Po długiej karierze w FIFA 12 zdecydowałem się spróbować swoich sił w prowadzeniu klubu w Football Manager 13. Wybór padł na tryb Classic, który stanowi idealne rozwiązanie dla osób pozbawionych dużych ilości wolnego czasu. Postanowiłem relacjonować wam swoje postępy. Przy okazji jest szansa podyskutować o samej grze, młodych talentach, bugach i różnych ciekawostkach.
Najgorsze, co może zrobić lider to stracić punkty w kilku meczach, w których powinien bez problemu wygrać. Strindheim odebrało nam trzy oczka golem w samej końcówce spotkania, a z Pors zremisowaliśmy, bo bramkarz puścił kolejną w swojej karierze szmatę. Tym samym w trzech meczach u siebie dopisaliśmy sobie tylko trzy punkty. Zacząłem się zastanawiać, czy moi zawodnicy nie kończą po godzinach szkoły filmowej i nie przygotowują właśnie nowego thrillera dla lokalnej społeczności Lillahemmer. Na szczęście wciąż w pierwszej jedenastce byli Johansen i Skagevang, a im zależało tylko i wyłącznie na awansie.
Ta dwójka praktycznie sama zdemolowała Birkenbeineren na jego obiekcie i pozwoliła nam zanotować przekonujące zwycięstwo 4:1. Świetnie wyszedł nam też mecz z Nybergsund, w którym strzeliliśmy pięć bramek, a straciliśmy tylko dwie. Miałem więc powody być w dobrym nastroju. Wyczuł to chyba Erik Bjerke, który w środku tygodnia odwiedził mnie w biurze.
Trenerze, chciałbym pogadać – zaczął defensor – muszę grać więcej, czuję się dobrze i wiem, że jestem w stanie coś dać drużynie.
Dobrze Erik – odparłem bez przeciągania – zobaczymy co da się zrobić, ale szlifuj formę, bo na pewno dostaniesz swoją szansę.
Nie chciałem i nie musiałem się z nim specjalnie kłócić. Akurat jego główny konkurent na lewej obronie, Hjermann, nie należy do piłkarzy, którzy potrafią utrzymać równą formę i często zdarzają mu się gorsze spotkania. Bjerke kilka razy z ławki dał dobrą zmianę, więc jego gra w pierwszej jedenastce nie powinna nas osłabić. Tak czy siak, wszyscy będą zadowoleni. Nawet Hjermann, który pewnie chętnie sobie trochę odpocznie.
Tymczasem w Ameryce Południowej zaczął się mundial. Mimo różnicy czasowej i sporej liczby obowiązków starałem się śledzić przebieg mistrzostw. A było co oglądać, bo z dobrej strony pokazywała się m.in. jedenastka prowadzona przez Waldemara Fornalika. Polacy trafili do grupy z Anglią i Chile, ale dali radę wyjść dalej. Potem już siłą rozpędu i niebywałym szczęściem dotarli do półfinału, gdzie musieli uznać wyższość Niemców. Znowu cały kraj szykował się na wielką bitwę, ale powtórki spod Grunwaldu nie było. Pozostała nam walka o trzecie miejsce z Włochami, którą biało-czerwoni niestety też przegrali, po rzutach karnych i remisie 3:3 w dogrywce. Warto jednak dodać, że długo przy tym grali w osłabieniu i dzielnie stawiali opór dużo bardziej utytułowanemu przeciwnikowi. A finał? Niemcy okazali się najlepsi i pokonali, także po rzutach karnych, Argentynę. I na pewno był to lepszy mecz niż ten z 1990 roku.
Jeszcze w trakcie trwania mundialu otworzyło się okienko transferowe. Szczerze to nie sądziłem, że wykorzystam je do szukania wzmocnień, ale moje plany zmieniło niespodziewanie Moss. Ligowy rywal skorzystał z okazji, że Glenn Stensrud nie otrzymał jeszcze propozycji nowego kontraktu i szybko zaproponował mu własną ofertę. Piłkarz z radością złożył swój podpis, a mnie pozostało tylko zaakceptować, że defensywny pomocnik po zakończeniu rozgrywek zmieni pracodawcę. Skoro jednak inni tak robią to i my postanowiliśmy „wykraść” jakiś talent innym. Wybór padł na solidnego pomocnika Bjorkevolla. Bez problemu dogadaliśmy się i podpisaliśmy umowę. Od stycznia 2015 roku mamy więc nowego piłkarza w składzie. To powinno być spore wzmocnienie naszego środka pola.
Do tej pory byliśmy jeszcze w lidze niepokonani, ale każda seria musi się kiedyś skończyć. Nie spodziewałem się jednak, że przegramy u siebie i to z zawodzącym w tych rozgrywkach Lyn. Słaba dyspozycja Parkstada i błędy Bjerke przyczyniły się jednak do klęski 1:2. Tymczasem w Polsce Artur Boruc ogłosił zakończenie kariery, a ja dowiedziałem się, że m.in. Simone Perrotta i Francesco Totti szukają pracy w sztabie szkoleniowym. Oczywiście nie w Norwegii. Świat piłki powoli się zmienia.