiceniem jest kilka miejsc, w których możemy polatać na magicznym dysku (ograniczenie "rozwiązano" dialogiem: Dlaczego ta twoja magiczna chmura działa tylko w niektórych miejscach? | Nie wiem, tak już jest i już. :P), pojedynki z bossami i ostatni, efektowny poziom, który wyrwał mnie z objęć nudy pojawiającej się w drugiej połowie gry.

W grze dużo się skacze, ale sekwencje te są niemiłosiernie uproszczone. Trochę szkoda.

Na szczęście Ninja Theory potrafiło stworzyć naprawdę interesujące, sympatyczne i świetnie zagrane postacie (to zasługa Andy'ego Serkisa, Lindsey Shaw i Richarda Ridingsa, dzięki którym wirtualne ludziki nabrały życia) i dać im do przeżycia kawałek fajnej historii (scenariusz gry wyszedł spod ręki Aleksa Garlanda, odpowiedzialnego m.in. za filmy 28 dni później, W stronę Słońca i ostatniego Dredda). To dynamiczna relacja między bohaterami i autentyczna ciekawość dotycząca finału (napiszę tylko, że nie byłem rozczarowany) sprawiła, że Enslaved się obroniło i pozostawiło po sobie miły posmak. Choć w ogólnym rozrachunku mogło być lepiej.

"Odyssey to the West" kontra "Wędrówka na Zachód"

Gra Enslaved jest luźną adaptacją jednej z czterech klasycznych powieści chińskich (uznawanych za najwybitniejsze dzieła chińskiej literatury z czasów dynastii Ming i Qing) zatytułowanej Wędrówka na Zachód. Pozornie oba te dzieła mają ze sobą wspólnego niewiele, ale diabeł siedzi w szczegółach - sami zresztą się przekonajcie.

Chiński oryginał vs brytyjska adaptacja

Głównym bohaterem tego liczącego sobie kilkaset lat chińskiego klasyka jest Tripitaka (Xuanzang), dzielny mnich, który musi dostarczyć oryginalne buddyjskie zwoje z Indii do Chin. On sam jest bezbronny, ale bogini Guanyin znajduje czterech uczniów, którzy będą go bronić podczas tej wyprawy. Najpotężniejszym z nich jest Sun Wukong, zwany Małpim Królem - wyposażony z magiczną pałkę wojownik, którego wybuchowy charakter musi być temperowany przez magiczną opaskę (gdy coś nie idzie po myśli mnicha, ten recytuje specjalną inkantację i pan Małpa odczuwa dotkliwy ból, który wymusza posłuszeństwo). Dodatkowo Sun Wukong posiada magiczną chmurę pozwalającą pokonać 18000 km podczas jednego skoku. Poza nim bohaterowi towarzyszą: Zhu Baije, mnich-świnia - mało urodziwa hybryda świni i człowieka, która lubi sobie dogadzać (pijąc, jedząc i flirtując z kobietami) i niespecjalnie dogaduje się z Małpim królem; Sha Wujing, "braciszek piach", najmądrzejszy, najspokojniejszy z uczniów oraz Yulong, który tak naprawdę jest magicznym koniem Tripitaki.

Cała ta ekipa podróżuje przez prawdziwe geograficznie tereny, które są w powieści przedstawione jako fantastyczne, magiczne krainy pełne niezwykłych stworzeń i demonów, więc ta wędrówka to ciągła walka o przetrwanie. I teraz szybko porównajmy powyższe informacje z tym, co znajduje się w Enslaved. Trip pełni rolę głównego mnicha, Monkey i Pigsy są oczywistymi interpretacjami postaci z literatury, zaś gameplayowy punkt wyjścia (chroń Trip przed potworami, bo sobie nie da rady) też jest żywcem wyrwany z kart książki. Do tego dochodzi prawdziwe, choć fantastyczne otoczenie (zniszczone, ale bardzo kolorowe Stany), magiczna pałka Monkeya, opaska na głowie oraz cudowna latająca chmura. Sprytne, nie powiem. Ciekawe ile interesujących, z punktu widzenia graczy, rzeczy można wyciągnąć z klasycznych dzieł literackich. Co powiecie na RPG w klimacie Dziadów albo gameplayowe założenia bazujące na Łysku z pokładu Idy?

fsm
3 października 2014 - 19:34