Najniezwyklejsze z miast - Kati - 26 kwietnia 2011

Najniezwyklejsze z miast

Besźel to miasto gdzieś w Europie Środkowej. Pewnego dnia grupka młodzieży znajduje na jego peryferiach zwłoki kobiety. Do akcji wkracza inspektor Tyador Borlú z Brygady Najpoważniejszych

Zbrodni i próbuje ustalić tożsamość zamordowanej oraz motywy i sprawców tego czynu. Zaczyna się jak zwykły kryminał. I to jedyna zwykła rzecz w tej powieści, bo czytelnik udaje się donajniezwyklejszego z miast.
Ofiara to studentka archeologii z USA, która badała tajemnicze miasto Orciny – tak na dobrąsprawę, nie wiadomo nawet, czy ono kiedykolwiek istniało. Czy dziewczyna odkryła coś, czego nie powinna? A może motyw zbrodni był czysto osobisty? A może polityczny – ekstremistów politycznych jest pod dostatkiem. Intryga kryminalna nie jest przewidywalna, Miéville sprytnie myli tropy, a pozornie rutynowe śledztwo prowadzi do odkrycia poważnej afery – z polityką i korporacjami w tle.

Aby znaleźć mordercę, Tyador Borlú musi udać się do Ul Quomy, miasta, które niby leży bardzo blisko, ale podróż do niego to prawdziwa wyprawa – legalnie dostać się tam można tylko przez Halę Łącznikową, a po przybyciu przechodzi się specjalny kurs adaptacyjny. Tak dokładnie, to Besźel i Ul Quoma istnieją na tym samym terenie – niektóre ich części leżą tylko w jednym mieście, ale większość jest wspólna. Mimo to, miasta są rozdzielone, różnią się językiem, kulturą, gospodarką, stopniem rozwoju, a najpoważniejszym przestępstwem jest tzw. „przekroczenie”, które z pewnością nie ujdzie uwagi Przekroczeniówki, tajemniczej i potężnej organizacji, która zajmuje się właśnie pilnowaniem, aby nikt nie przeszedł ot tak sobie do drugiego miasta. Nie da się przed nią uciec, każdy przekraczający zostaje złapany i znika. I nikt się nie dowiaduje, co się z nim stało. Mieszkańcy Besźel i Ul Quomy traktują ten stan jako normalny, chociaż tak naprawdę nie wiadomo, co złego jest w dostrzeżeniu czegoś w drugim mieście, od dziecka uczą się ignorowania wszystkiego, co znajduje się po drugiej stronie, a pomysł zjednoczenia jest surowo tępiony. Nie wiadomo, czy miasta od zawsze były podzielone czy kiedyś były jednością. Same tajemnice.

 Besźel i Ul Quoma są fascynujące, zresztą Miéville jest mistrzem w tworzeniu wspaniałych realiów. W „Mieście i mieście” są dobrze zachowane proporcje – wciąga i fabuła i niesamowity świat. Polecam!

Kati
26 kwietnia 2011 - 00:36