The Girl with the Dragon Tattoo - muzyczne wrażenia - fsm - 13 grudnia 2011

The Girl with the Dragon Tattoo - muzyczne wrażenia

Nie jest łatwo pisać o soundtracku do filmu, którego premiera jest ciągle przed nami. Ale jeśli za ścieżkę dźwiękową odpowiada człowiek, który mógłby smarknąć i nagrać to, a ja bym za zapłacił w dolarach by tego posłuchać, to pokusa jest zbyt duża. Film - The Girl with the Dragon Tattoo (Dziewczyna z Tatuażem). Człowiek - Trent Reznor (kolaborujący z czarodziejem macowskiej klawiatury, Atticusem Rossem).

Film Davida Finchera jest jedną z najbardziej oczekiwanych przeze mnie premier kinowych, a o tym, że Reznor odpowiada za muzykę do kolejnego jego filmu wiadomo było od kilku miesięcy. Czekałem więc cierpliwie, 2 grudnia pojawił sie darmowy sampler z sześcioma utworami (o czym uprzejmy był napisać imć UVI), a po tygodniu premierę miał pełny materiał. 12 dolarów za 39 plików składających się na 2 godziny 53 minuty muzyki. Ewentualnie 14 dolarów (+6 za wysyłkę) za ślicznie opakowane 3 płyty kompaktowe (i natychmiastowy dostęp do mp3). A jeśli ktoś jest szalony/bogaty to może wysupłać 300 dolarów na mega-turbo-deluxe-paczkę z winylami, podpisami, usb-stickami i innymi czarodziejstwami. Ja wybrałem opcję środkową (nieco ponad 70 zł za takie wydawnictwo to bombowa cena) i teraz się raczę. Co nie jest łatwe, bo żeby przesłuchać całość za jednym zamachem trzeba mieć chwilkę wolnego. No i co?

Reznor powiedział niedawno w wywiadzie, że teraz znowu jest na znajomym terytorium, bo "są seryjni mordercy, napięcie, analne gwałty i tym podobne sprawy". Czyli rzecz jest zdecydowanie mroczniejsza niż zeszłoroczny, mocno elektroniczny OST do The Social Network. Choć całość nadal mocno siedzi we wszelkiego rodzaju syntezatorach i samplach, to mamy też całą masę klawiszy i brudnych, połamanych, niepocieszonych wywózką do śnieżnej Szwecji gitar. Dragon Tattoo się snuje, budując klimat adekwatny do treści zawartych w książce. Myślę, że czytałoby się Larssona idealnie z słuchawkami na uszach i tym wszystkim powoli wpływającym do mózgu. Nie zapominajmy, że jest to muzyka do filmu - muszą się więc pojawić tam mało wyróżniające się smęty, których zadaniem jest tylko i wyłącznie budowanie atmosfery. Na szczęście jednak duet TR/AR doskonale wie co robi i śruba jest miejscami mocno przykręcana. Szczerze mówiąc, to trzy utwory spokojnie mogłyby się znaleźć na płytce opatrzonej logo NIN i nikt by się nie pogniewał. Jeśli chodzi o czerpanie inspiracji z własnego katalogu, to Reznor spłodził rzeczy w klimacie Still (What If We Could?), utwór żywcem wyciągnięty z soundtracku do Quake'a (With The Flies) i gitarową torpedę niczym z The Downward Spiral (A Thousand Details). I to wszystko niemal na samym początku, a przecież potem wciąż czeka nas 147 godzin muzyki non stop :)

Najprościej jest ocenić dwa covery otwierające i zamykające album. Zeppelinowski Immigrant Song atakuje na samym początku (będzie też grzmiał w kinie podczas czołówki) i jest bardzo Nine Inch Nailsowy, ale ze zdolną dziewuchą na wokalu (Karen O.). Oryginał znają chyba wszyscy (nawet jeśli nie zdają sobie z tego sprawy), a cover podoba mi się nawet bardziej... Ale to pewnie dlatego, że sentymentu do dzieła LZ nie mam. Bardziej niż oryginał podoba mi się też kończący całość występ najnowszej kapeli Reznora - How to Destroy Angels. Trent każe żonie śpiewać (na zeszłorocznej EPce było z tym różnie, ale muzycznie na pewno dawało to radę) i nareszcie okazuje się, że umie ona nie tylko szepto-smęcić. Do tego dokładamy bardzo dynamiczną drugą połowę kawałka, Reznora śpiewającego w tle niczym Phil Collins i oto mamy naprawdę bardzo fajny cover piosenki Is Your Love Strong Enough? (w oryginale wykonywanej przez Bryana Ferry'ego). Jeśli to jest przy okazji zapowiedź przyszłorocznej płyty HTDA, to jestem o nią spokojny.

A więc, a zatem, czyli... Podoba mi się to oczywiście i bez wątpienia zadziała tak samo, jak w przypadku The Social Network. Znając muzykę w kinie będę się tylko szczerzył jak głupi, gdy okaże się jakie towarzyszą jej obrazy. Oczywiście dużo bardziej czekam na kolejną "prawdziwą' płytę Reznora (czy to NIN czy to HTDA), ale na pewno Dziewczyna z Tatuażem w wersji muzycznej do mnie przemawia. A teraz byle do 13 stycznia!

Warte uwagi utwory: Pinned and Mounted, A Thousand Details, An Itch, A Viable Construct, Oraculum, Great Bird of Prey, The Heretics

fsm
13 grudnia 2011 - 16:11