Satysfakcja rosnąca skokowo - recenzja Giana Sisters: Twisted Dreams - guy_fawkes - 6 listopada 2012

Satysfakcja rosnąca skokowo - recenzja Giana Sisters: Twisted Dreams

guy_fawkes ocenia: Giana Sisters: Twisted Dreams
85

W growej części swojego żywota pokonałem już dziesiątki bossów – od korpulentnych, niepozornych, acz potężnych szefuńciów po bestie z głowami w chmurach. Tylko nieliczni z nich mocno zaleźli mi za skórę, zaś wyraźnie dała się zauważyć pewna tendencja - im nowsza gra, tym rzekomo najtwardsze badassy padały szybciej. Wyjątek to oczywiście Dark Souls, a konkretnie potyczka z dwoma panami, do której podchodziłem wiele razy. To jednak nic przy setce zgonów, jaką zanotowałem przy ostatnim bossie w Giana Sisters: Twisted Dreams. A to przecież słodka platformówka, a nie mroczny action RPG ze śmiercią wpisaną w rodowód…

PODRÓŻ W GŁĄB JASKINI HARDKORU
Graczy niezorientowanych w starych tytułach na zabytki techniki z dziecięcą łatwością zmyli sformułowanie proste gry, widniejące w polu Gatunek na karcie produkcji w sklepie Steam. Sielankowy jest w zasadzie tylko pierwszy etap, bowiem od następnych zaczyna się powolna, konsekwentna penetracja jaskini prawdziwego hardkoru, w potyczkach z bossami ewoluującego ku ostatecznej formie swego okrucieństwa wobec graczy przyzwyczajonych do szerszego marginesu błędu – tutaj z reguły niedopuszczalnych, a jeśli już, to aż 1. Na całe szczęście w sukurs przychodzą checkpointy, dość gęsto rozmieszczone, lecz i bez tego Giana Sisters: Twisted Dreams to rasowy platformer dla sympatyków gatunku uzbrojonych w pada tudzież samobójców, którzy zamiast rzucania się pod pociąg wybrali śmierć przy próbie ukończenia tej gry na klawiaturze. Bajecznie kolorowa oprawa oraz brak przemocy sprawiają, że przygody Giany na pozór wydają się idealnym prezentem dla milusińskich. Dzieci są znane ze swojej małpiej zręczności, więc nie mam zamiaru negować tego, że sobie poradzą, ale ręka do góry kto zna urwipołcia na tyle zdeterminowanego, by pomimo niepowodzeń skupić się na czymś dłużej niż 5 minut – a tego właśnie wymagają przeznaczone dla dojrzałego odbiorcy (czytaj: masochisty) odblokowywane za heroiczną postawę tryby Hardcore (bez checkpointów) oraz Über Hardcore (skusisz – wracasz do początku. Gry oczywiście). Aż się boję pomyśleć, co zrobiłbym z padem, gdyby mi się przydarzył zgon w finale…

W pierwszym etapie nie wypada zabić gracza... za szybko

IT’S A-ME, GIANA!
Giana Sisters: Twisted Dreams
powstało za sprawą studia Black Forest Games dzięki zbiórce funduszy na Kickstarterze. Do osiągnięcia, a nawet przekroczenia założonego pułapu przyczynił się fakt, iż Project Giana to kontynuacja nie tylko wydanej kilka lat temu gry z Nintendo DS, lecz przede wszystkim nawiązanie do platformówki z czasów m.in. Commodore 64 i AmigiThe Great Giana Sisters. Twór ten był do tego stopnia inspirowany kultowym Super Mario Bros., co chińskie komórki iPhonem. Na szczęście najnowszy tytuł z Gianą w roli głównej trudno pomylić z przygodami hydraulików, gdyż wypracował swój własny styl, zaś ewentualne podobieństwa łatwo skwitować faktem, że pewne rozwiązania zwyczajnie stały się standardem w platformówkach, jak chociażby skakanie po łepetynkach potworków.

Chwila nieuwagi i Giana będzie nadziana

GRAFICZNE ŚLICZNOŚCI
Nowe perypetie Giany to niemalże prymus wśród tego typu gier i żaden z kilkudziesięciu etapów składających się na tryb Adventure nie sugeruje, że to debiutancka produkcja. Plansze są rozbudowane, najeżone ciekawymi patentami, ukrytymi pozornie obszarami oraz znajdźkami i wymagają coraz większej zręczności. Ich eksploracja to prawdziwa przyjemność, gdyż zostały dopracowanie w najdrobniejszych szczegółach – od działania poszczególnych mechanizmów przez ich zróżnicowanie po ogólną jakość oprawy wizualnej, która jest po prostu śliczna. Grafika wykorzystująca nawet DX11 kosztem relatywnie wygórowanych jak na platformówkę wymagań sprzętowych oferuje urokliwe, piękne i żywe miejscówki. Spędzając czas z Gianą można dojść do wniosku, że stylizacja wielu indyków na klasyczne tytuły z ery 8- i 16-bitowców to wręcz zbrodnia i marnotrawstwo istniejącej technologii, pozwalającej wyczarować takie perełki. I choć bossów jest tylko trzech, także i oni imponują ciekawym rozwiązaniem potyczek.

Tutaj Giana dała się przyskrzynić

ROZDWOJENIE JAŹNI
To o tyle istotne, że ekipa developerska napracowała się… podwójnie, gdyż Giana Sisters: Twisted Dreams to w pewien sposób dwie, wzajemnie przenikające się produkcje, odzwierciedlające dwoistą osobowość tytułowej bohaterki, która wyrusza do Świata Snów z misją uwolnienia uprowadzonej siostry. Giana obecnie wkracza w etap dojrzewania, co rozwarstwia jej naturę na grzeczną dziewczynkę i niepokorną punkówę o fioletowych włosach. Ciągłe lawirowanie pomiędzy odmiennymi „ja” protagonistki stanowi fundament rozgrywki, a także determinant tego, co widzimy oraz słyszymy. Krajobraz widziany oczami potulnej Giany jest jakby wyjęty z koszmaru – pełen diabełków, potworków, lawy oraz zniszczonych elementów, za to okraszony spokojnym soundtrackiem; natomiast buntownicza część jaźni dostrzega słodkie, puszyste sówki, śliczne kwiatuszki i ogólnie cały wachlarz ociekających lukrem słodkości przy akompaniamencie tych samych kawałków Chrisa Hülsbecka, autora soundtracku do klasycznego The Great Giana Sisters, lecz w metalowej aranżacji zespołu Machinae Supremacy. Każda z wersji Giany dysponuje również odrębnymi umiejętnościami – np. pierwsza swobodnie, powoli opada z dużych wysokości, natomiast druga potrafi się przebijać przez mury. Prowadzi to do stawiania na drodze gracza coraz wymyślniejszych pułapek, wymagających całej sekwencji ruchów z wykorzystaniem możliwości obu jaźni, by np. wysoko się wybić (punkówa), opaść po drugiej strony kolumny na stworka zamieniającego się w swego rodzaju trampolinę (grzeczna), wybić się z niej (punkówa) i w locie zmieniając się w taki sposób, by zebrać klejnoty przeznaczone dla każdej z nich. Dzięki świetnemu sterowaniu łatwo opanować tak wyrafinowane manewry (inna kwestia to ich perfekcyjne wykorzystanie w warunkach „bojowych”), choć non stop trzeba mieć na uwadze pewien techniczny zgrzyt: gdy Giana stoi tuż przy ścianie, odbije się od niej zamiast wysforować do góry, co w podbramkowych sytuacjach najczęściej przyczynia się do zguby. W jednej z końcowych plansz znalazłem także niemiły bug klinujący postać na amen w trakcie przebijania się przez murek. Dość perfidnie, bo wymaga restartu poziomu. Krótką listę zażaleń wieńczy praca kamery podczas opadania ze znacznych wysokości - nie nadąża za postacią, przeto diabelnie łatwo o śmierć.

Diabeł naprawdę tkwi w szczegółach - to ten sam przeciwnik!

BIEDNY PAD…
Ze względu na dziesiątki powtórzeń niektórych fragmentów oraz powroty do już zaliczonych leveli, by zebrać pokaźniejszą liczbę sprytnie ukrytych klejnotów (odblokowują etapy z bossami), Giana Sisters: Twisted Dreams wyrwało mi z życia ponad 20 h, choć mniejszym niezgułom tryb Przygody zajmie jakieś 12. To sporo jak na niezależnego platformera, zaś nadal głodni skakania i wirowania z pewnością zagłębią się jeszcze w dwa dodatkowe tryby z nieco przebudowanymi bazowymi planszami: Score Attack (liczą się wyłącznie gemy) oraz Time Attack (olać świecidełka, najważniejsze to jak najszybciej dotrzeć do końca poziomu). Dodatkowo z okazji Halloween Black Forest Games udostępniło okolicznościowy level nawiązujący do tego święta. Co prawda jest krótki, a znalezione w nim klejnoty nie przechodzą do trybu Adventure, lecz mimo to dobrze świadczy o developerze, który włożył weń więcej pracy, niż inne, wielkie studia wypuszczające w świat np. skórki dla postaci. To się chwali. Szkoda tylko, że autorzy nie pomyśleli o dodaniu co-opa, gdyż jest po temu spory potencjał i z pewnością byłby wartościowszy, niż  domyślna kampania rozdzielona na dwoje.

Gdyby to był Niewidoczny Uniwersytet, w życiu nie zbliżyłbym się do tych książek. Uuk!

GONNA FLY NOW
Giana Sisters: Twisted Dreams
solidnie złoiło mi tyłek pokazując, gdzie moje miejsce wśród zdobywców platformówek. I choć w finałowym starciu ginąłem co rusz, nawet przez myśl mi nie przeszło odpuścić – zamiast tego próbowałem jeszcze raz. I jeszcze raz, niczym filmowy Rocky Balboa, który najpierw przyjmuje burzę ciosów rywala, by potem ledwo zipiąc zademonstrować serce wielkiego wojownika kładąc przeciwnika na deski. I właśnie dlatego nigdy nie zapomnę o tej produkcji.

PLUSY:

  • świetne połączenie nowoczesności z oldskulem
  • ogromna grywalność
  • wysoki, satysfakcjonujący poziom trudności
  • dodatkowe tryby dla urodzonych masochistów
  • piękna oprawa
  • znakomite poziomy

MINUSY:

  • drobne zgrzyty techniczne
  • przydałby się co-op

Jeśli ktoś ma ochotę śledzić mnie na Twitterze, zapraszam tutaj: https://twitter.com/guy_fawkes_gt

Zapraszam również do mojej strony na FB, gdzie zamieszczam wszystkie linki do publikowanych przeze mnie treści i ciekawostki: http://www.facebook.com/GuyFawkes88

guy_fawkes
6 listopada 2012 - 19:55