O zabijaniu konsol i tym co najważniejsze w graniu - Brucevsky - 4 kwietnia 2016

O zabijaniu konsol i tym, co najważniejsze w graniu

Źródło: 24-7gamer.com

Pogłoski o pracach nad PlayStation 4K wywołały burzę i rozpoczęły liczne dyskusje. Tradycyjnie nie zabrakło głosów wieszczących śmierć konsol jakie znamy i mrocznych przepowiedni dotyczących przyszłości branży. Tak jakby takie kontrowersyjne pomysły były czymś nowym.


Od dawna już granie na konsolach nie może być rozumiane jako włóż cartridge/płytę, rozsiądź się w fotelu i graj. To nie czasy 168 in 1, trzeciego Tekkena i Metal Gear Solid 2: The Sons of Liberty. Teraz mamy instalacje na dysku twardym, patche, zapisy stanu gry w chmurze, do tego mniej lub bardziej bezczelne DLC, remake’i i reedycje. Mało kiedy uda się po prostu wybrać nowy tytuł, usiąść i zatopić w akcji. A mimo to granie na konsolach nadal jakoś żyje i robią to miliony ludzi na całym świecie.

Fanów starej szkoły spędzania czasu przed telewizorem obrana przez producentów, konsumentów, w skrócie całą branżę, ścieżka ewolucji może martwić lub nawet irytować. Część może pewnie całkowicie zniechęcić  (jeśli jeszcze tego nie zrobiła) do wirtualnej rozrywki i odepchnąć od pasji, która przed laty zabierała im cały wolny czas. Nie zabije jednak grania całkowicie, tak jak nie zrobiło tego wkurzające wycinanie zawartości i sprzedawanie jej w DLC lub wydawanie gier zabugowanych, źle zoptymalizowanych i niesprawdzonych. Kiedyś tego nie było, ale pojawienie się tych mało pozytywnych rozwiązań stawianych pod TV maszynek nie pozbawiło racji bytu. Nie zrobi tego też wydanie PlayStation 4K.

Raz, że trudno mi uwierzyć, by Sony wysadziło się w powietrze tak nieprzemyślanym marketingowo i finansowo ruchem, wydając nową wersję konsoli i wypinając tyłek na całą stworzoną w pocie czoła bazę posiadaczy „czwórki”. Oszukani w ten sposób raczej nie spieszyliby się później z zakupami kolejnych platform od Japończyków, czekając ewentualnie na ostateczną wersję lub w ogóle przerzucając się na inne konsole lub PC-ty. Tego chyba nikt z Sony nie chce. Potężniejszy i wydajniejszy sprzęt to też problem dla twórców, którzy musieliby liczyć się z dodatkowymi kosztami projektowania produktów na dwie podobne, acz różne maszyny. Dwa, że rozwiązanie z wypuszczaniem na rynek nowej wersji tej samej konsoli w ostatnim czasie przetestowało kilka razy Nintendo w kontekście swoich handheldów i jakoś nie wpłynęło to zbyt mocno na całą branżę. Może i baza fanów „N” jest mu bardziej oddana i nawet takie „atrakcje” przyjmuje ze zrozumieniem i otwartymi portfelami, ale mimo wszystko w jakiś sposób premiera New 3DS powinna na rynku namieszać. Ale tego nie zrobiła. Bo nie sama maszyna do grania jest tutaj ważna. To tylko środek do zabawy.

Patche, bugi i złe optymilizacje mnie irytują, wizja kuponowania gry i później kolejnych DLC odpycha, ale mimo to nadal spędzam dużo czasu przy konsoli, znajdując chociażby takie perełki jak Double Dragon Neon. Da się żyć, mimo obecnego kierunku ewolucji konsol.

Zamartwiając się więc o przyszłość grania na konsolach po plotkach o pracach nad nowym Xboxem One i PS4, zapominamy mam wrażenie o samych grach. W tej kwestii, dopóki będą pracować w branży kreatywne umysły gotowe stworzyć takie produkcje, jak Wiedźmin 3, SOMA czy Killer7, nic się nie zmieni. Sposób zabawy przejdzie rewolucje, coś zostanie dodane lub zabrane, pojawią się nowe wkurzające elementy, ale dopóki będzie można czerpać satysfakcję ze zwiedzania wirtualnych światów i wykonywania rozmaitych misji będzie dobrze. I nie zmienią tego „aktualizacje konsol”, granie w chmurze lub VR. Optymistycznie w to wierzę.

Brucevsky
4 kwietnia 2016 - 19:03