Severance: Blade of Darkness i Dark Messiah of Might and Magic - myrmekochoria - 8 lutego 2013

Severance: Blade of Darkness i Dark Messiah of Might and Magic

 

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Dark Messiah jest duchowym spadkobiercą Severance Blade of Darkness. Blade of Darkness było wymieniane jako jedno z bardziej klimatycznych i krwawych przeżyć dekady, które w moim mniemaniu biło na głowę sławnego, i też dobrego, Runea.

Pamiętam wieczory spędzone na wciskaniu quick save i quick load podczas, których szukałem magicznego miecza. Ciskał on tnącymi półksiężycami z jakiejś eterycznej materii. Zanim jednak do niego dotarełem, to zabiłem mnóstwo orków, goblinów, ludzi, golemów, kilku wręcz spektakularnych i niepokojących bossów. Używałem do tego tak szerokiego asortymentu uzbrojenia, że można byłoby uzbroić tą różnorodnością całkiem sporą armię. Nie wspominając o tym ile drzew musiały pochłonąć moje tarcze, rozbijające się często w drzazgi. Gwarantem przeżycia i zachowania kończyn w tym świecie było posiadanie tarczy, może właśnie dlatego mój barbarzyńca tak często ginął. Zwiedziłem dziesiątki wspaniałych lokacji, które poruszyły moją wyobraźnie i przeszyły moje serce, a raczej była to strzała goblińskiego łucznika, który nagle znikąd postanowił na mnie zapolować. Uciekałem przed ogromnym toczącym się kamieniem w ciasnym korytarzu. Unikałem ogromnych pił tarczowych. Czym byłaby taka gra bez wszechobecnych pułapek? Z perspektywy czasu widzę naiwność fabularną i stereotypowość tego świata, choć pozostał ten dziwnie mroczny i krwawy klimat; pamiętam zwłaszcza jednego bossa jakiegoś czerwonego, jakby obdartego z skóry demona, który latał na smoku i był prawie tak samo szalony jak Mel Gibson w jednym z odcinków South Parka. Bardzo miłym urozmaiceniem były zależne od wyboru postaci początki przygody, nic wielkiego, ale daje się zapamiętać. Pamiętam walkę z jednym bossem, który także potrafił wystrzeliwać półokręgi śmierci z swojej dłoni i gdy mój i jego zderzyły się, nastąpiła dziwna eksplozja i chyba fala uderzeniowa pozbawiła mnie głowy. Mogłem podziwiać swoje kalekie ciało w ostatnim śmiertelnym zamroczeniu i krwawym deszczu z miejsca, w którym była głowa. Sterowanie bywało toporne. Trudno było czasem wykonać specjalne ruchy, skakanie przypominało frustracje i toczenie śliny z ery ośmiobitowców, a mechaniczne ruchy bohaterów przyprawiały czasem o uśmiech. Było kilku bugów, niedoróbek, ale gra na owe czasy była wspaniała, trudna, denerwująca, epicka.

Jak do tego ma się Dark Messiah? Na początek wymienię tylko jedną różnice, całkiem ważną, Blade of Darkness to widok trzecio osobowy, gdy DM to pierwsza osoba i daje to całkiem dobre odczucie wczucia (taa… pleonazm) się w bohatera, zwłaszcza gdy ork wydycha na was świeżo umyte zęby. W pewnym sensie czuję się na własnej skórze uderzenie dzięki ruchom głowy i pracy kamery, którą bardzo przemyślnie i dobrze zaintempletowano. Kilka całkiem ciekawych rozwiązań, łuk z liną, całkiem sprawnie, acz czasem pokracznie działająca fizyka i pełno pułapek, które tylko czekają, aby ich użyć

Poza tą różnicą niewiele zmieniono. Nadal tarcza jest Wam droższa niż cała rodzina. Walki są całkiem ekscytujące i brutalne. Nie ma może wyboru bohatera, ale drzewko rozwoju pozwala nam stworzyć, powiedzmy, cztery postacie, choć walka wręcz jest najbardziej opłacalna. Nadal zwiedzamy świat, może nie aż tak jak wtedy piękny (tj. BoD), bo wtedy braków graficznych nie widziałem, a w DM obiekty nie rysuję się zbyt daleko i kilka innych szczegółow nie wartych wspomnienia

Teraz dochodzę do rzeczy która mnie najbardziej ubodła, choć nie powinna. Pamiętacie świat Ashan z Heroesa V? Bajkowy, pastelowy, bez żadnego poczucia zagrożenia z świetnym art designem, doskonałymi modelami, szkicami koncepcyjnymi. Właśnie tego w DM nie ma. Wiem, że słowo „Dark” ma tutaj ważną konotację, ale jakoś to nie wyszło i za każdym razem gdy dzieję się coś strasznego w tym konwencjonalnym dark fantasy świecie, to ja wybucham śmiechem. Atmosfera nie robi na mnie żadnego wrażenia, może dlatego, że po tym uniwersum spodziewałem się czegoś zupełnie innego, a tutaj i potwory wyglądają inaczej, i świat nieco zszarzał, nie ma kolorów, ogromnych dłoni dżina, ani gigantycznych klejnotów na turbanach magów. W BoD o wiele lepiej jakoś to „Dark” się spełniało jako gatunek. Choć przyznam, że mamy w DM bardzo dużo ironii, humoru i puszczania oka do odbiorcy. Muszę też przyznać, że Sareth wygrał u mnie nagrodę na najgłupszego, najnaiwniejszego i najmniej myślącego bohatera ostatnich kilku lat, za co powinien dostać nagrodę, na przykład mózg.

Wiem, że ten przytyk jest wyssany prawie z palca, ale to jedyna zła rzecz jaką mogę powiedzieć o Dark Messiah. Musze przyznać, że jest świetną grą, a był w niej potencjał na arcydzieło, gdyby tylko doszlifować kilka rzeczy. Poza tym odnowiła ten stary gatunek nadając mu next genową świeżość i obudził we mnie dawną nostalgie do BoD i pasję action paintingu ścian za pomocą ostrego metalu i krwi moich wrogów. Być może czas na Dark Souls.

myrmekochoria
8 lutego 2013 - 21:55