Recenzja mangi Dororo i Hyakkimaru #3 - Froszti - 4 października 2020

Recenzja mangi Dororo i Hyakkimaru #3

Manga Dororo i Hyakkimaru będąca odświeżoną wersją klasyka autorstwa legendy branży Osamu Tezuki doczekała się swojego trzeciego tomu. Autor komiksowego remake'u, kolejny raz dostarcza sporą dawkę widowiskowej treści, która powinna przypaść do gustu miłośnikom prostych, ale wciągających shounenów.

Tytułowy wojownik Hyakkimaru, który przemierza kraj pozbywając się demonów i tym samym odzyskując utracone części ciała, napotyka na swojej drodze godnego siebie przeciwnika. Tahomaru będący drugim synem głównego antagonisty (którego w tej części poznajemy), podobnie jak wspomniany bohater został swego czasu poświęcony demonom. Ogromna moc, jaką posiadł, była odkupiona utratą zarówno człowieczeństwa, jak i części ciała. Teraz owa dwójka podobnych do siebie wojowników, którzy są ze sobą w pewien sposób mocno powiązani, będzie musiała stoczyć krwawą walkę. Każdy z nich dźwiga na swoich barkach mroczną przeszłość, wielkie brzemię odpowiedzialności i zupełnie inne cele na przyszłość. Niestety tylko jeden z nich będzie miał szanse je zrealizować. W tym samym czasie młody Dororo, który sam będzie miał poważne kłopoty, zrobi wszystko, aby pomóc swojemu towarzyszowi.

Manga Dororo i Hyakkimaru od samego początku nie była tytułem, po który należy sięgnąć, jeśli pożąda się naprawdę dobrze napisanej i wciągającej fabuły. Osamu Tezuka tworząc oryginalną opowieść miał na celu zapewnienie czytelnikowi (głównie chłopcom) prostej, ale wciągającej komiksowej rozrywki. Nie inaczej jest w przypadku nowej „mangowej adaptacji” autorstwa Satoshi Shiki. Twórca snuje całą historię dość powoli, niespiesznie odkrywają przed czytelnikiem nowe wątki scenariusza (odsłaniające przeszłość bohaterów), głównie skupiając się na prezentacji widowiskowych potyczek.

W trzecim tomie to właśnie walka Hyakkimaru i Tahomaru stanowi najważniejszy element opowieści, stanowiąc tło dla innych pojawiających się tutaj elementów historii. Twórca stara się (z różnym skutkiem) pokazać również nieustannie rozwijającą się relację tytułowej dwójki, których losy na tyle mocno ze sobą zostały splecione, że nikt już nie będzie mógł ich rozerwać.

Jeśli chodzi o oprawę graficzną tomiku, to podobnie jak wcześniejsze części stoi ona na naprawdę wysokim poziomie. Mangaka w dobrym stylu kreśli bohaterów oraz wszelkie bardziej dynamiczne sceny. Stawia on jednocześnie na mocno wyrazisty mroczny wymiar rysunków, który nadaje tytułowi dość specyficznego klimatu. Niestety, ale ma to również swoje pewne minusy. Duża dawka odniesień do demonicznej mitologii Japonii sprawia, że niektóre walki są trochę zbyt mocno „przeładowane mrokiem”, przez co rysunki niekoniecznie są dobrze czytelne.

Dororo i Hyakkimaru #3 to prosta, ale bardzo przyjemna manga, oferująca czytelnikowi sporą dawkę widowiskowej treści. Odświeżona wersja „klasyki” jest na tyle dobra, że z czystym sumieniem można ją polecić każdemu miłośnikowi mangowych shounenów.

Spora dawka akcji.

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie mangi do recenzji.

Froszti
4 października 2020 - 10:08