Battlefield 1 - na Zachodzie ze zmianami! - rssygula - 18 grudnia 2016

Battlefield 1 - na Zachodzie ze zmianami!

rssygula ocenia: Battlefield 1
90

I wojna światowa jest tematem niezwykle ciekawym, lecz jednocześnie lekko pominiętym w kulturze popularnej. Właściwie dlaczego? Konflikt z lat 1914 - 1918 na zawsze zmienił postrzeganie porządku świata, a także doprowadził do zrewolucjonizowania hierarchii społecznej, czy też technologicznej. Nazwano go Wielką Wojną, gdyż miał on położyć kres wszystkim pozostałym, co oczywiście wynikało z jego przerażającej skali. Na frontach życie oddało wiele milionów młodych chłopców, którzy marzyli, kochali i chcieli wrócić do domów. Dlaczego jednak tak ciekawy temat ciągle jest pomijany w grach komputerowych? Przede wszystkim stąd, iż to II wojna światowa jest tym konfliktem historycznym, który wybierają najczęściej twórcy. To tutaj łatwiej wskazać tych „złych”, czy też pozwolić graczowi na prowadzenie dynamicznych potyczek. W dodatku temat ten jest o wiele bardziej znany w powszechnej świadomości o czym świadczy najlepiej jego popularność w Hollywood.

Wielka Wojna pozostała w cieniu tej następnej, która wybuchła właśnie przez błędy poprzedniej.

Jednak, gdy spojrzymy na trendy ostatnich lat w shooterach wszelakiego typu twórcy realizowali głównie konflikty współczesne i futurystyczne. I o ile nie było to dla mnie wielkim problemem, tak niezwykle ucieszyłem się, gdy usłyszałem, że kolejny Battlefield zabierze nas w konflikt przeszłości. W końcu seria ta należy do jednej z najlepszych marek branży gier komputerowych i jest gwarantem dobrej jakości. Odebrałem to więc jako powiew świeżości, choć jednocześnie byłem pewien, że DICE zrobi tylko swojego flagowego FPSa i nic więcej. Jak zatem wypada rzeczywistość? Czy mamy do czynienia z rewolucją? A może jest to tylko kolejna udana odsłona Battlefielda? No i jeszcze zawsze może to być rozczarowanie roku.

Do boju!

Zacznijmy po kolei, a więc od kampanii. Seria Battlefield przyzwyczaiła nas do tego, iż najczęściej traktowała ten element po macoszemu. W zasadzie poza obiema odsłonami Bad Company (choć tutaj zagrał najbardziej motyw „jajcarskiego” oddziału) tryb ten zawsze lądował w największych minusach poszczególnych odsłon. Na początku serii w ogóle go nie było, a poza chwalebnymi epizodami wyżej wymienionymi, w ostatnich odsłonach od DICE tryb ten był po prostu tragiczny (3 i 4), a spin-off autorstwa Visceral Games (Hardline) przemilczę, gdyż umówmy się - pole bitwy bez pola bitwy to nie do końca to. Tak więc do tej pory gracze singlowi mieli łatwy wybór - zawsze preferowali Call of Duty. Jak jednak tryb ten wypadł w Battlefield 1?

Wojna to przede wszystkim osobista tragedia każdego z żołnierzy.

DICE zdecydowało się na zrealizowanie bardzo ciekawej koncepcji. Zamiast jednej ciągłej fabuły postawiło ono na kilka odrębnych rozdziałów, z których każdy jest zamkniętą historią samą w sobie. Nasza przygoda zaczyna się tutaj od prologu, którego reżyseria bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Początkowa wstawka historyczna, w połączeniu ze znakomitym artystycznym filmikiem, a następnie doskonale zrealizowaną rozgrywką, pozwoliła mi wierzyć, że gram w najlepszy tryb kampanii w historii serii. Klimat prologu po prostu miażdży - tutaj, gdy zginiemy to zamiast cofnięcia do punktu kontrolnego ukazuje się ekran z informacją o żołnierzu, który poległ (imię, nazwisko, czas życia), a następnie zostajemy rzuceni w perspektywę kolejnego przerażonego chłopaka, który wie, że zaraz padnie martwy na polu walki. Do tego to wszystko połączone jest tutaj z emocjonującą narracją! Brawo! Te kilkanaście minut prologu bardzo pozytywnie nastroiło mnie do reszty trybu singlowego. A jak produkcja DICE prezentuje się, gdy wejdziemy dalej w las kampanii?

Prolog - prawdziwe arcydzieło!

Po ukończeniu prologu otrzymujemy dostęp do pięciu wspomnianych wcześniej rozdziałów - każdy z nich posiada inny klimat, często i sposób narracji, ale przede wszystkim jest dobrym samouczkiem przed zabawą wieloosobową, która jest przecież esencją Battlefielda. Twórcy przed premierą obiecywali, że najnowsza odsłona serii w kampanii pochwali się ukazaniem ludzkiej stroną wojny, a więc zamiast patosu miano skupić się na osobistej tragedii poszczególnych szeregowców. No i cóż - zabieg się udał, pacjent zmarł, gdyż niby wszystko tutaj gra, ale jednak nie do końca. Po pierwsze - w każdej z historii kierujemy żołnierzami Ententy, bądź też ich sympatykami. Niemcy są tutaj mitycznie źli, a poza jedną sceną z prologu, mam wrażenie, że nie mają cech ludzkich. Czyli w skrócie - my się boimy i jesteśmy honorowi, a tamci to potwory. W dodatku w większości kampanii działamy wręcz jako samotny strzelec, co niszczy troszkę immersję. Z kolei jeśli mówimy o tym co w tym temacie udało się DICE to na pewno w każdej z tych przygód opowiedziano inną osobistą tragedię - zarówno moralną, czy też emocjonalną. Za to wielkie brawa! Każdą z tych historyjek możemy rozegrać w dowolnej kolejności i swobodnie się między nimi przełączać.

Menu wyboru rozdziałów w kampanii.

Po świetnym prologu położyłem łapki na pierwszym sugerowanym rozdziale, czyli „Błoto i Krew”, który pozwala na wcielenie się w brytyjskiego czołgistę na froncie Zachodnim. Klimat tej opowieści przypomina ten znany z filmu „Furia”, tyle, że w wydaniu realiów Wielkiej Wojny. Rozdział ten uczy głównie sterowania czołgiem, choć posiada także parę momentów, gdzie pokierujemy bohaterem na piechotę. W dużej mierze gra zachęca tutaj do skradania, co działa zaskakująco dobrze. Poza jedną rzeczą, którą uznaję za największy minus całej kampanii singlowej. Sztuczna inteligencja przeciwników jest bardzo przeciętna, a jej sposób flankowania podczas skradania jest tak idiotyczny, że soczyste finishery mniej cieszą. Poza tą jedną wadą rozdział ten jest świetny od strony rozgrywki, a także cieszy udaną narracją. Choć tutaj wspomnę drugą uniwersalną wadę całej kampanii. Każdy z tych rozdziałów jest dosyć krótki (zwykle jego ukończenie zajmuje lekko ponad godzinkę), co sprawia, że immersja w opowiadane historie nie zdąży być należycie zbudowana jak w pełnoprawnej fabule. Tyle, że już pierwsza opowiastka była o wiele lepsza od całych poprzednich dokonań DICE na polach trybów jednoosobowych, a to już bardzo dobrze świadczy o ich najnowszym dziecku.

Czołgi są zaskakująco szybkie jak na realia Wielkiej Wojny.

W kolejnej historyjce („Wysoko postawieni znajomi”) kierujemy brytyjskim pilotem, w którego skórze toczymy boje ze słynnymi niemieckimi samolotami, czyli Czerwonymi Baronami. Model latania w kampanii rzecz jasna jest czysto arcade'owy, ale jednocześnie niezwykle grywalny. W tymże rozdziale narracja także była ciekawa, gdyż tym razem postawiono na zupełnie inny typ głównego bohatera. Z kolei sposób przedstawienia bitew powietrznych bardziej przypominał to, co wszyscy znamy z filmów o II wojnie światowej, by jak wiadomo kampania była jak najbardziej efektowna. Przy okazji warto tu więc dostrzec kolejną uniwersalną wadę, czyli bardzo swobodne traktowanie realiów Wielkiej Wojny. W każdej kampanii mamy niby wprowadzenie historyczne i podsumowanie, ale wiele zdarzeń jest mocno naciąganych.

Potyczki z Czerwonymi Baronami na długo zapadają w pamięć!

Po kolejnym dobrym rozdziale przystąpiłem do ogrania historii włoskiego żołnierza („Avanti Savoia”), która jest najkrótszą ze wszystkich, co jednak nie oznacza, że najgorszą. W ogóle ciężko taką jedną wyróżnić, gdyż wszystkie trzymają bardzo dobry poziom. W tejże historii wcielamy się w członka legendarnego oddziału Arditi, a w pierwszej misji tej kampanii kierujemy prawdziwym kolosem, gdyż nasz bohater ubiera tu zbroję godną średniowiecznego rycerza i z ciężkim karabinem sieje zamęt w szeregach austriacko-węgierskich. Co ciekawe jednak, najbardziej na wyróżnienie w tej kampanii zasługuje warstwa narracyjna. Główny bohater przywołuje tutaj swoją traumę po latach, co przypomina nieco sposób opowiadania historii znany z Call of Juarez: Gunslinger! Brawo!

Graficznie Battlefield 1 jest praktycznie idealny!

Kolejna przygoda zabrała mnie wreszcie do walk z przeciwnikami, którzy nie krzyczeli głównie w języku niemieckim. Tym razem rolę tych „złych” zagrali Turcy, a kampania „Goniec” zaczęła się od wielkiego WOW, gdyż scena lądowania na Gallipoli zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie. Aż chce się powiedzieć - widziałbym taką Normandię za parę lat. W tymże rozdziale wcielamy się w członka australijsko-nowozelandzkiego korpusu dla którego walki te były podstawą narodzenia osobnej tożsamości narodowej względem brytyjskiej. W czasie tej kampanii miałem niebezpiecznie dużo skojarzeń z „Enemy Front” od CI Games (mówię tu głównie o etapach francuskich), gdyż przeciwnicy zachowywali się miejscami naprawdę dziwnie, a w większości byłem jednoosobową armią. Niemniej ta historia była równie świetna jak i poprzednie, a zakończenie wywarło na mnie duże wrażenie. Warto wspomnieć, że jest to najbardziej konwencjonalna historyjka - nie kierujemy tu pojazdami i skupiamy się tylko na działaniu piechoty, a sam żołnierz wyposażony jest dosyć standardowo.

Za chwilę tego Turka czeka niemiła niespodzianka.

Gdy do ogrania została mi ostatnia przygoda, czyli „Nic nie jest zapisane”, odczuwałem to smutne uczucie znane każdemu graczowi, gdy kończy coś dobrego. Również i ostatni rozdział trzyma tutaj świetny poziom! Najbardziej przypominał on styl rozgrywki znany z pierwszego Bad Company, gdzie w pewnym momencie otrzymaliśmy wielką mapę i dużą swobodę co do realizacji celów misji. Akcja tejże przygody rozgrywa się w czasie powstania Arabów przeciw Imperium Osmańskiemu i jako lokalna buntowniczka, wspieramy działania słynnego Lawrence z Arabii. W tej historii pojeździmy choćby na koniu, a otwarte mapki pozwalają sztucznej inteligencji na prawdziwe głupoty.

Model jazdy na koniu pozytywnie zaskakuje!

Muszę przyznać - kampania Battlefielda 1 pozytywnie mnie zaskoczyła. Nie należała do najdłuższych, ale te kilka godzin było naprawdę przyjemnym przerywnikiem od multiplayera. Do tego historia to moje wielkie hobby i mimo wielkich uproszczeń czułem klimat tamtych czasów. Wiele osób zarzuca, iż rozgrywka jest tutaj niezwykle dynamiczna, podczas gdy na Zachodzie konflikt ten miał charakter wojny pozycyjnej. Rzecz jasna jest to prawda, lecz spójrzmy na to tak: grywalność ponad wszystko, w dodatku shootery w innych realiach także posiadają wiele uproszczeń względem prawdziwego pola bitwy, a te podchodzące pod symulatory jak seria Arma nie są przystępne dla przeciętnego gracza. Dlatego też nie uważam to za zarzut dla Battlefielda 1.

Zaraz skoczymy ze sterowca - wierność historii to niekoniecznie atut Battlefielda 1.

Teraz jednak czas na przejście do prawdziwego mięska gry, czyli zabawy wieloosobowej. To ona zawsze decydowała o sile serii, czego najlepszym dowodem jest to, że tak naprawdę kampania była przez wielu uważana za niepotrzebny dodatek. Większość fanów więc nie interesuje wywód, który popełniłem wyżej, a to, jak Battlefield 1 prezentuje się na froncie, gdzie toczymy boje z innymi graczami. Zacznę może od mapek, które mnie niezwykle pozytywnie zaskoczyły. Jest na nich wszystko i można na nich stosować przeróżne taktyki. Wynika to z tego, że są one ogromne i niezwykle różnorodne. Skala działań jest porażająca, a co najlepiej obrazuje fakt, iż znajduje się na nich wiele pojazdów i 64 graczy w czasie jednego meczu! Cudo! Mapek jest dziesięć (licząc z grudniowym updatem, który dodał „Upadek Kolosa”), resztę otrzymamy już klasycznie w płatnym Premium. O mapach można by napisać książkę, gdyż są one doskonałe i zaskakują w każdej kolejnej sesji. W zasadzie tylko jeden teren zmagań nie przypadł mi do gustu - „Las Argoński”. Mapka ta opiera się jedynie na działaniach piechoty na bliskim dystansie - to taki troszkę odpowiednik „Operacji Blokady” z poprzedniej części Battlefielda od DICE. Jest tutaj miejscami naprawdę chaotycznie i spora część graczy (bez względu na tryb) ignoruje tu cele i bawi się w deathmatch.

Design mapek to bardzo mocna strona gry!

Ale skoro już jesteśmy przy formie rozgrywki to na pewno trzeba omówić wszystkie jej odmiany. Rzecz jasna gra oferuje wszystkie klasyczne formy znane w serii Battlefield, ale także i serwuje nieco nowości. Zacznijmy od esencji zabawy wieloosobowej, czyli trybu Podbój. Jak zwykle toczymy tutaj walki o przejmowanie i kontrolę wielu flag, do tego w wariancie 64 graczy i z pełnym dostępem do pojazdów. Skala działań kładzie na łopatki, a balans rozgrywki jest dobry. Choć warto zauważyć, że drużyna, która pierwsza zdobędzie 100 punktów przewagi (gramy tutaj do 1000) zwykle wygrywa. Stąd też należy przyłożyć się do rozgrywki od pierwszej do ostatniej sekundy. Mecze w tym trybie zwykle trwają około półgodziny i czas ten należy do niezwykle udanych. Grało mi się tu najlepiej w historii całej serii! Po raz kolejny - brawo DICE! Mecze nie nudzą się także ze względu na spore zniszczenia terenu, ale o tym później.

Podbój jak zwykle niesamowicie wciąga!

Największą nowością i jednocześnie najbardziej realistycznym trybem są Operacje. W ramach jednej rozgrywki walczymy tutaj zwykle na dwóch - trzech mapach, a starcia te łączą się w jeden mecz. Operacje to tryb najwierniej odwzorowujący realia Wielkiej Wojny. Mamy tu element charakterystyczny dla momentu zdobywania nowych metrów terenu wroga - na początku każdego meczu słyszymy gwizdek i próbujemy przejąć kolejne cele (bądź bronić). Trochę jak w Podboju, ale z przesuwaniem frontu, a nie swobodną jazdą po całej mapie. I nieco jak w Szturmie (o którym za chwilkę), ale bez podkładania bomb. W skrócie - można tu spędzić bardzo wiele godzin. Tryb ten z miejsca stał się moim ulubionym obok Podboju, a walki o kolejne przyczółki były niezwykle dynamiczne. Podobać mogą się też wstawki historyczne pomiędzy mapami. A skoro już przy tym jesteśmy - Battlefield 1 to „najszybsza” odsłona serii! Duża tu zasługa Star Wars: Battlefront z ubiegłego roku, choć na szczęście gra ta nie uprościła tegorocznego dziecka DICE!

Tryb Operacji posiada historyczne wstawki.

Kolejnym nowym trybem są Gołębie Pocztowe. Ciekawostka dobra przedpremierowo do poczytania, gdyż realnie to jedynie wariacja Capture the Flag na małym wycinku mapki, a więc bez pojazdów i z mniejszą ilością graczy. Podobnie prezentuje się Drużynowy Deatchmatch i Dominacja (mały podbój), które także nie posiadają tych elementów. A to przecież istota Battlefielda! Niemniej każdy powinien być zadowolony. Na koniec został jeszcze znany i (nie)lubiany Szturm, który jest nieźle zbalansowany, choć szczerze nie widzę sensu grać w niego, gdy mamy do dyspozycji nieco podobne, a o wiele lepsze Operacje (choć tam nie będziemy podkładać bomb).

Mniejsze tryby cieszą, ale są dla mnie jedynie ciekawostką.

Teraz czas wspomnieć o pojazdach i uzbrojeniu. Naturalnie otrzymaliśmy zestaw sprzętu adekwatnego do epoki, z tym, że dostosowanym do mechanik współczesnych Battlefieldów. Skoro już przy tym jesteśmy to warto zauważyć, iż gra skupia się głównie na używaniu broni automatycznej, która w okresie Wielkiej Wojny była bardziej ciekawostką, niźli realnym sprzętem w użyciu. Jeżeli jednak zdecydujemy się na bardziej historyczne uzbrojenie, to także nie poczujemy się stratni, gdyż broń strzelająca seriami zadaje większe obrażenia. Jeśli idzie o klasy - mamy tutaj 4 główne, a każda z nich ma swoje własne dodatkowe umiejętności. Standard serii, z tym, że nieco zmodyfikowano role poszczególnych, co dobrze pasuje do balansu rozgrywki. Kolejna sprawa - tym razem, gdy odrodzimy się w pojeździe to otrzymamy zupełnie oddzielną klasę, tak, aby ludzie nie wybierali maszyn jedynie by przyspieszyć podróż. Kolejny duży plus do balansu! DICE rozrzuciło także losowo na mapkach dostęp do elitarnych klas, po której podniesieniu stajemy się np. rycerzem z ciężkim karabinem automatycznym. Na szczęście urozmaica to rozgrywkę, a nie niszczy jej równowagi. Samych pojazdów mamy natomiast sporo - przykładowo samoloty, czołgi, łodzie, a także konie. Warto też zauważyć, że wreszcie występuje kilka różnych wersji danej maszyny. Dodatkowo w największych trybach rozgrywki przegrywająca drużyna otrzymuje dostęp do np. pancernego pociągu, który pozwala na częściowe odrobienie strat. Dobry pomysł!

To w czasie Wielkiej Wojny po raz pierwszy użyto czołgu.

Od strony rozgrywki Battlefield 1 jest znakomity! Strzela się tu fantastycznie i doskonale czuć, z czego konkretnie siejemy zamęt. Odrzut jest realistycznie wyważony i jednocześnie niezwykle grywalny. Pojazdy prowadzą się przyjemnie i też nie można im zbytnio wiele zarzucić. Osobny tekst można by napisać o destrukcji otoczenia, gdyż wreszcie silnik Frostbite (już w wersji 3) pozwala na dużą destrukcję rodem z Bad Company 2 (no prawie)! Przez to każdorazowy mecz wygląda zupełnie inaczej, a jeden granat potrafi zmienić sytuację obrońców punktu.

Strona audiowizualna zawsze była silną stroną serii i nie inaczej jest i tutaj. Zacznijmy od grafiki, która jest w zasadzie perfekcyjna! Tekstury, cienie, światło, destrukcja - to wygląda tak dobrze, że konkurencja może dostać lekkiego rumieńca. Do tego mówię tu o wersji na konsolę Xbox One, która chodziła niezwykle płynnie (w kampanii zanotowałem wydajność na poziomie stałych 60 FPSów, w multiku zdarzało się kilkanaście mniej). Płynnie i ślicznie! Czego chcieć więcej? Zdecydowanie małej ilości bugów, a patrząc na premiery poprzedniczek to jest tu naprawdę dobrze. Na XO zdarzały się dziwne sytuacje jak zniknięcie obrazu, czy nieskończone wczytywania, ale były to błędy niezwykle rzadkie. W czasie bety ogrywałem natomiast wersję pecetową na laptopie, który nie spełniał minimalnych wymagań sprzętowych i gra prezentowała się także bardzo dobrze. Produkcja ukazała się również i na PS4 na której to konsoli rozgrywkę jedynie biernie oglądałem. Wydajność prezentowała się na poziomie XO, ale warto wspomnieć, że w wersji  PRO dodano parę graficznych fitcherów i gra chodzi płynniej, co nieco zaburza balans multika.

Oto i słynny pociąg pancerny!

Natomiast co do audio - w zasadzie jest ono prawie idealne! Bronie brzmią niesamowicie, a odgłosy pola walki porażają. Do tego soundtrack instrumentalny jest na tyle klimatyczny, że od razu pozwala wczuć się w realia Wielkiej Wojny. Osobną kwestią jest udźwiękowienie postaci, gdyż gra otrzymała polski dubbing. Na szczęście można go przełączyć na wersję angielską z rodzimymi napisami, co też polecam uczynić, gdyż zwyczajnie wypadł on bardzo sztucznie i drętwo. Oryginalne głosy są natomiast genialne i świetnie dopasowane do postaci.

Jaką więc grą jest Battlefield 1? Otrzymałem tutaj to, czego byłem pewien przed premierą, ale i sporo więcej. Kampania Battlefielda 1 jest zaskakująco dobra, a multik ponownie nieziemsko wciąga. Do tego odważny krok z realiami I wojny światowej wyszedł całkiem nieźle, a gra od strony audiowizualnej jest prawdziwym cudem. Polecam! Widzimy się na frontach Wielkiej Wojny!

PS Jestem autorem wszystkich screenów, natomiast grafika promocyjna jest materiałem należącym do EA.

 


rssygula
18 grudnia 2016 - 12:32