Legia w Lidze Mistrzów – jak premiera długo wyczekiwanego sequela - Brucevsky - 15 września 2016

Legia w Lidze Mistrzów – jak premiera długo wyczekiwanego sequela

Źródło: mohammadahsanulm.blogspot.com

Dwadzieścia lat czekali polscy kibice na powrót reprezentanta Ekstraklasy do elitarnych rozgrywek Ligi Mistrzów. W końcu udało się to Legii Warszawa. Oto więc, po bardzo dobrym występie na mistrzostwach Europy we Francji reprezentacji Polski, także rodzima piłka klubowa robiła duży krok do przodu. Przyszła jednak pierwsza kolejka fazy grupowej, do stolicy przyjechała utytułowana, otrzaskana w międzynarodowych bojach Borussia Dortmund i skończyło się na brutalnym laniu. 0:6 – to nie tak miało wyglądać.

Spora część graczy może w tym momencie doskonale identyfikować się z fanami warszawskiego zespołu. Będzie w stanie zrozumieć ich rozczarowanie i ból związany z przeżyciem/otrzymaniem czegoś zupełnie innego od oczekiwań. Ileż to razy posiadacze konsol czy komputerów spotkali się z taką sytuacją. Zapowiadana na rewolucyjną produkcja okazywała się bezsensownym zlepkiem nieprzemyślanych idei, a mający wgniatać w fotel sequel w rzeczywistości tylko żerował na znanej marce. Regularnie jesteśmy tak oszukiwani, wyprowadzani w pole przez producentów i wydawców. Coraz lepiej sobie z tym radzimy, ucząc się na błędach swoich i innych, ale nadal czasami dajemy się porwać emocjom i zapominamy o rozsądku.

Kibice Legii też mieli prawo to zrobić, choć w ich przypadku „producent” i „wydawca” akurat robili wiele, by za bardzo nie rozbudzić oczekiwań. Trailery „Arka Gdynia”, „Górnik Zabrze” czy „Bruk-Bet Termalica Nieciecza” raczej sugerowały, że dobrego tytułu oni nie dostaną i powinni raczej przygotować się na ciekawostkę, niż autentyczny hit do ogrywania co dwa tygodnie i wspominania później latami z kumplami. Mimo to wielu z nich wciąż ślepo wierzyło, że to będzie naprawdę grywalna produkcja. W końcu jednak okazało się, że crashuje ona średnio po sześć razy na partię, od grafiki bolą oczy, szwankuje detekcja kolizji, a w systemie walki gdzieś zapodziała się obrona przed atakami wrogów.

Po czymś takim w człowieku budzą się rozmaite emocje. Dochodzi do wniosku, gdy jest już za późno, że w gruncie rzeczy to lepiej było wyczekiwać, niż w końcu naprawdę otrzymać dany produkt/usługę/wydarzenie. Lepiej było odliczać lata bez Ligi Mistrzów w Polsce, niż wrócić do niej w takim stylu. Lepiej było wypisywać na forach prośby o sequel ulubionej produkcji i wypatrywać jakiejkolwiek zapowiedzi, niż w końcu dostać ją i rozczarować się. Mam tylko nadzieję, że w kontekście nadchodzących, najbardziej wyczekiwanych projektów tak nie będzie. Nie chciałbym poczuć się tak, jak kibic Legii wczoraj, gdy w końcu uruchomię Half-Life 3 czy Final Fantasy 7 Remake. To mogłoby boleć bardziej niż lanie na Łazienkowskiej 3.

Brucevsky
15 września 2016 - 18:57