Prey samsara Duke Nukem czyli kilka myśli co nie nowe - myrmekochoria - 3 września 2013

Prey, samsara, Duke Nukem, czyli kilka myśli, co nie nowe

Prey przebył długą drogą. Trzy studia zaangażowane w idee gry, jedenaście lat w produkcji, zmiany fabuł, tylko po to, aby postrzelać do obcych? W sumie jest to w duchu 3D Realms, ale prosta eksterminacja obcych rysuje o wiele bardziej niepokojący obraz w moim uszkodzonym umyśle.

Prey jest naprawdę świetną i oryginalną strzelanką, ale największe wrażenie zrobił na mnie design gry, który można określić jednym słowem – organiczny. Bronie zdają się być dziwną hybrydą żyjących organizmów z syntetycznymi materiałami. Karabin szturmowy, dający się zamienić na snajperkę, który podczas tej przemiany wszczepia się nam gałkę oczną. Role granatów spełniają pająki. Dziwna energetyczna broń może zmieniać rodzaj „amunicji” i sam sposób prowadzenia ognia Karabin maszynowy podobny do skorpiona i face hunggera z „Obcego”. Bronie dokonują interakcji z Tommym i żyją własnym życiem. Zresztą cały statek, zwany w grze Sphere, jest połączeniem zaawansowanej technologii, którą możemy jakoś zidentyfikować, z niezrozumiałym biologicznym aspektem statku, ale o tym może we właściwej części tekstu. Będziemy się poruszać po tej gigantycznej Sferze w kilka bardzo ciekawych sposobów. Portale w strzelankach mają tak bogatą tradycję, że chyba nie warto opisywać ich działania, choć czasem można kogoś postrzelić przez jeden portal strzelając w drugi. Uważni mogą zaobserwować, że w Preyu dominującymi kolorami portali są pomarańczowy i niebieski. Jakieś podobieństwa? O wiele ciekawsze są elementy gry, podczas których zmieniamy grawitacje panującą na statku. Podczas kilku wymian ognia mój błędnik zachowywał się dziwnie, zwłaszcza, gdy maszerowałem po świecącej, przylepnej drodze, kwestionującej zasady fizyki. W 2006 roku było to całkiem nowatorskie i innowacyjne, zwłaszcza, że byliśmy już w trakcie ery współczesnych shooterów, które zamieniły szaleństwo i wyobraźnie na brązowawy filtr graficzny i dzielnych żołnierzy ratujących demokrację. Prey jest reliktem poprzedniej ery w grach komputerowych spod znaku Duke Nukem czy Doom.

Przejdę do sedna tego tekstu. Prey całkiem dobrze buduje nastrój. Tommy jest mechanikiem, który przybył od baru, gdzie pracuje jego dziewczyna. Młody Indianin ma już  dosyć swojego życia w rezerwacie, podąża jednak za nim przeszłość w osobie jego dziadka (Enisi). W barze wywiązuje się bójka i kończy się tym, że Obcy porywają cały budynek i nie tylko („if i had a nickel for everytime that happens”). Nadmieńmy, że w barze możemy zagrać w kilka gier, obejrzeć ciekawe transmisje i wysuszyć ręce… Duke Nukem. Scenarzyści dobrze oddają panikę towarzyszącą, jeżeli można w ogóle o czymś takim mówić w przypadku wysoce wątpliwego zdarzenia, porwaniu przez niezidentyfikowany obiekt latający. Statek jest wręcz pięknie obcy, nie wiadomo co się dzieje, widzimy wnętrze pojazdu, funkcjonujące z niewiarygodną wydajnością.

Niemieckie napisy są zupełnym przypadkiem i nie mają nic wspólnego z Holocaustem i poddaniem ciała ludzkiego monetyzacji! Chichot historii.

Enisi umiera w tej dziwnej maszynie, która nie służy do eksterminacji, ale do pobierania jakoś energii z biologicznej masy powstałej z ciała człowieka. Podczas eksploracji statku natrafimy na oślizgłe zarodniki, z których będą wypadać resztki kończyn albo organów wewnętrznych. Prawdopodobnie organiczna część Sfery wymaga biologicznego materiału do zachowania sprawności. Dominacja jednego gatunku nad drugim, to bardzo stary motyw w literaturze fantastyczno – naukowej. Zresztą utarło się już popkulturze, że obcy raczej nie przepadają za mniej rozwiniętymi formami życia, co jest chyba cechą każdego gatunku. Poza tym to wszystko z perspektywy ofiary wygląda bardzo makabrycznie i obco.

Wiem, że wielu ludzi, o ile ktoś to przeczyta, zaraz będzie się chciało kłócić o traktowanie zwierząt i prawo do ingerowania w bieg natury, ale nie o to mi chodzi, choć to całkiem spory problem. Musicie docenić zawodzenie śpiewającej pani podczas „karuzeli krów”. Czy nie wygląda to jak Sfera? I czy nie działa równie wydajnie? Mnie chodzi osobiście o bardzo ciekawy sposób zaprezentowania kontaktu z czymś, co później jest interpretowane jako transcendentne doświadczenie. Poza tym te dwie rzeczy skojarzyłem podczas oglądania śmierci Enisi.

Nad grą unosi się także lekka krytyka technologii, która prowadzi do walki o surowce, stanowiące jej fundamenty. Enisi staje się także głosem duchowego rozsądku podczas wyboru przed jakim staje Tommy, gdy może sam zapanować nad Sferą. Nie jestem ekspertem, ale mitologia Indian jest wpleciona całkiem nieźle w fabułę.

Prey wcale nie przeszedł „bokiem” w branży, zebrał nawet całkiem dobre noty, ale jakoś większość graczy o tej grze zapomniała. Prey 2 chyba nie będzie miał nic wspólnego z poprzednikiem – o ile w ogóle ujrzy światło dzienne.  Poza tym chyba jeszcze nikt lepiej nie użył w grze komputerowej Barracudy zespoły Heart. Teraz do mnie dotarło, że do nowego Dukea, to Prey był jedyną znaczącą produkcją w stylistyce lat 90., więc niech to będzie morał.

Na koniec niech zagra coś tkliwego:

myrmekochoria
3 września 2013 - 19:18