Immortals: bogowie i herosi - mitologiczna jatka - eJay - 11 listopada 2011

Immortals: bogowie i herosi - mitologiczna jatka

Grecka mitologia to niewyczerpalne źródło przygód, wojen i bohaterów. Nic dziwnego, że temat ten wraca na hollywoodzkie ekrany regularnie, aby dostarczyć widzom choćby minimalnej wiedzy dotyczącej tej wspaniałej kultury. Immortals (w Polsce reklamowani jako Bogowie i herosi 3D) nie będzie raczej materiałem do analiz dla studentów historii, ani dobrą wyprawką dla przyszłorocznych maturzystów. Obraz ten dość zgrabnie wpisuje się w realia 300 Zacka Snydera, przy czym nie ma z nim (prócz stylistyki) nic wspólnego. Film Tarsema Singha różni się także tym, iż zawiera „boży” pierwiastek. Kiedy trzeba, głównym bohaterom pomaga ekipa Zeusa.

Niektóre sceny walk wydawać się mogą znajome.

Immortals to niezły kawał mitu, obrobiony tak, aby oglądało się go po prostu dobrze. Mamy więc młodego, ale silnego herosa Tezeusza, który kipi od dobroci i szlachetności. Kontrapunktem dla wieśniaka jest król Hyperion, nie znający litości władca pilnie poszukujący legendarnego łuku Epirusa. Ścieżki obu przecinają się w momencie gdy brutal z maską (Mickey Rourke łazi w fantastycznym stroju) z zimną krwią morduje matkę chłopaka. Tezeusz poprzysięga zemstę, ale zanim ona nastąpi musi wygramolić się z niewoli. A w niej spotyka niewiastę Fedrę przepowiadającą przyszłość dzięki wizjom.

Film Singha jest brutalną przygodówką. Przemoc w nim zaserwowana nie ogranicza się jedynie do trzaskających kości. Z początku jest jeszcze łagodnie, ale pod koniec reżyser kreuję własną wersję krwawej łaźni. Jest ostro, dosadnie i nawet efektownie, a walki posiadają niezłą choreografię oraz tempo. Generalnie nie są męczące i specjalnie długie. Sporym plusem i jednocześnie niespodzianką jest forma Henry'ego Cavilla. Przed aktorem cholernie trudne wyzwanie, bo za półtora roku przywdzieje kostium Supermana. Jako Tezeusz wypada bardzo ok, aczkolwiek nie obraziłbym się gdyby scenarzyści napisali mu lepsze dialogi.

I to właśnie scenariusz wydaje mi się piętą achillesową (jak już jesteśmy przy mitologii to idźmy na całość:)) dzieła Tarsema Singha. W wielu fragmentach wyczuwa się typowe pójście na skróty, a z drugiej strony nie brakuje także scen zupełnie nieprzydatnych. Swoje 3 grosze dokładają także jednowymiarowi bohaterowie. O ile Cavill i Rourke są w zasadzie usprawiedliwieni, o tyle cały zastęp postaci drugoplanowych (w tym tyłek Freidy Pinto) zawodzi i staje się zwykłym mięsem armatnim. Kontrowersje budzi także strona wizualna, która w 90% oparta jest na mieszance CGI oraz dekoracji w klaustrofobicznych lokacjach (niestety greenscreeny są widoczne). Mi to nie przeszkadza, ale osoby przyzwyczajone do rozmachu na poziomie Władcy Pierścieni i Troi będą trochę rozczarowane. Duże przestrzenie w alfabecie reżysera także występują, aczkolwiek są w zdecydowanej mniejszości. Wątpliwe również, aby Immortals zarobiło krocie w Box office, gdyż jest to propozycja skierowana do dorosłych widzów.

Nie jest to tytuł, o którym wspomnę za 5 lat. Jest lepiej niż w Starciu Tytanów, ale gorzej niż w 300, które miało wspaniały ładunek komiksowości. Mocno wystylizowana opowiastka o pojedynku Tezeusza z Hyperionem to przede wszystkim przyjemne kino rozrywkowe. Jakichś masakrycznych wad to nie ma, sęk w tym, że wielkiej siły przebicia również. Stąd solidne 5. Być może reżyserska wersja przesunie lewara we właściwą stronę.

OCENA 5/10

eJay
11 listopada 2011 - 14:35