Polskie kino - zawiedzione nadzieje - fsm - 10 września 2010

Polskie kino - zawiedzione nadzieje

O polskim przemyśle filmowym i telewizynym napisano już kilometry publikacji, wiele przez ludzi dużo mądrzejszych ode mnie. Nie zamierzam zatem pisać nie wiadomo jak zmyślnego elaboratu, tylko przyjrzę się kilku pozycjom z punktu widzenia zwykłego widza. Widza, który jakieś tam wymagania ma. A czasem nawet ma nadzieję, że obietnice twórców się spełnią. Wszyscy jednak wiemy, czyją - wedle porzekadła - matką jest nadzieja.

Jean-Luc właśnie obejrzał "Hakera"

Na wstępie zaznaczam - nie mam jakiejś głęboko zakorzenionej awersji do polskiego kina. Wręcz przeciwnie - umiem docenić dobrą produkcję i uważam, że np. rok 2009 dla rodzimej kinematografii był baaa(a)rdzo udany. Często jednak jestem zmuszony narzekać. I nawet nie dlatego, że film jest zły (i od samego początku na taki się zapowiadał). Narzekam głównie wtedy, gdy produkcja reklamowana jest jako pierwsza, przełomowa, wzorowana na najlepszych, najdroższa, najefektowniejsza etc. W takiej sytuacji pojawiają się zawiedzione nadzieje. Poniżej przytaczam 5 przykładów takich właśnie produkcji. Miały być świetne. Miały być. A nie były.


Kolejność pozycji alfabetyczna, choć niektóre to większe zawody od innych.


Lejdis


Ten film to jakby nieoficjalny sequel bardzo udanego, moim zdaniem, Testosteronu. Recepta była prosta i można było ją nieźle wykorzystać: nakręcić śmieszną komedię, operować stereotypami, dorzucić kilka gagów. Ale nie - Saramonowicz i Konecki zrobili film, który okazał się być mało strawną mieszanką komedii, dramatu i filmu obyczajowego. Ale jak na komedię był mało śmieszny, jak na dramat mało przejmujący, jak na obyczajówkę zupełnie nie intersujący. Wymęczona klapa. A mogło być bardzo dobrze.


Naznaczony


Jedyna pozycja stricte serialowa na tej liście to cudowne dziecko stacji TVN. Miał być pierwszy serial z tajemnicą, mrocznym klimatem i efektami specjalnymi. Pierwszy zwiastun dawał nadzieję na niezłe i porządnie zrobione widowisko. Szkoda tylko, że praktycznie wszystkie efekty specjalne zostały pokazane w zajawkach i w samym serialu więcej nie uświadczyliśmy. Do tego dochodzą fabularne głupotki, nie do końca udane przeplatanie głównego wątku pobocznymi i jakaś taka "przaśność" całości. Chęci były, ale całość niestety nie dała rady, choć przebłyski były (przy tym oglądalność podobno nie była za duża). Może następnym razem? Trzymam kciuki.


Quo Vadis

O tak - nie mogło zabraknąć najdroższej produkcji naszego przemysłu filmowego. Ponad 70 milionów złotych miało zapewnić publiczności naprawdę godziwe widowisko. Bogate dekoracje, mnóstwo statystów, efekty specjalne, przepych i kapiący zewsząd profesjonalizm. Tak miało być, szkoły poszły, frekwencja zapewniona. Ale jak to wszystko fatalnie się prezentowało. Wyskakujący kilka razy ten sam lew na arenie Koloseum. Płonące kamiennie filary przewracające się w wyjątkowo mało kamienny sposób. Paweł Deląg... Pomijam już niejasności związane z budżetem, który był używany do nieczystych zagrywek. Niestety.


Victoria


Tu mamy przykład innego rodzaju zawodu. Victoria to ogłoszony kilka ładnych lat temu projekt Cezarego Harasimowicza, który przerobił własną książkę na efektowny scenariusz filmowy opowiadający o odsieczy wiedeńskiej i dzielnym Janie III Sobieskim. Projekt od początku wymaga rozmachu i srogiego (jak na nasze warunki) budżetu rzędu kilkudziesięciu milonów dolarów. Mówiło się nawet, jakby rolę króla miał zagrać Mel Gibson (choć po ostatnich wybrykach wydaje się to mało prawdopodobne - pomijając już mityczność całego przedsięwzięcia). Zawód polega na tym, że od ponad 4 lat nie usłyszeliśmy niczego nowego na temat produkcji, a elegancka strona internetowa też nie przekazuje informacji. Ale jeszcze może się okazać, że będzie pięknie (parafrazując lekko tekst utworu Tiltu).


Wiedźmin

Tak się złożyło, że chyba największy kinowo-telewizyjny zawód wspólczesnego polskiego przemysłu rozrywkowego jest alfabetycznie ostatni. Wiedźmin, dla wielu najdoskonalsza opowieść fantasy rodem z Polski, okazał się być sromotną filmowo-serialową porażką, o której wielu chciałoby zapomnieć. Materiał bazowy jest bez zarzutu - wiedzą o tym wszyscy posiadacze książek i komputerowej wersji przygód Białego Wilka. Niestety niski budżet oraz brak chęci (?) i umiejętności (scenariusz!!!) pogrzebały to, co mogło się stać odnoszącym sukcesy towarem eksportowym. Dobre w Wiedźminie made by TVP były dwie rzeczy: plakat (obok) i muzyka autorstwa Grzegorza Ciechowskiego (nie wliczamy do muzyki fatalnej piosenki towarzyszącej soundtrackowi). Złe - w zasadzie cała reszta (z arcy-drewnianą Ciri na czele). Smutek i żal. Dobrze, że jest gra.


Nadzieja do spełnienia:


Hardkor 44


W tekście o zawiedzionych nadziejach powinna się pojawić iskierka nadziei, która być może nie przyprawi nikogo o ból  brzucha w przyszłości. Tomasz Baginiśki i jego Platige Image chcą stworzyć za lat kilka szalenie efektowny film o Powstawniu Warszawskim. A dokładniej - jego bardzo swobodną interpretację ze złymi robotami Niemcami i dzielnymi polskimi wojakami. Aktorzy mają być nakręceni na zielonym tle, a sceny wypełnione wysokiej jakości komputerową animacją. Trwa gromadzenie budżetu. Bardzo chciałbym, aby to wyszło, nawet jeśli miłośnicy prawdy historycznej będą się oburzać. Brakuje nam efektownego filmu ku pokrzepieniu serc.

A Was jaki film/serial wyjątkowo zawiódł? Chętnie poczytam, zatem poświęćcie minutę lub dwie na wystosowanie eleganckiego komentarza.

Ukłony.

fsm
10 września 2010 - 16:24