Jak można być zaskoczonym sprzedażą Battlefielda 3? - Brucevsky - 1 listopada 2011

Jak można być zaskoczonym sprzedażą Battlefielda 3?

Battlefield 3 wylądował, miliony fanów kupiły grę i zaczęły się bawić. Wkrótce serwery tego nie wytrzymały, a przedstawiciele firmy zaczęli w mediach udawać zaskoczenie całą sytuacją.

Według komunikatów z firmy, nie spodziewała się ona aż takiego zainteresowania trybami sieciowymi w swojej strzelance i postara się szybko wyeliminować wszystkie problemy. Prawdopodobnie więc tytuł najgłupszych tłumaczeń 2011 roku możemy już przyznać.

 Od dobrych tygodni (miesięcy) wszędzie gdzie się da jest Battlefield 3. Klasyczna strzelanina wojenna dzięki doskonałej pracy działu marketingu i potężnemu budżetowi na reklamę była na ustach wszystkich. Rewolucyjna oprawa, doskonały tryb wieloosobowy, pełna niezapomnianych wrażeń kampania nakręcały odbiorców i sprawiały, że gra regularnie gościła w mediach, na blogach, w komentarzach, dyskusjach i na portalach społecznościowych. Jak można było zaplanować taką reklamę i nie przygotować się na nawałnicę fanów? Przecież nie zakładano marketingowej porażki wszystko to planując.

Do tej pory wydawało mnie się, że takie błędy zdarzają się tylko producentom sprzętu, których fabryki nie wyrabiają się z produkcją nowego elektronicznego gadżetu na jego premierę. Tysiące fanów obchodzą się wówczas smakiem i posuwają do dramatycznych decyzji, aby tylko zdobyć upragnioną konsolę, telefon lub inny produkt. Teraz wychodzi na jaw, że twórcy gier także mogą się „nie wyrobić”.

Zrozumiałbym takie tłumaczenia z ust na przykład autorów Dark Souls. Oni mieliby prawo nie spodziewać się nagłego gigantycznego zainteresowania swoim tytułem. Battlefield 3 miał jednak ogromną kampanię reklamową, liczba preorderów wyraźnie sugerowała duże zainteresowanie, a gra należała do bardziej popularnego gatunku niż hardcore’owy RPG. Jak można było więc tak zawalić sprawę i co gorsza znaleźć taką bezsensowną wymówkę? To niestety kolejny dowód na to, że dla twórców gier i wydawców dzisiaj najważniejsze są zyski, a nie zadowolenie konsumentów...

Brucevsky
1 listopada 2011 - 14:22