Błyskawiczne 127 godzin - eJay - 19 lutego 2011

Błyskawiczne 127 godzin

127 godzin opowiada historię Arona Ralstona, zaprawionego wędrownika, który pewnego słonecznego dnia 2003 roku wybrał się w podróż do kanionu Blue John w Utah. Mężczyzna w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności utknął w jednej ze szczelin, a jego prawa ręka została przygwożdżona przez głaz. Ralstonowi po 5 dniach udało się wydostać, jednak nie obyło się po drodze bez problemów natury psychiczno-fizycznej.

Danny Boyle już wielokrotnie udowadniał, że potrafi kręcić kino wielogatunkowe. 28 dni później, W stronę słońca, Slumdog Milioner - wszystkie te filmy dzieli przepaść w kontekście filozofii, realizacji i stylu narracji. Brytyjski reżyser wziął tym razem na warsztat scenariusz napisany przez życie. O ile nie lubię za bardzo biograficznych laurek, tak teraz muszę przyznać, że Boyle'owi udało się mnie autentycznie zainteresować. Po części jest to zasługa niezwykle atrakcyjnej formy wizualnej, agresywnego montażu i nietypowej pracy kamery, która non stop zmienia położenie i urozmaica doznania. Widz nie ma prawa się zanudzić, choć mogłoby się wydawać, że wypadek Ralstona to materiał na kilkuminutowy dokument.

127 godzin to kolejny film, który jest dźwigany tylko przez jednego aktora. Owszem, od czasu do czasu pojawiają się postacie drugoplanowe, ale pierwsze skrzypce zawsze gra James Franco. I tu pozytywna niespodzianka - chłop kojarzący się raczej z kisielem w majtach (Spiderman brrrrrr) i drewnem kradnie seans oraz wzbudza sympatię. Franco jest w swojej roli naturalny, czasem okrutnie szyderczy (scenka z talk-show po prostu wymiata), dowcipny, ale potrafi też oddać ból i cierpienie bez specjalnego nadęcia. Jeżeli miałbym komuś kibicować w trakcie gali oskarowej to Goblin Junior ma moje poparcie.

Projekcja mija bardzo szybko, a dzięki mocnej końcówce wychodzimy z sali kinowej podładowani, mądrzejsi oraz zadowoleni. Bo to wbrew pozorom ciekawa rozrywka obłożona dramatem i chęcią przetrwania jednego człowieka, którą ogląda się na jednym tchu. Boyle wycisnął z tematu maksimum.

OCENA 8/10


eJay
19 lutego 2011 - 12:51