Plakaty PRL-u cz.1 - Fulko de Lorche - 4 maja 2012

Plakaty PRL-u cz.1

Lata PRL kojarzą się głównie z zamordyzmem, pustymi półkami, słabymi zarobkami i łykiem Alpagi. Czyli jest generalnie źle, choć gdyby spytać o zdanie dzisiejszych emerytów, można byłoby się zdziwić. Ale skoro wasz mistrz pióra ma do emerytury jakieś 30 lat, a jak rząd Tuska się postara, to i więcej, nie ma sensu o tym martwić. O czym innym Fulko chce wspomnieć. Ostatnio natrafił bowiem na galerię starych komunistycznych plakatów. Zerknął na obrazki i... wiecie co, fajne to jest! Śmierdzi propagandą na kilometr, ale i ładnie wykonane, i z pomysłem, i z jajem. Oceńcie zresztą sami. I powspominajmy.

Wróg nie śpi…

 

… dlatego trzeba było być czujnym. Wróg gotów był omamić, namówić do zdrady i sabotażu, wykraść najskrytsze tajemnice służbowe, zwinąć plany konstrukcyjne nowej Wołgi i w ogóle namówić do złego. A co najgorsze - wróg był przeciw władzy ludowej i choćby z tego względu trzeba było go zniszczyć. Wrogowie dzielili się na zewnętrznych i wewnętrznych. Zewnętrzni to oczywiście kapitalistyczna świniarnia z Zachodu plus zrzucający stonkę kolorado Amerykanie.

Wrogowie wewnętrzni to, w zależności od okresu, żołnierze AK, intelektualiści, Żydzi, członkowie KOR-u i "Solidarności". No i najważniejszy przeciwnik - kler. Kościoły to jedyne miejsca, gdzie głośno mówiło się źle o władzy. Może dlatego tyle ludzi waliło do spowiedzi i komuni świętej. Szczególnie tam, gdzie mieszka Fulko kler był potęgą i ani  władza ludowa, ani żadne plakaty nie były w stanie przerobić na swoją modłę ludzi. U nas nawet w stanie wojennym ludzie nosili znaczki "Solidarności" w klapach, a ksiądz Jancarz - jeden z głównych "zadymiarzy" był prawie nietykalny (choć może dlatego, że chodził z obstawą).   

Kapitalizm to zło

Kapitalistyczny Zachód, a szczególnie Amerykanie zohydzani byli w PRL-u do bólu. Fulko słyszał, że podobno wydają miliony na zbrojenia i zagrażają pokojowi na świecie. A dobrobyt, który widać na nielicznych, pokazywanych w polskiej telewizji filmach "made in USA" to domena bogatych kapitalistów, wyzyskujących biednych emigrantów i Afroamerykanów. Zwykły śmiertelnik to biedak, któremu nie starcza nawet na buty. Zachodnia demokracja to pic, a protestujących traktuje się pałami, tak samo jak murzynów, którzy nie mają prawa głosu. 

Ciężko było zweryfikować tą PRL-owską propagandę, bo wyjechać na Zachód sztuką łatwą nie było. Na dodatek ci, którzy wyjeżdżali, raczej cholera nie wracali, by się podzielić okropieństwami, jakich doświadczali. Dlatego Fulko na wszelki wypadek nienawidził kapitalistów z całego serca.  Gdy jednak tatę waszego ulubionego felietonisty wysłano na "eksport" do RFN i po miesiącu rodziciel zaczął wysyłać paczki, a po dwóch przysłał komputer, Fulko zmienił zdanie. Pokochał Zachód. Chciał nawet wyjechać do taty i zamieszkać z nim u Germańców na stałe, ale Władza Ludowa nie pozwoliła. A szkoda, bo mógłby dzisiaj jeździć Mercem, obżerać się kiełbaskami i mieć niemieckie nazwisko, np. Boenisch.

Wielki Brat czuwa

Związek Radziecki to była wielka moc. Moc mogąca zgnieść na swej drodze wszystko. Na szczęście potęga ta sprzyjała PRL-owskim porządkom (albo jak kto woli: współtworzyła te porządki). W szkole Fulko mówiono, że ZSRR to istny synonim pokoju, przyjaźni i dobrobytu. Wprawdzie ludność kilkunastu krajów "wyzwolonych" i wchłoniętych przez Kraj Rad miała jakby ociupinkę inne zdanie, ale nie czepiajmy się szczegółów. Wielki Brat naprawdę był serdecznym przyjacielem świata i Polski, a organizacje typu TPPR robiły karierę. Tym bardziej, że członkowstwo w nich gwarantowało piątkę z rosyjskiego. Na dodatek organizowano różne konkursy np. wiedzy o Leninie, z cennymi nagrodami. Na to zawsze była kasa. Fulko raz  wział udział i od razu wygrał aparat fotograficzny. Do dziś nie może zrozumieć, po co mu organizatorzy w trakcie imprezy wcisnęli pytania razem z odpowiedziami.

ZSRR, a szczególnie Armia Radziecka byli rówież przyjaciółmi dzieci. Wasz protagonista i jego koledzy nieraz doświadczali tej przyjaźni. Fulko pamięta jak raz, podczas pobytu na koloni w Gdyni, wychowawca zabrał jego grupę na stacjonujący w porcie radziecki okręt wojenny. Wasz bard był wtedy mały i nie rozumiał, dlaczego wizyta obcego, naszpikowanego ostrą amunicją statku jest warunkiem koniecznym do utwalenia sojuszu polsko-radzieckiego. Teraz już kuma, o co w tym chodziło. Wtedy jednak, na okręcie, o zgrozo! - świetnie się bawił. "Maładcy” marynarze byli bardzo mili, pozowali do zdjęć oraz rozdawali książki i autografy. Fulko zdjęć sobie nie robił, ale książki i autografy owszem, wziął.

Jaka praca, taka płaca 

Roboty w Polsce Ludowej nie brakowało. Praca była hołubiona na każdym kroku, a 300% normy,  twarze przodowników na plakatach i uściski dłoni partyjnych notabli były standardem. Coś cholera jednak w tym systemie nie trybiło. Wychodziło, że im ciężej ktoś pracował, tym cięższe miał życie. Bieda była, i tyle. Sterowana centralnie gospodarka okazała się porażką,  a ileśtam-letnie plany, etapy kolejnych reform i programy antykryzysowe picem na wodę. By  zachować pozory porządku, szukano kozłów ofiarnych. I znaleziono: kapitalistów, obszarników, wrogów systemu, bumelantów, szmuglerów i spekulantów. Szczyt jaj przypadł na połowę lat 60-tych, kiedy to za rzekome przekręty w handlu mięsem ojciec znanego dziś aktora dostał czapę, a czterech innych nieboraków dożywocie.

Fulko musi się wam do czegoś przyznać - sam szmuglował mięso. Oczywiście nie dla doraźnych korzyści, no chyba że żołądkowych. Żreć po prostu coś trzeba było. Na wsi bida była, ale każdy jakiś tam inwentarz trzymał. Dlatego, jak dziadek zarżnął świniaka, mieszczuchy sobie o rodzinie przypominali. Zjeżdżali się do koryta i wszystko było git do momentu, dopóki nie trzeba było przetransportować mięcha do miasta. Opracowywało się trasy, jeździło po różnych wertepach, by tylko ominąć kontrole drogowe. Niestety, jak panowie milicjanci autko zatrzymali, mięsko wyniuchali, to i świnkę skonfiskowali, a na deser kolegium przyfasolili. Ech, to było ciekawe życie... Zapachu ubrudzonych kupą, a moczonych w wannie flaków Fulko nie zapomni do końca życia.  

To by było tyle na dzisiaj. Wasz mistrz piórao ma jeszcze na podorędziu kilka fajnych plakatów. Jak tylko będzie kapka czasu, to je za niedługo pokaże.

Fulko de Lorche
4 maja 2012 - 09:02