Modyfikowany węgiel - Kati - 10 listopada 2012

Modyfikowany węgiel

„Modyfikowany węgiel” zaczyna się mocno, a mianowicie od śmierci głównego bohatera. Jak u Hitchcocka – najpierw trzęsienie ziemi, a dalej napięcie rośnie. A przynajmniej powinno, zgodnie z prawidłami sztuki.

Takeshi Kovacs, były Emisariusz, który zszedł na przestępczą drogę, zostaje ściągnięty na Ziemię i upołokowiony w ciele policjanta. Na zlecenie wiekowego (dosłownie) bogacza Laurensa Bancrofta ma dowiedzieć się, jak zginął Laurens Bancroft. Tak, to nie pomyłka. W XXVI wieku śmierć nie jest już problemem. Ludziom wszczepia się stosy korowe, gdzie jest zapisana ich osobowość i które z kolei można umieścić w nowym ciele. Wyjątkiem są katolicy, będący już tylko marginalną sektą, którzy z przyczyn religijnych nie zgadzają się na upowłokowienie. Większym problemem jest prawdziwa śmierć – zniszczenie stosu – ale najbogatsi są w stanie go obejść – mają automatycznie aktualizowane kopie.

Policja twierdzi, że Bancroft popełnił samobójstwo, ale ten nie jest do tego przekonany. Po co popełniać samobójstwo, skoro ma się kopię? Niestety sam nic nie pamięta, ponieważ zginął przed aktualizacją tejże. Sprawa, już na pierwszy rzut oka podejrzana, okazuje się mieć drugie, a może i trzecie dno. A im dalej w las, tym co raz więcej osób próbuje zabić Kovacsa.

Mimo że „Modyfikowany węgiel” jest wariacją na doskonale znany temat (jak na czarny kryminał przystało, mamy cynicznego  i wcale-nie-takiego-złego detektywa, zepsutych bogaczy i nieskuteczną policję, do tego sceneria rodem z „Czy androidy śnią o elektrycznych owcach” czy „Neuromacera”), wcale nie miałam poczucia, że czytam coś wtórnego. Fabuła jest dopracowana, ubarwiona różnymi drobnymi smaczkami (np. sztuczna inteligencja kierująca hotelem „Hendrix”) nie można narzekać na brak zwrotów akcji, do tego specyficzna maniera opisywania świata też robi swoje. To znaczy autor niczego nie wyjaśnia, tego, czym są stosy korowe, co to jest upowłokowienie, kim są Emisariusze i co jest w nich takiego wyjątkowego dowiadujemy się mimochodem. No i najważniejsza kwestia: Morgan zajmuje się analizą społecznych skutków wynalezienia stosu korowego. Technologia nie jest tylko dekoracją, bez niej cała fabuła nie miałby racji bytu. W końcu jakaś powieść, która spokojnie przechodzi brzytwę Lema. I nawet nie mogę, jak to mam w zwyczaju, pomarudzić na zakończenie.

Kati
10 listopada 2012 - 00:13