Operacja Red Wings - tragiczna akcja Navy Seals. Fakty kontra film - DM - 27 czerwca 2016

Operacja Red Wings - tragiczna akcja Navy Seals. Fakty kontra film

28 czerwca 2005 roku to jeden z najtragiczniejszych dni w historii amerykańskich sił specjalnych. Katastrofą zakończyła się nie tylko misja zwiadowcza czterech żołnierzy, ale i będąca jej wynikiem akcja ratunkowa. Feralne chwile przeżył tylko jeden człowiek - Marcus Luttrel, snajper Navy Seals, a jego historię poznaliśmy najpierw dzięki bestsellerowej książce Lone Survivor, a następnie jej ekranizacji - filmie Ocalony. Oto trochę bardziej szczegółowy przebieg tamtych wydarzeń oraz operacji Red Wings II - długiej misji ratunkowej*.

*Przebieg operacji Red Wings był jednym z moich pierwszych tekstów na tym blogu, w czasach gdy nie było jeszcze ani filmu, ani polskiego wydania książki. Z okazji kolejnej rocznicy, pomyślałem, że zgodnie z obecnymi trendami warto przygotować “zremasterowaną” wersję tamtego artykułu! Powstał zatem tekst przeredagowany,  w jednej części, a nie trzech odcinkach, a co najważniejsze - uzupełniony o nowe szczegóły dotyczące operacji Red Wings II - czyli działań ekipy ratunkowej.

Operacja Red Wings miała na celu zakłócenie i docelowo przerwanie działalności talibów w regionie dystryktu Pech w prowincji Kunar w związku z nadchodzącymi wyborami do afgańskiego parlamentu. Wrogimi siłami dowodził tam Ahmad Shah, a rozbicie jego grupy było jednym z głównych zadań operacji. Do misji wyznaczono piechotę morską z 2. i 3. batalionu Marines oraz niewielką grupę żołnierzy sił specjalnych, składającą się z operatorów Navy Seals (Seal Team 10 i Seal Delivery Vehicle Team 1) oraz lotników ze 160th SOAR. Start wielokrotnie odwoływano przez skąpe dane wywiadowcze. Wreszcie 27 czerwca nadszedł komunikat: „Red Wings is a GO”, a to oznaczało rozpoczęcie pierwszego etapu operacji, rozpisanej na kilka faz:

  • Faza 1 - zwiad i obserwacja przez niewielką grupę Navy Seals w celu zidentyfikowania Shaha oraz dokładnego miejsca jego przebywania;
  • Faza 2 - wejście do akcji grupy uderzeniowej Navy Seals, a zaraz po nich piechoty morskiej, by schwytać lub zabić Shaha;
  • Faza 3 - Marines oraz armia afgańska zapewniają opiekę medyczną lokalnej ludności oraz uzgadniają ich najpilniejsze potrzeby (utwardzenie drogi, studnie, itd.);
  • Faza 4 - Marines zostają na terenie około miesiąca, zależnie od aktywności wroga, zapewniając stabilizację rejonu oraz wsparcie dla mieszkańców.
Mike Murphy oraz Matt Axelson

Nocą 27 czerwca w kierunku góry Sawtalo Sar wyruszyły dwa zespoły Navy Seals: dowódca Michael Murphy, zwiadowca Matthew Axelson, Danny Dietz odpowiedzialny za radiokomunikację oraz Marcus Luttrell - medyk. Wywiad od początku nie napawał optymistycznie. Teren działania nie zapewniał dostateczniej osłony, dużo otwartej przestrzeni lub skalistych gór nie ułatwiało skrytego lub szybkiego poruszanie się. Wszyscy wyruszali na misję z mieszanymi uczuciami.

Kadr z filmu Lone Survivor - Ocalony

Sprzęt jaki zabrano ze sobą na akcję to:

  • spodnie od munduru pustynnego DCU i bluzy w kamuflażu leśnym woodland, gdyż w strefie lądowania i później miały być jakieś sporadyczne linie drzew.
  • kamizelki taktyczne RRV, MBSS
  • kaski PRO-TEC
  • karabiny Mk 12 dla snajperów (Marcus, Axe), 
  • karabinki M4A1 z granatnikiem M203 i celownikami ACOG dla obserwatorów (Murphy, Dietz), 
  • pistolet Sig Sauer P226, 
  • miny claymore, granaty ręczne, 
  • GPSy, ISLiD (do naprowadzania śmigłowców), lunety obserwacyjne, gogle noktowizyjne, aparat cyfrowy, radia MBITR, zapasowe baterie do wszystkiego, laptop (zapewne Panasonic Toughbook), paczki z racjami żywności MRE (Meals Ready to Eat, albo jak mawiają żołnierze: Meals Rejected by Ethiopians), paczki z orzeszkami i rodzynkami, batony czekoladowe, woda.
Przed wyruszeniem na Red Wings. Od lewej stoją: Matthew Axelson, Daniel R. Healy, James Suh, Marcus Luttrell, Eric S. Patton, Michael P. Murphy

Standardowo operator zabiera na akcję 8 magazynków 30. nabojowych. Mając na uwadze trudny teren i skąpe dane wywiadu Marcus w ostatniej w chwili wziął dodatkowe trzy,  reszta ekipy zrobiła tak samo. Zdecydowano nie zabierać ze sobą karabinu maszynowego M249 - byłby zbyt ciężki i przeszkadzał w marszu w tak trudnym terenie. Każdy z nich miał około 20 kilogramów sprzętu, co było traktowane jako „wymarsz na lekko”.

Danny Dietz i Marcus Luttrell

Wyruszyli o zmroku dwoma helikopterami MH-47 Chinook, pilotowanymi przez legendarnych NightStalkers ze 160th SOAR. Podczas gdy jeden śmigłowiec wykonywał trzy fałszywe podejścia do lądowania, Sealsi z drugiego Chinooka zjechali po linach w wyznaczonym punkcie startu. Po opuszczeniu maszyny rozpierzchli się na około 10 metrów od siebie i każdy z nich nie poruszył się ani nie odezwał przez około 15 minut. Upewniwszy się, że nikt na nich nie czeka, zaczęli marsz w kierunku wioski ukrywając najpierw pod stertą kamieni linę ze śmigłowca. Ktoś wyrzucił ją na ziemię, zamiast wciągnąć z powrotem na pokład maszyny.

Zjazd na linach z MH-47

Droga przez skalisty teren była trudna. Żołnierze musieli często się wspinać, szukać oparcia dla stóp, dłoni, co szczególnie było uciążliwe dla Marcusa, większego i cięższego w porównaniu do reszty towarzyszy. Zawsze był z tyłu. Gdy tamci zatrzymywali się na odpoczynek, Marcus dopiero się z nimi zrównywał, a to nie zostawiało mu wiele czasu na przerwy w marszu. Każdy z nich co jakiś czas zaliczał upadek czy poślizgnięcie. Koniec opadów deszczu nie okazał się zbawieniem. Światło księżyca zaskoczyło ich na otwartym terenie, co było koszmarem, gdyż rzucali wyraźne cienie, a nie było gdzie się schować. Przejście sześciu kilometrów w takich warunkach zajęło im siedem godzin. Wyczerpani, mokrzy, pokryci błotem, pozbawieni snu (tuż przed taką misją, nawet w bazie doskwiera bezsenność) nadal znajdowali się na odsłoniętym terenie, a na dodatek zaczynało świtać. W końcu wypatrzyli jakieś miejsce między paroma drzewami, z którego rozchodził się widok na wioskę. Do celu zostało jakieś 2,5 kilometra.

Kadr z filmu Lone Survivor - Ocalony

Po dotarciu na miejsce rozpoczęli obserwacje, jednak położona niżej wieś szybko pokryła się mgłą, która zakryła ją prawie kompletnie. Murphy i Axe odłączyli się w poszukiwaniu lepszej pozycji. Wrócili po godzinie z informacją o świetnym punkcie obserwacyjnym, ale bez prawie żadnej osłony. Zespół rozpoczął godzinną wspinaczkę na grzbiet grani. Mieli tam doskonały widok na wioskę, choć miejsce nie było perfekcyjne. Byli wystawieni na atak z lewej, z prawej i od przodu, a jedyna droga ucieczki prowadziła w dół. Co jakiś czas zmieniali się w obserwacji przez lornetkę. Słońce było wysoko i w przeciwieństwie do nocy teraz panował nieprzyjemny upał.

Kadr z filmu Lone Survivor - Ocalony

Nagle ktoś zeskoczył miękko w sandałach i pojawiła się postać w turbanie. Po chwili przyszło stado kóz i jeszcze dwóch tubylców, w tym jeden nastolatek. Najstarszy z pasterzy mamrotał „no taliban, no taliban”, a zaskoczonych operatorów na chwilę zamurowało. Ziścił się największy koszmar zwiadowcy - zostali wykryci na wrogim terenie. Trzymając pastuchów na muszce, zaczęli dyskusje w celu ustalenia dalszych kroków. Pierwszą myślą było pozbycie się niewygodnych świadków, wszak byli zagrożeniem dla powodzenia misji. ROE (Rules of Engagemnet - zasady walki) pozwalają na użycie broni tylko w przypadku 100 procentowej pewności, że osoba ma złe zamiary i zaraz ich zaatakuje, co jest jasne i oczywiste w Waszyngtonie, ale kompletnie nie sprawdza się na polu walki w Afganistanie.


Jeżeli ta trójka nie wróci, zwłaszcza nieletni, inni zaczną szybko ich szukać i łatwo znajdą, bo takiego stada kóz nie da się łatwo ukryć. Wśród talibów wyznaczeni są specjalni ludzie nadający takim sprawom rozgłos w telewizji Al Jazeera, jak to Amerykanie mordują niewinnych cywilów. W USA czeka pełno dziennikarzy, liberałów i prokuratorów bardziej niż chętnych, by żołnierzy oskarżać o zwykłe morderstwo. Likwidacja cywilów wydałaby się prędzej czy później, a Sealsów czekałby ich wyrok i odsiadka w cywilnym więzieniu. Marcus już na początku książki twierdzi, że niepowodzenie misji spowodowały właśnie obowiązujące Rules of Engagement - zasady, w których talibowie mają ogromną przewagę.

Kadr z filmu Lone Survivor - Ocalony

Bezskutecznie próbowano nawiązać łączność radiową. Po około 15 minutach narady i głosowaniu (to, czy było głosowanie i kto za czym optował jest sprzeczne, zależnie od źródła), tubylców puszczono wolno. Pasterze odeszli bez słowa, raczej na pewno dzieląc się wkrótce swoją przygodą z bojownikami. Żołnierze w ponurych nastrojach  zeszli w dół, szukając najlepszej kryjówki wśród skał i pni drzew. Wrócili do wcześniejszego miejsca, gdzie obserwację utrudniała mgła, mając najlepszą możliwą osłonę jaka była w okolicy. Marcus przymknął nawet oczy na trochę. Po chwili jednak wyrwało go natarczywe „pssst, psst, pssst”…

Kadr z filmu Lone Survivor - Ocalony

Kolega pokazywał mu zbocza na wprost, gdzie przechadzali się  talibowie z AK i RPG. Poruszali się w dół, zachodząc ich od lewej i prawej. Kolejne próby wezwania pomocy przez radio okazaywały się bezowocne. Komandosi byli dobrze ukryci i nie było pewności czy Talibowie ich widzieli, czy nie. Nagle Marcus w odległości około 10 metrów zauważył turban i lufę AK skierowaną w swoją stronę. Talib patrzył niby w inną stronę, ale nie było czasu na zgadywanki, czy ich widzi czy nie, Marcus strzelił mu w głowę. Wtedy rozpętała się istna kanonada. Z każdego kąta na Sealsów leciał grad pocisków, ogłuszający klekot AK - ogień mało precyzyjny i niecelny, ale gęsty i nieustający. Murphy wrzeszczał na Danny’ego by zmusił radio do działania, a do innych, by strzelali. Marcus z jakiś powodów nie zamontował wcześniej optyki, więc celowanie zajmowało mu trochę więcej czasu. Ich strzały były jednak prawie zawsze celne i precyzyjne.

Kadr z filmu Lone Survivor - Ocalony

Nie mogli iść w górę, bo Talibowie odcięliby ich. Jedyna droga ucieczki była w dół. Ruszyli się, ale grawitacja zadziałała szybciej. Spadając, zaliczając kolejne uderzenia. Marcus pędził jak pocisk, Murphy również. Upadek pozbawił autora plecaka, wody, jedzenia, medykamentów i hełmu. Wylądował w końcu twardo po około 100 metrach spadania, posiniaczony, cały we krwi, szczęśliwie bez złamanego karku i co bardziej szczęśliwie (i nie ostatni raz w tej historii) z karabinem leżącym tuż obok. Murphy spadł nieopodal, ale został postrzelony. Z okolic brzucha broczył krwią. Niecelne strzały wroga dosięgły ich i tu, zajęli więc miejsca między powalonymi pniami drzew. Talibowie  byli nieźle dowodzeni, próbując ciągle zajść ich z flanki.

Kadr z filmu Lone Survivor - Ocalony

Dwóch towarzyszy na dole nie miało pojęcia gdzie jest Danny i Axe. Murphy ignorował ranę i walczył. Teraz do ognia z AK i RPK dołączyły granaty RPG. Lądując bliżej lub dalej od nich, wzbijały mnóstwo pyłu i odłamków. Gdy dym opadał, wracał ogień z karabinów. Nagle zobaczyli postać spadającą z dużą prędkością  ze wzgórza. To był Axe – przetrwał twarde lądowanie, ale był widoczny dla wroga. Marcus i Murphy zaczęli krzyczeć. Axe dostrzegł ich, pozbierał się i przybiegł do kolegów. Po chwili już walczył. Na końcu stoczył się Danny, ale po upadku nie ruszał się – nieprzytomny lub martwy. Axe zaczął osłaniać ogniem Marcusa i Murphy’ego biegnących do leżącego towarzysza. Zaciągnęli go do kryjówki wśród pni.  Danny był postrzelony w rękę, stracił kciuk, ale szybko doszedł jako tako do siebie i zaczął strzelać.

Kadr z filmu Lone Survivor - Ocalony

Tracąc powoli swoją osłonę, znowu ruszyli w dół spadając tym razem około 20 metrów. Poruszając się wolno wśród skałek, szukali najkorzystniejszego miejsca. Wtedy Danny został trafiony drugi raz, tym razem w plecy, a kula wyszła przodem w okolicach żołądka. Krew spływała mu z ust, ale nadal starał się strzelać jak inni. Murphy ponownie dał komendę „wycofujemy się” i zaczął schodzić niżej. Marcus spadł w dół zdmuchnięty przez wybuch RPG, lądując ze złamanym nosem, obitymi plecami i głęboką raną na czole, nadal jednak miał swój karabin.

Kadr z filmu Lone Survivor - Ocalony

Po chwili dołączyła do niego pozostała trójka. Zasłonięci za jakimiś głazami starali się odpowiadać ogniem, kiedy Danny został trafiony w szyję. Marcus doskoczył do niego i zaczął odciągać w bezpieczniejsze miejsce. Axelson zmieniając pozycję dostał prosto w pierś. Upadł, broczył krwią, ale jakoś zdołał się podnieść i ruszył za Murphym w dół. Marcus dalej ciągnął rannego kolegę, ale kolejny pocisk trafił Danny’ego w twarz. To był koniec - umarł prosto w jego ramionach. Niósł go jeszcze chwilę, by w końcu pożegnać się i dołączyć do reszty. Wszyscy na chwilę zamarli słysząc o stracie kolegi. Marcus pozbierał się pierwszy i wrócił do walki. Rzucił Axowi, który wystrzelał wszystko co miał, dodatkowy magazynek. Znowu zaczęły przelatywać RPG, a wrogi ogień stawał się coraz bardziej natarczywy. Po chwili Axe został postrzelony w głowę, ale dzięki pomocy kolegi zdołał jakoś schować się za skarpę.

Kadr z filmu Lone Survivor - Ocalony

W tym momencie Murphy, świadomie ryzykując życie,  wyszedł na otwarty teren i rozpoczął próbę kontaktu z bazą nieszyfrowanym połączeniem przez telefon satelitarny. „Moi ludzie umierają, potrzebujemy pomocy” - mówił do słuchawki. W czasie rozmowy został trafiony w plecy. Upadł, ale zdołał ponownie podnieść telefon, usiąść i zakończyć przekaz.
Marcus był rozdarty. Z jednej strony miał rannego w głowę Axa,  z drugiej widział co właśnie zrobił Murphy i w jakim jest stanie. Po chwili dotarły do niego wołania o pomoc umierającego w agonii Murphy’ego, głos szybko jednak zanikł. Wtedy nadeszła chwila słabości i zwątpienia, przestał walczyć, odłożył karabin i zasłonił uszy, nie mogąc znieść wołania konającego przyjaciela. Do dziś uważa to za moment tchórzostwa, ponieważ jedyna sytuacja, w której można złamać Sealsa do tego stopnia, by odłożył karabin i przestał walczyć - to zabicie go. Axe był w kiepskim stanie. Marcus siedział przy nim, zdołał przyłożyć mu do głowy bandaż, ale kolejny wybuch RPG zdmuchnął autora do innej dziury.

Kadr z filmu Lone Survivor - Ocalony.

W końcu kanonada ustała. Nikt nie strzelał, zrobił się cicho. Zagłębienie dawało wprost idealną kryjówkę – ciężko było zobaczyć Sealsa, którego wybuch pozbawił spodni, a lewa noga była cała we krwi i odłamkach. Miał sparaliżowane biodra oraz zwichnięty bark, ledwo mógł się czołgać. Kolejny cud – obok leżał… jego karabin z połową magazynka, a w ładownicy miał jeszcze jeden. Marcus słyszał w swojej kryjówce, sporadyczny ogień z AK. Talibowie nie widzieli go, strzelali na oślep, licząc, że go wywabią. Nie miał żadnych opatrunków, więc rany nogi i czoła oblepił błotem. Jeśli miał się przemieszczać to tylko w nocy i jeżeli wróci czucie w nogach. Był sam i wszyscy na niego polowali - pierwszy raz w życiu się bał.

Marcus leżąc w swojej kryjówce nie wiedział, że telefon Murphyego wywołał w bazie prawdziwą burzę. Przerywana transmisja nie pozwoliła określić dokładnej lokalizacji operatorów, ale w końcu udało się wysłać siły szybkiego reagowania w miejsce startu czterech Sealsów. Około godziny 11:40 do wzgórza Sawtalo Sar zbliżały się dwa śmigłowce MH-47 Chinook o oznaczeniach Turbine 32 i Turbine 33, dwa Black Hawki i dwa helikoptery szturmowe AH-64 Apache. Na pokładzie Turbine 33 wraz z kilkoma operatorami znajdował się sam dowódca Seal Team 10 - Erik Kristensen. Zamiast lecieć według pierwotnego planu jako siła uderzeniowa do zlikwidowania grupy Shaha, stali się oddziałem ratunkowym.
Bojowy nastrój oraz strach o życie kolegów sprawiły, iż ogromny Chinook Turbine 33 wyprzedził swoją eskortę, byle szybciej znaleźć się na miejscu lądowania. Gdy zniżał się na odsłoniętą łąkę na zboczu góry, rakieta trafiła go w wydech z silnika. Helikopter przekręcił się w powietrzu, spadł na ziemię i eksplodował. Ośmiu komandosów Navy Seals oraz ośmiu członków 160th SOAR zginęło na miejscu. Nasilający się ogień z ziemi zmusił do nagłego odwrotu Turbine 32. Wokół miejsca katastrofy ustanowiono strefę zakazu strzelania, w razie, gdyby ktoś jednak ocalał. Ryzyko strącenia kolejnej maszyny było tak duże, że śmigłowiec transportowy z oddziałem komandosów zawrócono do bazy w Jalalabadzie.

Kadr z filmu Lone Survivor - Ocalony
W obrazie Petera berga nie użyto cennych maszyn MH-47 z 160th SOAR, a zwykłe armijne Chinooki CH-47

Nad sparaliżowanym Marcusem zaroiło się jednak od szturmowych samolotów A-10 Warthog i śmigłowców Apache. Usta miał spierzchnięte i pełne krwi, nie mógł mówić, ale włączył radio MBITR i nadawał sygnał ratunkowy. Słyszał pilotów, którzy mówili, że odbierają wezwanie o pomoc, ale nie wiedzą skąd i od kogo. Talibowie często używali zdobytych radiostacji do wabienia śmigłowców. Włączył jeszcze laser z celownika AN-PEQ, lampę stroboskopową, ale nic nie zwróciło uwagi lotników. Słońce zachodziło. Pocieszeniem był fakt, że czucie w nogach zaczynało słabo wracać. Siedząc ciągle w swojej dziurze, zobaczył Taliba, który patrzył w jego kierunku, ale broń miał opuszczoną. Stał nad urwiskiem, wpatrywał się gdzieś. Marcus nie chciał ryzykować - miał załadowany karabin, nakręcony tłumik – strzelił. Talib spadł z krawędzi, co przywołało dwóch nowych, ciekawych czy tamten spadł, czy go zabito. Gdy zabił kolejnego, drugi zrozumiał, że jest pod ostrzałem i zaczął celować wypatrując wroga, ale wtedy dostał prosto w pierś.

Pasztuni - źródło: www.zimbio.com

Dźwięk śmigłowców w końcu zamilkł. Marcus musiał znaleźć wodę, a potem jakieś bezpieczne miejsce. Pod osłoną nocy rozpoczął marsz na czworakach czołgając się, spadając w dół. Gdzieś musiał być jakiś strumień bądź chata… Po mozolnej wędrówce pełnej upadków, zemdleń, utrat świadomości z pragnienia i zmęczenia, gdy w końcu na widoku ukazał mu się strumień - zobaczył również Talibów, którzy najpewniej tropili go cały czas. Jednego zastrzelił, po krótkiej chwili pojawiło się dwóch kolejnych – nie miał szans strzelić do obu równie szybko – rzucił więc granat.
Potem zaliczył kolejny upadek z górki, który doprowadził go w pobliże strumienia. W końcu mógł się napić, niestety w okolicy było dość tłoczno. Znowu zobaczył ludzi w turbanach z opuszczonymi karabinami. Jeden krzyczał coś do niego. Marcus nie wiedział czy strzelać, czy nie. Z jednej strony pamiętał o puszczonych wolno pasterzach i czym to się skończyło, z drugiej – ci ludzie mogli go już dawno zastrzelić, ale jednak tylko coś krzyczeli. Jeden z nich zbliżył  się mówiąc nieporadnie „American okey okey, no Taliban no Taliban”


To byli Pasztuni, rdzenni mieszkańcy Afganistanu. Wielu z nich współpracowało z Talibami, ale mieli też swoje własne, nadrzędne zasady. Teraz to Marcus był tematem narady i problemem,  co powinni z nim zrobić. Chodziło o miejscowe prawo Lokhay – każdy gość przyjęty pod dach musi być chroniony i otoczony opieką przez mieszkańców osady. Zastanawiali się czy wziąć go i ponieść konsekwencje tego prawa,  czy zostawić, bądź też zastrzelić. U Pasztunów nie ma zmiany zdania. Jeśli wezmą go pod swój dach, a sprawy przybiorą zły obrót to nie ma opcji, by jednak go wydać. Decyzja zapadła. Marcus został zaprowadzony do wioski, dostał wodę, opatrzono mu pobieżnie rany proszkiem antyseptycznym, zabandażowano, dostał czyste, afgańskie ubranie.
Mówił Pasztunom, że jest lekarzem, ale wzbudził też mały szok swoim tatuażem z trójzębem.

Kadr z filmu Lone Survivor - Ocalony

Nocą ktoś wykopał drzwi do jego pokoju. Talibowie upomnieli się o niego. Biciem i kopaniem starali się zmusić do mówienia, sugerowali Pasztunom, żeby im go oddali. Sytuacje załagodziła starszyzna wioski. Długo dyskutowali z talibami, aż ci w końcu odeszli. Wbrew pozorom, terroryści czuli respekt przed lokalnymi przywódcami, a takie osady były im bardzo potrzebne. Dzięki nim mieli źródło pożywienia i stały dopływ młodych kandydatów na bojowników. Przeniesiono go poza wieś, do małej jaskini. Po niedługim czasie jednak znowu powrócił do chatki. Rozpatrywano opcje jak go uratować.  Marcus nie by w stanie iść do najbliższego bazy amerykanów. Zdecydowano, że jeden ze starszyzny pojedzie tam sam, z kartką od ich gościa. Sealsowi zwrócono jego cały sprzęt, bateria była już bardzo słaba, ale skierował radio i sygnał ratunkowy przez okno swojego pokoju, w nadziei, że dotrze on dalej niż poza dach domu.

W międzyczasie dowództwo zrezygnowało z akcji sił szybkiego reagowania na rzecz profesjonalnej misji ratunkowej, przeprowadzonej przez wyspecjalizowany w tym oddział Pararescue Jumpers (PJs) sił powietrznych. Operacja Red Wings II rozpoczęła się popołudniu 28 czerwca.
Na miejsce zestrzelenia Turbine 33 zmierzali już Rangersi, Zielone Berety i PJs, ale głównym problemem było czterech zaginionych Sealsów, których pozycja była nadal nieznana. Sytuacja była tak napięta, że dodatkowe siły wezwano nawet z kraju. Trzeci batalion Rangersów wyruszył do Afganistanu ze swojej bazy w Georgii.  
Próbowano wczuć się w sytuację Sealsów analizując ich każdy możliwy krok i działanie. Przeprowadzano wywiady z ich kolegami, by poznać osobowość zaginionych i ewentualnie przewidzieć ich reakcje. Dowodzący operacją ratunkową PJ czuł się po tym, jakby poznał ich osobiście i planował ratunek własnych braci. O 16:23 doniesiono o błyskającej gdzieś w górach lampie stroboskopowej z wyposażenia komandosów, była to jednak jedna z wielu prób przywołania ratowników w pułapkę.

Któregoś dnia dzieci zobaczyły spadochron, który spadł nieopodal wioski z uczepioną do niego skrzynią. Za pierwszym razem powróciły z ulotką telefonu komórkowego, drugi raz z baterią, ale nie do radia Markusa i paczką MRE. Resztę przejęli talibowie. Dzieci za drugim razem wróciły pobite i posiniaczone. Niedługo potem usłyszeli świst odrzutowca. Na górę, z której obserwowali ich talibowie spadła bomba powodując taki huk, że w wielu domach w wiosce popękały ściany. Marcusa znowu przeniesiono.

29 czerwca  Rangersi, siły specjalne oraz PJs wspinali się na miejsce katastrofy Turbine 33, podczas gdy inna grupa patrolowała sąsiednie doliny w poszukiwaniu Sealsów. Pojawiało się coraz więcej fałszywych znaków: sygnałów radiowych oraz błysków lampą. Nadal wszyscy mieli nadzieję, że cały oddział jest po prostu zaginiony w akcji, a operatorzy żyją. O 23:16 ratownicy dotarli do wraku śmigłowca, rozpoczynając zabezpieczanie miejsca i ciał poległych. Operujące nocą lotnictwo ciągle donosiło o sygnałach radiowych, a nawet używaniu wskaźników laserowych, był to jednak sprzęt przejęty przez talibów po poległych żołnierzach.

Ratownicy PJs

W nocy Talibowie najechali wioskę, strzelając tylko w powietrze i strasząc wszystkich. Po około 40 minutach odjechali, ale było jasne, że w końcu zaatakują mimo konsekwencji. Opiekujący się Amerykaninem Gulab - syn jednego ze starszyzny wioski - zadecydował o przeniesieniu go do sąsiedniej osady, wymarsz jednak opóźniano przez całą noc z powodu padającego nieustannie deszczu. Rankiem Talibowie próbowali jeszcze raz zastraszyć Pasztunów. Gulab dostał ultimatum: Amerykanin albo śmierć członków jego rodziny.

30 czerwca
Tuż po północy do bram amerykańskiej bazy Camp Blessing dotarł Shina - jeden ze starszyzny Pasztunów z wieścią o rannym żołnierzu w swojej wiosce. Tłumacz nie był świadomy całej akcji ratowniczej i początkowo rozmowy szły dość opornie,  nikt nie wiedział o jakiego “doktora w wiosce” chodzi. Shina wręczył im notatkę sporządzoną na popularnym w armii niezniszczalnym notatniku Rite in the Rain, ale nie można było z niej odczytać podpisu. Po serii wielu biurokratycznych telefonów, maili, a nawet analizie pisma przez FBI potwierdzono autentyczność noty. Teren poszukiwań zawężono, zrzucają w okolicy mnóstwo skrzyń z zapasowymi bateriami, wodą, jedzeniem, zaszyfrowanymi informacjami dla samych żołnierzy oraz skierowanymi do lokalnej ludności obietnicami wysokiej nagrody za pomoc Amerykanom.
1 lipca
Do Afganistanu dotarły posiłki Rangersów z Georgii. Żołnierze wyruszyli od razu do akcji, wraz z Mohawkami, wytrenowanym przez Amerykanów oddziałem afgańskich sił specjalnych. Żołnierze czuli się trochę nieswojo lądując blisko miejsca zestrzelenia Turbine 33, ale tym razem wszystko przebiegło bez problemów. 2 lipca nadszedł rozkaz przeniesienia się w kierunku obiektu Barracuda - kodowej nazwy wioski, w której potwierdzono obecność żywego Marcusa. Jedynego ocalonego znaleziono około południa.

Gulab - wybawca Marcusa, źródło: www.khaama.com

Marcus jeszcze wtedy nie wiedział, że Afgańczykom udało się nawiązać kontakt z amerykańską bazą. Gdy zaczęto go prowadzić w kierunku wysokiej, porośniętej drzewami skarpy - miał duszę na ramieniu. Nagle zobaczył przed sobą afgańskiego bojownika, z lufą AK-47 skierowaną w jego stronę. Serce mu zamarło, ale postać opuściła karabin, a Marcus zobaczył jeden, zaskakujący szczegół. Czapkę z daszkiem, z napisem „Bush for president”. Miał przed sobą operatora afgańskich sił specjalnych. Gulab zaczął biec do przodu wykrzykując numer z tatuażu Sealsa. Zaraz za afgańskim komandosem pojawił się żołnierz US Rangers, z wielkim uśmiechem na widok na Marcusa. Po chwili pojawiali się kolejni Rangersi oraz Zielone Berety. Mokrzy, cali w błocie, szukali zaginionego od kilku dni, pomimo monsunowej burzy.

Nie oznaczało to końca kłopotów. Rangersów i Zielonych Beretów było tylko około dwudziestu i wciąż istniało zagrożenie atakiem talibów, którzy byli niedaleko. Nie było mowy o bezpiecznym lądowaniu śmigłowca, który mógłby ich zabrać. Przeniesiono się wyżej, gdzie pobieżnie opatrzono rany Marcusa, a reszta zajęła się przygotowaniami na przylot helikopterów. Do tej operacji wyznaczono dwa Pave Hawki HH-60 w eskorcie AH-64 Apache oraz samolotów A-10 Warthog oraz kanonierki AC-130 Spectre. Akcję zdecydowano się przeprowadzić w nocy ze względu na bezpieczeństwo śmigłowców. Teren był jednak bardzo trudny, a dodatkową przeszkodą była spora warstwa chmur, przez co AC-130 nie był w stanie zapewnić tzw. “Oka Boga” - promienia widocznego jedynie w podczerwieni, którym oświetla się miejsce lądowania dla śmigłowca. Sytuację uratował jeden z samolotów A-10, świecąc swoim laserem celowniczym na niewielką polanę, gdzie możliwe było posadzenie maszyny. To wystarczyło pilotowi Pave Hawka. Lądowanie w ciemności na takim terenie było jednak bardzo trudne i zabrało sporo czasu, a wszystko działo się mając w zasięgu wzorku przemieszczające się siły Shaha, po raz ostatni próbujące przejąć rannego więźnia.

Śmigłowce HH-60 Pave Hawk w Afganistanie

Przebrany w afgański strój Marcus musiał zidentyfikować się ustaloną na takie sytuacje odpowiedzią na sekretne pytanie: “Ulubiony superbohater? - Spiderman!”. Planowano też zabrać całą rodzinę Gulaba, ale ten pojawił się na miejscu sam. Wysadzono go w bazie w Asadabadzie, gdzie po przesłuchaniu ustalono środki dalszej pomocy oraz zapewnienie bezpieczeństwa. Marcus miał zaledwie moment, by pożegnać się ze swoim wybawcą - śmigłowiec zabrał go od razu do Bagram. Choć ranny, odmówił noszy i z miejsca lądowania odmaszerował na własnych nogach,w asyście czterech lekarzy. Załoga zespołu ratunkowego wiwatowała, a pilot wspomina, że żaden z nich nie miał zielonego pojęcia, jak blisko katastrofy byli podczas trudnego, nocnego lądowania parę godzin wcześniej.  

Uratowanie Marcusa nie kończyło jednak operacji. Inni żołnierze z drugiego i trzeciego batalionu Rangersów ciągle byli w górach, szukając śladów pozostałych operatorów. Walcząc z upałem, kontuzjami, spadającymi prawie na głowę skrzyniami z zaopatrzeniem, wytrwale przeczesywano każdy możliwy zakątek. W końcu w jednym z wąwozów dostrzeżono ciało. Choć Mike Murphy i Danny Dietz polegli w innych miejscach, ich zwłoki leżały blisko siebie, ograbione wcześniej przez talibów ze sprzętu i broni. Skradziono m.in. karabinki M4A1 z granatnikami, lunety obserwacyjne, gogle noktowizyjne, a amatorskie ujęcia z kamery talibów pokazujące moment znalezienia ciał, dostały się do internetu i telewizji Al Arabiya. Rangersi powiadomili bazę w Bagram o swoim odkryciu, skąd wkrótce wyruszyła ekipa ratowników PJs. Od miejsca lądowania śmigłowca do Rangersów dzieliły ich zaledwie dwa kilometry, ale teren był tak trudny, że marsz zajął im 6 godzin! Po przejęciu ciał przez PJów, Rangersi udali się na poszukiwanie ostatniego z komandosów - Axe’a.


W międzyczasie w Bagram borykano się z problemem odwiezienia ciał. Znajdowały się w trudno dostępny wąwozie, który wykluczał lądowanie, z kolei zawis śmigłowców był bardzo trudny, ponieważ na tej wysokości powietrze jest niezwykle rzadkie i nie zapewnia aż tyle siły nośnej, by helikopter przebywał długo w zawisie. Zdecydowano się “odchudzić” maszyny, jak tylko się da, wymontowując z nich niepotrzebne wyposażenie, w tym drzwi i dodatkowy zapas amunicji do działek pokładowych. Jeden z ratowników zrezygnował nawet z osobistej płyty kuloodpornej, co było jawnym pogwałceniem przepisów. Opracowanie planu lotu i podjęcia ciał zajęło 6 godzin. Śmigłowce wyruszyły 3 lipca o 20:47, tak by cała akcja odbyła się pod osłoną nocy. Wszystko poszło sprawnie i jeden z Pave Hawk’ów wisiał nad wąwozem jedynie minutę i 15 sekund. Ciała uniesiono na linach i dopiero w dogodniejszych warunkach wciągnięto je na pokład. Ciągle nie było żadnego śladu po Axelsonie.

Rangersi w Afganistanie

10 lipca
Trzynastego dnia operacji Rangersi, którzy od ponad tygodnia przeszukiwali góry, natknęli się w terenie na oddział Seal Team 10. Nikt do końca nie wie jak Foki wymknęły się z bazy - pomimo zakazu - by szukać zaginionego brata, ale to właśnie komandosi posunęli sprawy naprzód. Znaleźli jednego z lokalnych mieszkańców, który za pieniądze pokazał im miejsce, gdzie leży ciało. Wraz z Rangersami udali się we wskazany punkt. Okazało się, że śmiertelnie ranny Axe przebył spory kawał terenu zanim zmarł. Lekarze, którzy widzieli jego rany, byli w szoku po informacji, iż był jeszcze w stanie walczyć i się przemieszczać, ale zgodnie potwierdzili, że nie przeżyłby, nawet gdyby od razu wylądował na stole operacyjnym. Foki z oddziału 10 przenieśli ciało kolegi na miejsce lądowania śmigłowca. O 18:45 Pave Hawk wywiózł z przeklętych gór ostatnią ofiarę. O 20:15 wylądował w Bagram. Odcinek stu jardów od helikoptera do kostnicy zostało obstawione przez żołnierzy sił specjalnych, którzy salutowali kolejno, w miarę zbliżającego się do nich orszaku. Operacja Red Wings doczekała się swojego zakończenia.

Gulab i Marcus pozostali przyjaciółmi

Po całej akcji pojawiło się sporo niejasności i kontrowersji, związanych głównie z liczebnością bojowników Shaha. Niektórzy podkreślają, że mogło być ich nie więcej niż 10, inni stawiają na liczbę pomiędzy 14 a 30. Zaprawieni w boju żołnierze podkreślają jednak, że momenty wymiany ognia, nawet zakończone szczęśliwie, zawsze są inaczej zapamiętywane przez biorących w nich udział żołnierzy. Adrenalina po prostu płata figle pamięci. Nikt nie jest też uprawniony, by zza biurka kwestionować słowa żołnierza biorącego udział w boju. Zarówno film jak i książka pokazują nam, że wrogów była naprawdę niezliczona ilość. Jak było naprawdę - wie tylko Marcus. Autor chciał zapewne w jakiś sposób uhonorować swoich kolegów i podkreślić ich bohaterstwo.

Film serwuje nam kilka fikcyjnych scen. Przywieziony do bazy Marcus był w stanie iść o własnych siłach - nie był reanimowany. W wiosce nie pomagało mu dziecko,  moment zestrzelenia śmigłowca Turbine 33 nie był widziany przez żadnego z Sealsów, a końcowa akcja przejęcia Marcusa wyglądała inaczej - zdecydowanie mniej wybuchowo.

Rodzice Murphy'ego otrzymują medal honoru z rąk prezydenta Busha

Michael Murphy za to, że ryzykując świadomie własne życie, wyszedł na otwartą przestrzeń by wezwać pomoc dla swoich ludzi - został pośmiertnie odznaczony Medalem Honoru - najwyższym możliwym odznaczeniem wojskowym w USA. Był to pierwszy przypadek takiego odznaczenia za służbę w Afganistanie. Reszta otrzymała ordery Navy Cross - najwyższe odznaczenie w Marynarce Wojennej. Marcus Luttrel założył i prowadzi fundację „Lone Survivor”. Pomaga weteranom rannym na polu walki i ich rodzinom.

Grupa Ahmada Shaha została rozbita w sierpniu 2005 roku, a on sam poważnie ranny, w czasie operacji Whalers przeprowadzonej przez piechotę morską. Shah zginął w 2008 roku w strzelaninie z pakistańską policją.

DM
27 czerwca 2016 - 12:59