Wersja demonstracyjna FIFA Street to kawał solidnej ulicznej kopanki! - Materdea - 28 lutego 2012

Wersja demonstracyjna FIFA Street to kawał solidnej, ulicznej kopanki!

Demo FIFA Street dziś zadebiutowało w usłudze Xbox Live. W związku z tym grzechem byłoby nie spróbowanie tego dzieła. Jak przedstawia się restart spin-offu dużej FIFY, ponad 2 tygodnie przed premierą? Zacnie, baaaaardzo zacnie! Najnowsze dzieło EA Canada (tak, teraz i za uliczną odsłonę wzięli się panowie odpowiedzialni za „dwunastkę”) już w menu prezentuje się efektownie i nastraja bardzo pozytywnie. Dalej jest tylko lepiej!

Rozgrywka została podzielona na 3 tryby: Hit the Streets, World Tour oraz Practice Arena. Pierwszy z nich pozwala na rozegranie pojedynczego meczu. Do wyboru dostajemy jedną z 4 drużyn (co ciekawe, możemy sami skompletować skład i stworzyć własnego zawodnika!), wyłącznie jedno boisko (Amsterdam Square Arena) i 5 minut na jak najefektowniejsze pokonanie rywala.

Ogólne założenia nie zmieniły się nic a nic – nadal musimy wygrać strzelając największą liczbę bramek, robiąc przy tym efektownie wyglądające sztuczki. Mimo tych niewielu zmian, sporo elementów uległo metamorfozie albo zostało całkowicie wykasowanych. Przede wszystkim zniknęły znienawidzone (przez osoby, która grały przeciwko nam) Gamebreakery. Teraz za wykonywanie efektownych tricków otrzymujemy odpowiednią liczbę punktów, które po strzelonym golu sumują się i są dodawane do ogólnej puli.

Cytując klasyka, jest to „oczywista oczywistość”, że przemodelowana oprawa graficzna prezentuje się o niebo lepiej od komiksowej „trójki”! Silnik użyty w FIFA Street znany jest fanom „dużej” odsłony serii kopanek od Electronic Arts, a ponadto wzbogacony o Impact Engine – system, który na bieżąco tworzy wywrotki zawodników. Chyba każdy już zapoznał się z kuriozalnymi dziełami tego „cuda”. Wystarczy wklepać w YouTube hasełko „fifa 12 impact engine bug” by samemu się przekonać, jak ten silnik jest niedopracowany.

Wracając do tematu: nieszczęsny Impact, odpowiedzialny za upadki piłkarzy, w tej części FIFA nie został w żadnym stopniu poprawiony/zmodyfikowany/ulepszony. Już po pierwszych 2 minutach miałem dość głupią sytuację (zderzenie bramkarza i zawodnika z pola) po której padła samobójcza bramka. Naturalnie to przeciwnik stracił gola, nie ja. ;) Zostając jeszcze przy technikaliach: grafika prezentuje się naprawdę dobrze, nie uświadczyłem żadnym skoków animacji, spadków płynności, zacięć gry itp..

Techniczne aspekty mamy już za sobą, więc można przejść do mięska – gameplayu! Jak wspomniałem rozgrywka została podzielona na 3 tryby. Pierwszy już opisałem, pozostały dwa. Najciekawszy wydaje się World Tour – jest to swoista kariera, albo, jak kto woli, seria wyzwań w poszczególnych krajach z możliwością odblokowania opcji Freestyle. To właśnie w  tutaj możemy stworzyć własną drużynę – wykonać jej logo, stworzyć nazwę, skompletować zawodników, wybrać kolor strojów. Kreator nie jest jakoś niesamowicie rozbudowany, ale cieszy. Swoich orłów nazwałem Gumisie i mimo nietypowej nazwy, na boisku radzili sobie bardzo dobrze!

Oprócz teamu możemy wykonać własne alter ego. Nie ma co się nastawiać na całe ogromy simso-podobnych suwaków poprawiających piksel pod okiem, ale jak na dzisiejsze standardy jest (tylko lub aż) dobrze. Da się ustawić kolor skóry, wysokość zawodnika, muskulaturę itd.. Im więcej nim gramy, kiwamy przeciwników, strzelamy gole, tym więcej doświadczenia zyskuje i wchodzi na wyższe poziomy doświadczenia.  Z każdym levelem kolekcjonujemy więcej ikspeków, które możemy rozdać pomiędzy odpowiednimi statystykami (jeszcze nie wszedłem na drugi poziom swoim Materdea Ibra, więc nie przyglądałem się dostępnym do rozbudowania opcjom). Ten iście erpegowy element dodaje do całości niesamowitego uroku i powoduje, że gra zyskuje tę „głębię”(i to w grze sportowej, kto to widział…).

Ostatnim elementem jest arena treningowa, na której… tak, możemy ćwiczyć sobie różne sztuczki, strzały etc.. Właśnie, skoro o trickach mowa – z tego co zdążyłem zauważyć, w demówce dostępnych jest raptem kilka zwodów. Większość ruchów prawą gałką, jakie wykonywałem, powodowała wyświetlanie się komunikatu o zablokowanej zawartości. Machając tym grzybkiem na lewo i prawo, stwierdziłem, że co raz pojawia się nowy, niedostępny trick. Z drobnym niedowierzaniem, ale zdecydowanym głosem, mogę powiedzieć, że ta odsłona serii, pod względem ilości sztuczek technicznych, przebije wszystkie dotychczasowe FIFY. Do tego dochodzą bardzo uliczne manewry z futbolówką w powietrzu (RB i prawa gałka), których jest naprawdę sporo (patrząc przez pryzmat zwykłych zwodów i kiwek).

Na podsumowanie warto coś napisać. Ale co? Wszystko co chciałem, zostało powiedziane. Właściwie nie znalazłem elementu, do którego mógłbym się przyczepić (no, może tak na siłę – kulejący Impact Engine, ale to nie nowość), a wszystko mi się podobało. Pewnie to przez tego bakcyla, co go złapałem przy okazji tych wszystkich filmików i na grę napaliłem się nieprawdopodobnie silnie. Jednak jedno nie ulega wątpliwości – FIFA Street wreszcie wygląda jak należy! Elegancka, z klasą, całkowicie odmienna w stosunku poprzedniczki. Coś czuję, że 16 marca pobiegnę prędziutko do sklepu po najnowszą odsłonę tegoż cyklu. Nie robiłem tego od niepamiętnych czasów…

Materdea
28 lutego 2012 - 23:15