Kilka słów o tym jak EA załatwiło Activision - Piras - 8 lipca 2016

Kilka słów o tym, jak EA załatwiło Activision

Battlefield%20domination

Witajcie gejmplejowicze. Nie było mnie tu spory kawał czasu, podczas którego grupa facebookowych fanów tej strony drastycznie wzrosła(niemal dwukrotnie!) co niezmiernie cieszy. Potraktujcie tekst luźno. Jakoś tak w świetle zaistniałych okoliczności i tej FPS-owej, odwiecznej zresztą, wojenki, postanowiłem przerzucić na słowa to, co mi w głowie siedzi. Enjoy.

To jeszcze nie koniec Call of Duty. Infinite Warfare sprzeda się nieźle, a Activision jeszcze nie przegrało. To Electronic Arts urosło w siłę i stopniowo realizowało niegdyś wydawałoby się niemożliwe do osiągnięcia cele. Wszystko to zaszło tak daleko, że znaleźliśmy się w sytuacji wręcz odwrotnie proporcjonalnej do tej, gdy rządziło Call of Duty, a wydawca święcił triumfy.

Wszystko to zaczęło się przed premierą Battlefielda 3, a więc odsłony niejako wkraczającej na grunt konkurenta. Znacznie więcej bliskich starć, szybsza rozgrywka, ale mimo wszystko ciężko jednak było otwarcie wskazać tę pozycję jako bezpośrednią konkurencję CODa. Na sferze czystej rozgrywki do tej pory są to przecież dwa różne światy. Prawdą jest jednak, że EA umyślnie wskoczyło w motyw współczesnej wojny podkradając dotychczasowych fanów Call of Duty, których słusznie urzekła oprawa audio-wizualna oraz fizyka. I być może podkradanie to zbyt mocne słowo, ale taki w istocie był cel EA.


 Ależ szumu swego czasu narobił ten gameplay!

Jeszcze pół roku przed premierą, kiedy to Activision czekało na kolejny rekord sprzedażowy(Modern Warfare 3), który zresztą nastąpił, szef szwedzkiego EA DICE, Karl Magnus-Troedsso, skrytykował markę zarzucając brak szacunku do gracza, przez co należało rozumieć brak innowacji, korzystanie z jednego silnika, uśredniając: technologiczno-koncepcyjne kopiuj-wklej. Zaproponował on również konkurencyjnej ekipie, by wzięli się w garść, bo „niebawem będzie za późno”. Nie była to oczywiście odosobniona teza. W tym czasie kilkukrotnie padły podobne słowa z ust ważnych postaci EA oraz DICE(wśród nich również ówczesnego szefa Elektroników - Johna Riccitiello). Miało się wrażenie, jakby twórcy Battlefielda mieli ogromne pragnienie sprawić, by fani Call of Duty przejrzeli na oczy. 

Pośrednio wypowiedziano wojnę dotychczasowemu, bezwzględnemu liderowi. Mimo jednak, że Battlefield posiadał potężną armię i jeszcze potężniejszy arsenał, Call of Duty ówczesnej bitwy nie przegrało. MW3 zebrało mieszane recenzje, ale sprzedało się świetnie. Debiutujący rok później Black Ops 2 choć gorzej, rsobie poradził. Wtedy okazało się jednak, że sprzedażowy regres głównej marki Activision jest regularny. Kolejne odsłony w miesiącu premierowym odnotowywały spadek ok. 20% w stosunku do poprzedniej produkcji. Sytuacja zaczęła się w tym momencie odwracać. To Battlefield rósł w siłę, a Call of Duty powinno robić wszystko by zatrzymać u siebie graczy.

Jest jesień 2013 roku. Każdy czeka na Battlefielda 4, ale tym razem to właśnie po tej stronie brakuje innowacji(Teoretycznie. W praktyce te drobne zmiany były i tak większe niż w COD przez 3 lata). U konkurencji jednak zmienia się trochę klimat. Jest nieco mroczniej, ciekawiej, no i jest pies! Nie muszę chyba podpowiadać jak w ostatecznym rozrachunku sprawiła się odmienność Ghosts.
 

Parówki czy no... to znaczy... Titanfall czy CoD?

Bardziej interesująca rzecz wydarzyła się rok później. W marcu EA wydało na świat nową markę – jakby wiedząc, że przez najbliższe lata Call of Duty brnąć będzie w środowisko nowej technologii, jetpacków i futurystycznego uzbrojenia. Titanfall jest produkcją o szybkiej i płynnej akcji właśnie w tym klimacie. Elektronicy w tym momencie byli krok przed Activision i nawet można było ulec wrażeniu, że to debiutujące ponad pół roku później Advanced Warfare było chociażby w pewnych gameplay’owych aspektach inspirowane Titanfallem.

Działania EA doprowadziły do tego, że w tym roku Call of Duty może być kompletnie wykopane z rynku. Nie dość, że zdobyli przychylność fanów wracając nieco głębiej niż do korzeni serii, to jeszcze stworzyli alternatywę dla spragnionych zupełnie innego klimatu. Mówić jaśniej – ci, którym tęskno było za I lub II Wojną Światową będą rozkoszować się pierwszym Battlefieldem, natomiast ta druga grupa graczy zajarana technologią przyszłości będzie miała konkretną alternatywę w postaci Titanfalla 2 debiutującego równo tydzień przed kolejnym, chyba najgorzej dotychczas przyjętym Call of Duty: Infinite Warfare.


 I zupełnie szczerze, nie zależy mi na upadku Call of Duty. Skłonny jestem nawet powiedzieć, że chciałbym, aby pozostało na rynku. Powodem tego jest fakt, że Activision czuje gilotynę założoną przez EA i już teraz oddycha z niewyobrażalnym trudem. Potrzebny jest jakiś zryw. Może nie tak rewolucyjny, jak pierwszy Modern Warfare, ale jednak. Jest nadzieja, że tak właśnie się stanie, bo już teraz nie ma nic do stracenia. Nawet Amerykanie przejrzeli na oczy. Konkurencyjność jest zawsze korzystna dla konsumenta, którym w growej przestrzeni jesteśmy przecież my – gracze.

Cieszę się z obecnej sytuacji na rynku FPSów. Elektronicy niesamowicie zaimponowali mi pewnością siebie i realizacją tak ambitnych celów. Suma summarum dobra jakość zawsze wygrywa i ciężka praca jaką wykonało  EA DICE sprawiła, że te ochocze zapewnienia sprzed niemal 6 lat znajdują swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. I choć w zasadzie mowa o rzeczywistości wirtualnej, w takiej rzeczywistości chce się żyć.
 

Piras
8 lipca 2016 - 16:23