Ścierając krew ze srebrnego miecza - recenzja Wiedźmina 2 - eJay - 6 czerwca 2011

Ścierając krew ze srebrnego miecza - recenzja Wiedźmina 2

eJay ocenia: The Witcher 2: Assassins of Kings
80

Nie można nie docenić wkładu Wiedźmina 2 w "popularyzację popularności" polskiego widzi-misie na branżę. O Geralcie mówi się nie tylko w telewizji i radiu (czyli środkach mainstreamowych), ale także w największych serwisach oraz na imprezach poświęconych graniu. Widok dużego banera na wejściu do hali E3 napawa dumą. I choć Wiesiek w lodówce niektórym już zbrzydł, to ja czuję się naprawdę dobrze z tym, jak CD Projekt Red poradził sobie z oczekiwaniami środowiska. Recenzja posiada śladowe ilości spojlerów.


Dla mnie sequel jest grą dobrą, w wielu aspektach wręcz świetną i przewyższającą dokonania poprzednika. Z drugiej strony uważam, że nie jest to jeszcze szczyt możliwości zarówno Redów jak i samego Geralta. To co mi się spodobało w Zabójcy Królów i co w zasadzie jest nie do podważenia to klimat - dorosły, bezkompromisowy, cuchnący wódą i burdelami. Redzi zapraszają gracza do świata pełnego intryg, chlania po karczmach, chędożenia i hazardu. Wszystko to pięknie przelane z tekstów Sapkowskiego na kod binarny. Tak właśnie powinien wyglądach RPG +18. Bez żadnego kagańca, bez skrywania i sugerowania, pełna dojrzałość na ekranie.

To właśnie raziło mnie w Mass Effecie 2 - jakiś seks w ubraniach, wszyscy bohaterowie to abstynenci, a wulgaryzmami posługują się wyłącznie konkretne jednostki (i to nie tak, jakbym oczekiwał od gry dla dorosłych). Wiedźmin 2 przeczy tym zasadom, wręcz je olewa. Tu bluzga ledwo kontaktujący z rzeczywistością wieśniak-obszczymur oraz król i członkowie dworu. Jedyna różnica polega na emocjonalności gadki i doborze słów. Pijaczyna bełkocze i używa *kurew* bo chce kolejnej flaszki, natomiast człowiek z koroną na głowie rzuca mięsem bo jest zwyczajnie zdenerwowany. Brzydkie słowa to stały element języka cywilizacji i nie ma sensu udawać, że nikt ich nie zna. To po prostu bzdura. Wspomniane dialogi i tekściory to przejaw geniuszu zarówno Sapkowskiego jak i ludzi odpowiedzialnych za scenariusz. Niektóre wymiany zdań, pojedyncze żarciki i personalne ataki są kapitalne, grubo ciosane, prymitywne w najlepszym tego słowa znaczeniu.

Wracając do świata drugiego Wiedźmina,  pod względem ilościowym jak dla mnie - delikatna wtopa. Ile większych lokacji przyjdzie nam zwiedzić (nawet licząc rozwidlenia fabularne)? 5-6? O wiele za mało. Argument o bogactwie detali mnie nie obchodzi (hejterzy Dragon Age 2 niech nie zabierają głosu;)). Mapy w Zabójcy Królów nie są wcale większe od mającego kilka lat KOTORa II, a mamy rok 2011 i za sobą Obliviona, Gothica 3, Fallout: New Vegas, które gwarantowały nieskrępowaną wędrówkę po niebezpiecznych krainach. Na niekorzyść Wieśka przemawia prostota wykonania niektórych poziomów. Las przy Flotsam składa się z korytarzy, podziemia Vergen nie grzeszą oryginalnością, zamek La Valletów to właściwie ścieżka otoczona kamieniami. O Loc Muinne nawet nie chce mi się pisać, bo generalnie cały akt 3 ssie po całości (mógłby być epilogiem, a i tak nikt by się nie skapnął).

Wizualnie NIE JEST ŹLE, bo akurat w kwestii tektur i oświetlenia CDPR spisał się znakomicie. Problem zaczyna się, gdy przeczytawszy "rozległy świat gry" na pudełku gracz zechce zwiedzić to i owo. A tu dupa - drzwi zamknięte, krzak przeszkadza, a Geralt natrafia na niewidzialną ścianę. W rezultacie w Wiedźminie 2 eksploracja została zredukowana do niezbędnego minimum. Nie ma ciekawszych, oderwanych od zgiełku miejscówek, tajemniczych komnat, których przypadkowe odkrycie daje radochę.

Wydaje mi się, iż silnik RedEngine ewidentnie nie domaga w kwestii ukazania rozmiaru lokacji. Z jednej strony fajnie zobaczyć na samym początku zgrupowane namioty i chorągwie powiewające na wietrze - widok to wspaniały i zachęcający do dalszego eksploatowania tytułu. Jednakże potem "Łiczer" odkrywa swoje karty i zamienia się w technicznego średniaka. A gdy wchodzimy do jakiegoś większego zgrupowania NPC to zaczyna się dramat. Z czym kojarzyła mi się pierwsza część? Z ekranami ładowania przy zmianie lokacji.  Z czym kojarzyć się będzie dwójka? Z drzwiami ustawionymi co 100 metrów, które oddzielają strefy. Wielokrotnie wkurzałem się, gdy musiałem przekraczać nieszczęsne wrota we Flotsam - to jest technologiczny babol, który mam nadzieję zostanie usunięty w trzeciej części (a taka powstanie, nie?). Ale to i tak betka przy ścieżce prowadzącej do legowiska Kejrana. Po jaką cholerę  ustawiono na leśnej dróżce kilka półek skalnych, które Biały Wilk musi pokonać? Zamiast zamaskować wady w postaci niewidzialnych ścian, twórcy poszli w zaparte i oto mamy - widok Geralta-alpinisty.

Sporo wątpliwości mam również do balansu itemów. Najlepsze miecze i zbroje otrzymujemy właściwie na samym końcu przygody. Nowiutką stalą o wysokich wskaźnikach, wbijaną w pierś nekkera i zgnilca nie nacieszymy się zbyt długo. Zwalam to na karb feralnego aktu III, który przy pozostałych wygląda jak jakieś DLC. Jest krótki i mało treściwy. Paradoksalnie, do powszechnie krytykowanego zakończenia nie mam zarzutów. Rozwiązanie sprawy pozostaje wciąż w rękach gracza, a nie fabuły. Plusik.

Pisząc powyższą recenzję, chciałem podobnie jak kolega redakcyjny G40st podkreślić dwie rzeczy: Wiedźmin 2 to tytuł godny swojej ceny i czasu, jaki potrzebujemy na jego ukończenie. Jednakże, jest to gra nie do końca wielka, udana i dopracowana. Posiadając wiedzę o jej wadach uważam, że osoby, które jeszcze nie zakupiły swojego egzemplarza będą bawić się w przyszłości znacznie lepiej niż zirytowani problemami technicznymi klienci edycji kolekcjonerskiej lub premium. Biorąc się za drugiego Geralta miejcie na uwadze, iż Zabójcy Królów czerpią z książek Sapkowskiego pełnymi garściami, klimatycznie wymiatają, aczkolwiek w wielu elementach nie dokonano ostatecznego szlifu.

eJay
6 czerwca 2011 - 14:17