Recenzja mangi Dziecię Bestii. - Froszti - 23 maja 2019

Recenzja mangi Dziecię Bestii.

Samotna bestia i ludzkie szczenię – jeśli w głowie pojawiają się wam pewne skojarzenia, są one jak najbardziej słuszne. „Dziecię Bestii” to dzieło (zarówno film, jak i manga) mocno czerpiące inspirację z wielu elementów, w tym dzieł, które dziś określa się mianem „kultowych”.

Historia zaczyna się w momencie, kiedy mały Ren, traci w wyniku wypadku swoją ukochaną matkę. Ojciec od momentu rozwodu kompletnie nie interesował się losem syna, a jego opiekunami miała zostać dalsza rodzina, która niespecjalnie przejmowała się uczuciami małego chłopca. Wściekły na dorosłych i na cały świat ucieka z domu. Błąka się on bez większego celu po  dzielnicy Shibuya, zastanawiając się nad tym, co ma teraz począć. Chce być silny, odważny i samodzielny, aby pokazać wszystkim, że potrafi o siebie zadbać. Czy jednak małe dziecko będzie, potrafiło przeżyć w okrutnym świecie dorosłych? Wszystko zmienia się w momencie kiedy, zupełnie przez przypadek spotyka on tytułową Bestię. Zwierzęcą postać z Juutengai, równoległego świata, gdzie żyją postacie o posturze człowieka z wyglądem zwierzęcia. Chłopak jest przerażony, ale znajduje się w sytuacji, w której ma tylko dwa wyjścia: podążyć za „potworem” w nieznane albo błąkać się dalej po mieście i w końcu wrócić do swoich krewnych. Postanawia on iść  za głosem serca i wyruszyć ku nieznanej przygodzie. Spotkaną postacią okazuje się Kumatetsu, silny mieszkaniec wspomnianego Juutengai, który ma szansę stać się przywódcą tego miasta. Zanim jednak to nastąpi, musi on znaleźć w sobie ucznia, dzięki któremu stanie się godny „władzy”. Nie trudno się domyślić, że uczniem tym zostanie właśnie Ren.

Wielka przygoda z mnóstwem akcji, świetny humor, pokaźna garść fantastyki i głębsza treść fabularna – tak w skrócie można scharakteryzować opisywany tytuł. Manga powinna zapewnić rozrywkę dość szerokiemu gronu odbiorców. Jeżeli ktoś lubuje się w widowiskowych shounenach w których dzieje się sporo a humor wylewa się z kadrów komiksu – czym prędzej powinien zakupić tę mangę. Należy jednak wspomnieć o tym, że główny wątek jest dość schematyczny i łatwo przewidywalny. Jest to cecha dość częsta w pozycjach, która chcą postawić na widowiskowość.   To czy będziemy to traktować jako wadę lub zaletę, zależy tylko od wieku i upodobań czytającego. Pewne niedociągnięcia głównej historii nie oznaczają, że manga nie ma do zaoferowania niczego więcej. Odrobina refleksji nad tym, co czytamy i oglądamy (rysunki) i mamy do czynienia z dojrzałą pozycją, która porusza wiele trudnych tematów. Dążenie do stania się silniejszym, próba odkrycia samego siebie i walka ze swoimi słabościami, umiejętność radzenia sobie z samotnością oraz poznawanie uroków i trosk „ojcostwa”. 

Zarówno Ren, jak i Kumatetsu to dwa silne charaktery, których zderzenie musi powodować liczne (często humorystyczne) konsekwencje. Ich relacja na poziomie mistrz-uczeń nie jest łatwa (szczególnie na początku), obaj są do siebie nazbyt podobni, żeby móc się spokojnie dogadać. Zapalczywa dwójka, która pod płaszczykiem agresji i nadmiernej pewności siebie, skrywa sporo swoich tajemnic i słabości. Relacje wspomnianej dwójki dość mocno zmieniają się wraz z upływem czasu. Oboje wzajemnie się uzupełniają, dostrzegając między sobą coraz wyraźniejszą nut porozumienia. Relacja wymagający nauczyciel – krnąbrny uczczeń, coraz bardziej zaczyna przypominać powiązanie ojca i syna. Staja się oni od siebie zależni i dzięki temu rozwijają się, chociaż i tak żaden się do tego na głos nie przyzna. Sami mieszkańcy miasta, kompletnie zmieniają podejście do chłopaka. Początkowo nieufni, wręcz wystraszeni starą przepowiednią mówiącą o zagładzie przyniesionej przez człowieka, zmieniają swoje podejście i zaczynają go traktować jak jednego ze swoich.  

Historia jest wielowymiarowa i skrywa w sobie jeszcze kilka ciekawych elementów, których interpretacja i wydobycie na światło dzienne, będzie zależne tylko od konkretnego czytelnika.

Baczne oko obserwatora doszuka się w tytule wiele odniesień zarówno do samej kultury Japońskiej (chociażby postacie zwierzęce i ich konkretne charaktery) jak kilku klasycznych dzieł kulturowych (np. „Samotny wilk i szczenię”).

Całość historii doskonale współgra ze świetną kreską. Na słowa uznania zasługują szczególnie rysunki twarzy wyrażających przeróżne emocje (co nie jest wcale takie łatwe). Tła są dobrze zarysowane (chociaż nie pojawiają się przy każdym rysunku) a w momencie bardziej dynamicznych scen, wzbogacone są o wiele szczegółów nadających konkretnemu rysunkowi swoistej głębi i wyrazistości.

Polskie wydanie to duża wyrazista czcionka, którą czyta się bardzo wygodnie, oraz poprawne tłumaczenie.  

„Dziecię Bestii” to solidny shonen który sprawdza się zarówno jako mangowa adaptacja niezłego filmu, jak i całkowicie osobny byt. Prosta historia (niewymuszająca na czytelniku nadmiernej interpretacji i zagłębiania się pod wierzchnie warstwy fabuły) doskonale sprawdzi się jako pozycja dla młodszego odbiorcy. Manga zapewnia chwilę rozrywki i relaksu, a to jest najważniejsza cecha każdego dobrego  popkulturowego produktu. 

Radosław „Froszti” Frosztęga

 


 

Za udostępnienie tytułu do recenzji dziękuję wydawnictwu Waneko.

Froszti
23 maja 2019 - 11:53